„Wielki Błękit” Veronica Rossi
tom: III
wyd. Otwarte
rok: 2014
str. 368
Ocena: 4,5/6
Minął niemal rok od chwili, gdy po raz ostatni miałam przyjemność
zetknąć się z twórczością Veroniki Rossi. Przez burze ognia mnie zafascynowało.
Przez bezmiar nocy - zastanowiło. Jak to zwykle bywa, zaraz po zakończeniu
lektury drugiego tomu serii - nie mogłam doczekać się kontynuacji. Wielki
Błękit równocześnie fascynował mnie i przerażał. Na ostatnią część trylogii
przyszło mi czekać dość długo. Od lektury Bezmiaru minęło już kilka ładnych
miesięcy. Moja fascynacja tą serią zdążyła więc już odrobinę okrzepnąć,
ugruntować się i może nawet odrobinę zelżeć. Nie zmieniło to jednak faktu, że
bardzo chciałam zapoznać się z dalszymi losami Arii i Perry'ego. Chciałam tak
bardzo, że zaczęłam książki wyczekiwać, a gdy w końcu trafiła w moje dłonie -
już jej nie wypuściłam. A, jeśli mam być szczera, czytałam wówczas coś innego.
Czy było warto? Tego można dowiedzieć się, czytając poniższą notkę.
Aria, po trudnych decyzjach, które musiała podejmować w Bezmiarze, jest
dość poważnie poturbowana - i to nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Do
tego niektóre fakty z dość niedalekiej przeszłości, są nie do cofnięcia. Aria
nie może wymazać ich ani ze swojej, ani Perry'ego pamięci. Chłopak, choć cieszy
się, że jego ukochana jest przy nim, wciąż ma w głowie wydarzenia ostatnich
dni. Jedyna różnica tkwi w tym, że Perry nie chce rozmawiać o problemach, o
przeszłości, o wspomnieniach... Obecnie
liczy się dla niego to co ma i to, co może utracić w każdej chwili. I mowa tu
nie tylko Arii, ale o całym jego
plemieniu. Falom grozi niebezpieczeństwo. Burze już w zasadzie nie ustają. Całe
plemię przeniosło się do jaskini, ale ile czasu mogą w niej wytrzymać? Do tego
kończą się zapasy, i to nie tylko pokarmu, ale nawet drewna na opał. Strach
dotyka każdego. Trapi młodych i starszych, kobiety i mężczyzn. Jedyną nadzieję
na poprawę losu wszyscy widzą w Cinderze, niestety, chłopiec znajduje się poza
ich zasięgiem. A może... może jednak mogą go odzyskać? Może uda im się
przetrwać? Może... Tylko, ile będą musieli poświęcić, by tego dokonać? Czy dadzą
radę podjąć najważniejsze i najtrudniejsze decyzje w ich życiu? Czy dane im
będzie dotrzeć do upragnionego Wielkiego Błękitu, bez ponoszenia zbędnych
ofiar? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą powieść
Veroniki Rossi.
Książka... Nie, nie zachwyciła mnie. Nie położyła na łopatki. Nie
sprawiła, że świat się zatrząsł. Nie przysłoniła mi otoczenia i nie odebrała mi
tchu. Nie było jednak tak, że nie wpłynęła na mnie w ogóle. Bo wpłynęła. W
zasadzie podczas całej lektury zastanawiałam się, jak dużo człowiek jest w
stanie znieść i kiedy budzi się w nim wewnętrzny bunt. Zastanawiałam się, czy
silniejsze jest przywiązanie, czy miłość. Lojalność czy uczucia? Dobro ogółu,
czy szczęście jednostki? Życie setek, czy wolność konkretnego istnienia? W
Wielkim Błękicie odnajdziemy oczywiście walkę, bunt i miłość. Przede wszystkim
jednak znajdziemy analizę problemu, liczne przemyślenia i wewnętrzne monologi.
Z jednej strony ostatnią część serii można więc uznać za najgorszą, z drugiej -
za najlepszą. Całość czyta się dobrze. Autorka nie straciła rozmachu i napisała
bardzo dobrą powieść. Zakończenie tej historii ma jednak to do siebie, że nie
jest najłatwiejsze. Wymaga zaangażowania, uwagi, znajomości poprzednich części
opowieści oraz ogromnych pokładów wiary, że... będzie dobrze. Bo musi być.
Prawda?
Najtrudniejszy w recenzowaniu ostatniego tomu serii jest fakt, że nie
powinno się zdradzić, co było wcześniej, bo ktoś kto czyta opinię, mógł ich nie
czytać, a recenzja ma go do tego nakłonić. W zasadzie nie pozostaje więc nic
poza serwowaniem ogólników lub wywnętrzaniem się nad tematami poruszanymi w
pierwszej części powieści. Czy to jednak ma sens? Czy to może nie przesada? Czy w takim wypadku
powinniśmy się skupiać na czytanej książce, czy na całości? Na to pytanie chyba
odpowiedzieć powinna już sobie osoba recenzująca. Osobiście staram się wyważyć
oba podejścia. Powiedzieć coś, ale nie do końca zdradzić o co chodzi. Wspomnieć
o czymś, ale niezupełnie sprecyzować co się ma na myśli. Mam nadzieję, że mi to
wychodzi i, że nikt nie zniechęca się po moich recenzjach do czytania
wcześniejszych tomów, ze względu na fakt, że wie za dużo. Liczę, że tym razem
udało mi się zachować tę równowagę, pozwalając wam po części zajrzeć w świat
Wielkiego Błękitu, jednocześnie nie zdradzając, co przyniesie cała seria. Tak
czy inaczej - zachęcam do zapoznania się z nią. Warto.
Hm, czytała pierwszy tom i niewykluczam sięgnięcia po kolejne, chociaż niczego mi prz przeczytaniu nie urwało. Seria z pewnością to kiepskich nie należy, ale chwilow nie mam czasu na nowe nabytki.
OdpowiedzUsuńJeżeli mogłabym, to chciałam zwrócić uwagę na malutki błąd - w recenzji napisałaś Przez burzę ogania, a tytuł brzmi Przez burze ognia < liczba mnoga ;)
Pozdrawiam ;)
Poprawione :) Dzięki :)
UsuńKiedyś sięgnę po tę serię
OdpowiedzUsuń