25 czerwca 2012

W matni („Nadzieja” Katarzyna Michalak)


wyd. Termedia
rok: 2012
str. 272
Ocena: 4,5/6


Jak nie drzwiami, to oknem…
Muszę przyznać, że zaopatrzenie się w Nadzieję, choćby na kilka dni, graniczyło niemal z cudem. W którą stronę bym się nie odwróciła i którymi drzwiami bym nie próbowała wejść w posiadanie tej książki, tak napotykałam mur, lub całowałam klamkę. Na szczęście na świecie są jeszcze dobre dusze, a w zasadzie siostry mentalne, które przeczuwając katastrofę wyciągają pomocną dłoń, dzierżąc w niej ową Nadzieję. Z Dolnego Śląska na Górny przecież nie tak daleko, w ekspresowym więc tempie weszłam w posiadanie najnowszej książki Katarzyny Michalak i… no cóż. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co było dalej, proponuję lekturę poniższego „sprawozdania”.

Lilę Borową a w zasadzie Lilianę Łapską poznajemy w dość… niezwykłych okolicznościach. I jeśli mam być zupełnie szczera, to przymiotnik „niezwykłe” jest w tym wypadku wyjątkowo delikatnym sformułowaniem. Lilka, w zapamiętaniu, wpada na most Poniatowskiego i zaczyna się pozbywać wszystkich rzeczy, które mogą tajemniczemu MU czy też IM wyjawić, gdzie kobieta w danej chwili się znajduje. I tak w czeluściach mroku znika laptop, komórka, karty chipowe, kredytowe i… nie, Liliana decyduje, że dowód, paszport i prawo jazdy zostawi. W końcu nie wiadomo, co może być jej już lada chwila potrzebne. Nie ma się co łudzić, ucieczka nie jest łatwą sprawą, szczególnie gdy ucieka się przed takim strasznym prześladowcą. Lilka oczywiście nie ma gotowego planu, uciekała w wielkim ferworze, w kilka chwil spakowała to, co wydawało jej się w danej chwili niezbędne i ruszyła przed siebie. Dopiero po tym wielkim oczyszczeniu, po swoistym spaleniu mostów zaczęła analizować sytuację i zdała sobie sprawę, że zupełnie nie wie co ma dalej robić. Każde miejsce, do którego może się udać, z góry skarze ją na klęskę. Wystarcza jednak chwila, kilka głębokich oddechów i dziewczyna zaczyna logicznie analizować sytuację, w której się znalazła. Wie, że ludzie z nią spokrewnieni na pewno jej nie pomogą. Są również tacy, którzy w dawnych czasach pomogliby jej bez chwili wahania, ale raczej nie teraz. Zbyt wiele mostów spaliła, za dużo razy trzaskała drzwiami i pokazywała na co ją stać. Gdyby tylko mogła… cofnąć czas. Wrócić do tych kilku chwil, w sumie może kilku dni, w ciągu których naprawdę była szczęśliwa. Gdyby los okazał się na tyle łaskawy i pozwolił jej naprawić to, co tak skrzętnie przez całe swoje życie niszczyła, może mogłaby być szczęśliwa? Może udałoby się jej ułożyć sobie życie? Może zyskałaby wybaczenie, dzięki któremu mogłaby wybaczyć sama sobie? Tak, to jest to. Dokładnie to. Liliana już wie, że nie musi się dłużej zastanawiać. Zdaje sobie sprawę, że droga, którą postanowiła podążyć może wcale nie doprowadzić jej do miejsca, w którym było jej tak dobrze. Wspomnienia się zacierają, bledną z biegiem lat, nie są już takie jak kiedyś. Dawniej przemierzane ścieżki we wspomnieniach są krótsze, bardziej kolorowe i zdecydowanie prostsze. Nie można się na nich zgubić, prowadzą prosto tam, do ukrytego za drzewami domu, do ostoi spokoju, do… Nadziei. Czy Lilou uda się odnaleźć krainę dziecięcej szczęśliwości? Czy dotrze na miejsce? Czy nie zgubi ją własna pewność siebie i przekonanie, że powrót będzie dziecinnie prosty? Co w trakcie drogi przydarzy się Lilianie? Jaką kobietą jest ona w rzeczywistości? Przed czym ucieka, co zostawia za sobą? Jak i przez kogo została ukształtowana? Jak wychowanie, które odebrała, odbiło się na jej dorosłym życiu? Jeśli chcecie dowiedzieć się tego wszystkiego koniecznie powinniście sięgnąć po najnowszą powieść Katarzyny Michalak, zatytułowaną nie inaczej tylko Nadzieja.

Ocenienie tej książki, wbrew pozorom, wcale nie jest prostą sprawą. Nadzieja jest pierwszą powieścią tej autorki, z która miałam okazję się zapoznać. Może takie pierwsze spotkanie powinno odbywać się w innych „okolicznościach przyrody”? Może na pierwszy rzut zawsze powinna iść książka, która gości już dłużej na rynku i z którą nie jedna, nie dwie, lecz setka osób miały okazję się zapoznać? Trudno stwierdzić. Ja na pewno nie żałuję, że przeczytałam Nadzieję, choć… no właśnie, żałuję tego, że jest jakiekolwiek „choć”. Bo chciałabym zacząć poznawanie autora od powieści, która nie zawiedzie mnie w żadnym względzie. Niestety jest mi to dane niezmiernie rzadko. Nie jest jednak tak, że książka w ogóle mnie zawiodła, co to to nie… ale wryło mi się w pamięć kilka elementów, które burzyły mi całość i które spowodowały obniżenie oceny, jaką chciałam wystawić powieści. Pierwszym takim elementem jest… początek. No może nie sam początek, bo ten akurat wybitnie przypadł mi do gustu, wywołał ciarki na całym ciele i spowodował, że chciałam jak najszybciej poznać dalsze losy Liliany. Odrobinę zawodu przeżyłam w chwilę później, gdy bohaterka, zamiast gnać do przodu i snuć opowieść o tym, czemu ucieka cofnęła się w czasie i zaczęła wspominać poprzednie ćwierćwiecze. Lektura pierwszych osiemdziesięciu stron niestety nie należała do najprzyjemniejszych. Trudno się jednak dziwić, skoro w domu Lili działo się bardzo źle. Owo „źle” jednak, zamiast zmobilizować dziewczynę do walki, albo sprowadzić ją na zupełne dno, stworzyło z niej… potwora. Bo inaczej się tego nazwać nie da. I teraz, po zakończonej lekturze, rozumiem dlaczego autorka skazała mnie na czytanie tej części powieści, ale nie wiem, dlaczego to musiało trwać aż tak długo. W zasadzie opowieść o latach wczesnego dzieciństwa Lili trwała przez jedną trzecią powieści. W tym czasie, poza poznaniem jej rodziny i przyjaciela, dowiedzieliśmy się jak główna bohaterka traktowana jest przez otoczenie. Autorka oszczędziła nam jednak szczegółów i w zasadzie skupiła się na opisaniu sielanki jaką wiodła Liliana u boku Alexa i jego cioci Anastazji. Z rzadka pani Michalak przypominała nam, że dziewczynka w domu traktowana jest jak worek treningowy. Temat ten został jednak jedynie zarysowany, chyba dlatego, by czytelnik nie stwierdził, że to powieść nie dla niego. Niestety, w związku z tym, mi ewidentnie w tej części czegoś brakowało, a ten nieustanny brak przyspieszał przymykanie się moich powiek. Z tego też powodu czytało mi się tę powieść wyjątkowo topornie, a przynajmniej ten przydługi wstęp. Przyszedł jednak taki moment, w którym autorka powróciła do tonu z pierwszych stron powieści i już wiedziałam, dlaczego koniecznie musiałam przeczytać tę książkę. Gdzieś od 88 strony zobaczyłam co może podobać się w powieściach pani Michalak i dlaczego posiada tak wielką rzeszę fanów (choć może to jednak nie jest powód? Wyczytałam gdzieś, że Nadzieja jest zupełnie inna niż pozostałe powieści autorki). W każdym razie kolejne strony i kolejne części książki to zupełnie inna bajka. Zaczyna się okres nastoletniego buntu, nasilenie kłamstw, robienie krzywdy sobie i bliskim. Niszczenie, niszczenie, niszczenie. Bohaterka zachowuje się miejscami jak wariatka. Zdaję sobie sprawę, że to celowy zabieg, że taką osobą miała Lila być. Ale wciąż nie mogę pojąć, co ból potrafi zrobić z człowiekiem.

Nadzieja jest połączeniem dramatu, powieści obyczajowej, powieści psychologicznej, bardzo delikatnego thrillera oraz romansu. Z tego też powodu zdecydowanie mogę zaliczyć ją do udanych lektur, takich, które zostaną w mojej pamięci na dłużej. Nie jest jednak, jak wspomniałam na początku – ideałem. Choć łączy w sobie tak wiele wątków, to jednak, mimo wszystko, wydaje mi się że należy jedynie do kanonu lektur kobiecych. Nie wiem czy wielu mężczyzn byłoby skłonnych przedzierać się przez gąszcz wspomnień i zastanawiać się, czy w danej chwili mamy do czynienia ze snem czy jawą, z przeszłością czy teraźniejszością. Nie mówię jednak, że absolutnie żaden mężczyzna nie znajdzie w niej czegoś dla siebie, bo tak na pewno nie jest. Jest to dość specyficzna powieść z zakończeniem, a przynajmniej próbą zakończenia, które spotyka się dość rzadko w tego typu powieściach. Jedno jest jednak pewne – wielu czytelnikom zapadnie ono w pamięć. Niestety autorka nie poszła w zaparte i nie zakończyła powieści w duchu tego, czego spodziewałam się po finiszowych stronach ostatniej części książki. Pani Michalak dała czytelnikom tej powieści dwa typy nadziei. Z jednej strony pokazała im dom, na którego cześć najpewniej nazwała tę książkę, z drugiej strony dała nadzieję na to, że nawet do najpodlejszych ludzi czasem uśmiecha się los. Ja jednak wolałabym bardziej ostateczne zakończenie, jakie zwykle ma miejsce w prawdziwym życiu. Na koniec wspomnę jeszcze, że pierwotnie bardzo podobał mi się tytuł tej książki. Tak było aż do momentu gdy odkryłam, że tytuł jest dwuznaczny, ale w bardzo banalny sposób. Niestety, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przestałam za nim (tytułem) przepadać. To w zasadzie byłoby tyle jeśli chodzi o Nadzieję. Zasadniczo książka mi się podobała i wydaje mi się, że jest warta polecenia. 

14 komentarzy:

  1. Nigdy nie słyszałam o Katarzynie Michalak - dopiero jak założyłam bloga dowiedziałam się że taka autorka istnieje - zauważyłam że jest jakaś moda na tą autorkę - ochy - achy - chyba z ciekawości sięgne po tą książkę - może też stanę się fanką tej autorki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśłi jesteś zwolenniczką łzawego stylu i zawsze pozytywnych zakończeń, to masz szansę na bycie fanką:)Ja nie mam nic przeciwko szczęśliwym zakończeniom, lae styl autorki absolutnie do mnie nie przemawia. Mam wrażenie chaosu i niedopracowania. Dla mnie brakuje dobrych opisów i dialogów.

      Usuń
  2. Niedługo zabieram się za jej czytanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałabym, żeby i w moje łapki niedługo wpadła... ale jak będzie, tak będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też próbuję zdobyć tą książkę. Może w końcu mi się uda!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię książki napisane przez Katarzynę i dość często do nich wracam. Być może nie jest to przesadne zachwycanie się twórczością tej autorki, jednak uważam, że dzięki niej nieco inaczej spojrzałam na wiele spraw.

    OdpowiedzUsuń
  6. czytałam "Nadzieję", dzięki uprzejmości samej autorki, od której otrzymałam szybciej książkę
    bardzo mi się spodobała, ale to może dlatego, że miałam porównanie z jej poprzednimi książkami i ta, będąc zupełnie inna, doprawdy przypadła mi do gustu
    pozdrawiam Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Dokładnie takie wrażenia miałam, że nie jest to ksiązka moich marzeń i że za wielkimi słowami kryje się wielkie nic! zawiodłam się na tej książce, ale że dostałam ją do recenzji musiałam już przymknąć oko na to... i owo. Sądzę że... mężczyźni nie znajda w tej książce nic dla siebie że powieść jest infantylna, tylko opisywanie przeszłości i durnego zachowania bohaterki przy braku scen erotycznych które mogłyby podkręcić atmosferę! Jak zawsze u Michalak jest jakiś dom marzeń, jest trochę złotych myśli ale czy to nie za mało by stworzyc dobrą powieść?
    - czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mimo wszystko chcę przeczytać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem Ci niezmiernie wdzięczna za receznję tej książki. Wiem, że zagorzałe fanki autorki bardzo ciepło ją przyjmują, jednak bardzo interesowało mnie jak podejdzie do niej osoba, która autorki jeszcze nie zna. Sama również jestem taką osobą i nie ukrywam, że nadal próbuję ją zdobyć i wyrobić sobie własne zdanie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam jedną książkę tej autorki i bardzo mi się spodobała. Po tę też sięgnę

    OdpowiedzUsuń
  11. Mi się książki Kasi bardzo podobają, ale jak zawsze twierdze nie wszyscy muszą lubić to samo. No i jak tak patrze to ogólnie dobrze ją oceniłaś ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No powiem ci, że podczas czytania miałam do niej całkiem sporo "ale|, ale suma sumarum wyszło na to że była dobra... drażniły mnie pewne szczegóły, niektórych elementów wg mnie być nie powinno... no i ja z natury katastroficzna jestem, lubię jak ludzie giną masami, albo jak nie ginie nikt. A tu autorka kogoś uśmierciła, a osobę która powinna zginąć cudem uratowała... takich zagrań już absolutnie nie lubię... jasne, że niektóre z nich mają za zadanie wyczyszczenie karty, możliwość ponownego startu.. ale tu było za dużo tego...

      Usuń
    2. Znając Twoje upodobania czytelnicze nie dziwie się Twoim "ale" ;) Po prostu nie do końca Twój typ literatury ;)

      Usuń