22 sierpnia 2014

Bezpieczne schronienie („Wielki Błękit” Veronica Rossi)

„Wielki Błękit” Veronica Rossi
tom: III
wyd. Otwarte
rok: 2014
str. 368
Ocena: 4,5/6



Minął niemal rok od chwili, gdy po raz ostatni miałam przyjemność zetknąć się z twórczością Veroniki Rossi. Przez burze ognia mnie zafascynowało. Przez bezmiar nocy - zastanowiło. Jak to zwykle bywa, zaraz po zakończeniu lektury drugiego tomu serii - nie mogłam doczekać się kontynuacji. Wielki Błękit równocześnie fascynował mnie i przerażał. Na ostatnią część trylogii przyszło mi czekać dość długo. Od lektury Bezmiaru minęło już kilka ładnych miesięcy. Moja fascynacja tą serią zdążyła więc już odrobinę okrzepnąć, ugruntować się i może nawet odrobinę zelżeć. Nie zmieniło to jednak faktu, że bardzo chciałam zapoznać się z dalszymi losami Arii i Perry'ego. Chciałam tak bardzo, że zaczęłam książki wyczekiwać, a gdy w końcu trafiła w moje dłonie - już jej nie wypuściłam. A, jeśli mam być szczera, czytałam wówczas coś innego. Czy było warto? Tego można dowiedzieć się, czytając poniższą notkę.

Aria, po trudnych decyzjach, które musiała podejmować w Bezmiarze, jest dość poważnie poturbowana - i to nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Do tego niektóre fakty z dość niedalekiej przeszłości, są nie do cofnięcia. Aria nie może wymazać ich ani ze swojej, ani Perry'ego pamięci. Chłopak, choć cieszy się, że jego ukochana jest przy nim, wciąż ma w głowie wydarzenia ostatnich dni. Jedyna różnica tkwi w tym, że Perry nie chce rozmawiać o problemach, o przeszłości, o wspomnieniach...  Obecnie liczy się dla niego to co ma i to, co może utracić w każdej chwili. I mowa tu nie tylko  Arii, ale o całym jego plemieniu. Falom grozi niebezpieczeństwo. Burze już w zasadzie nie ustają. Całe plemię przeniosło się do jaskini, ale ile czasu mogą w niej wytrzymać? Do tego kończą się zapasy, i to nie tylko pokarmu, ale nawet drewna na opał. Strach dotyka każdego. Trapi młodych i starszych, kobiety i mężczyzn. Jedyną nadzieję na poprawę losu wszyscy widzą w Cinderze, niestety, chłopiec znajduje się poza ich zasięgiem. A może... może jednak mogą go odzyskać? Może uda im się przetrwać? Może... Tylko, ile będą musieli poświęcić, by tego dokonać? Czy dadzą radę podjąć najważniejsze i najtrudniejsze decyzje w ich życiu? Czy dane im będzie dotrzeć do upragnionego Wielkiego Błękitu, bez ponoszenia zbędnych ofiar? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą powieść Veroniki Rossi.

Książka... Nie, nie zachwyciła mnie. Nie położyła na łopatki. Nie sprawiła, że świat się zatrząsł. Nie przysłoniła mi otoczenia i nie odebrała mi tchu. Nie było jednak tak, że nie wpłynęła na mnie w ogóle. Bo wpłynęła. W zasadzie podczas całej lektury zastanawiałam się, jak dużo człowiek jest w stanie znieść i kiedy budzi się w nim wewnętrzny bunt. Zastanawiałam się, czy silniejsze jest przywiązanie, czy miłość. Lojalność czy uczucia? Dobro ogółu, czy szczęście jednostki? Życie setek, czy wolność konkretnego istnienia? W Wielkim Błękicie odnajdziemy oczywiście walkę, bunt i miłość. Przede wszystkim jednak znajdziemy analizę problemu, liczne przemyślenia i wewnętrzne monologi. Z jednej strony ostatnią część serii można więc uznać za najgorszą, z drugiej - za najlepszą. Całość czyta się dobrze. Autorka nie straciła rozmachu i napisała bardzo dobrą powieść. Zakończenie tej historii ma jednak to do siebie, że nie jest najłatwiejsze. Wymaga zaangażowania, uwagi, znajomości poprzednich części opowieści oraz ogromnych pokładów wiary, że... będzie dobrze. Bo musi być. Prawda?


Najtrudniejszy w recenzowaniu ostatniego tomu serii jest fakt, że nie powinno się zdradzić, co było wcześniej, bo ktoś kto czyta opinię, mógł ich nie czytać, a recenzja ma go do tego nakłonić. W zasadzie nie pozostaje więc nic poza serwowaniem ogólników lub wywnętrzaniem się nad tematami poruszanymi w pierwszej części powieści. Czy to jednak ma sens?  Czy to może nie przesada? Czy w takim wypadku powinniśmy się skupiać na czytanej książce, czy na całości? Na to pytanie chyba odpowiedzieć powinna już sobie osoba recenzująca. Osobiście staram się wyważyć oba podejścia. Powiedzieć coś, ale nie do końca zdradzić o co chodzi. Wspomnieć o czymś, ale niezupełnie sprecyzować co się ma na myśli. Mam nadzieję, że mi to wychodzi i, że nikt nie zniechęca się po moich recenzjach do czytania wcześniejszych tomów, ze względu na fakt, że wie za dużo. Liczę, że tym razem udało mi się zachować tę równowagę, pozwalając wam po części zajrzeć w świat Wielkiego Błękitu, jednocześnie nie zdradzając, co przyniesie cała seria. Tak czy inaczej - zachęcam do zapoznania się z nią. Warto.

3 komentarze:

  1. Hm, czytała pierwszy tom i niewykluczam sięgnięcia po kolejne, chociaż niczego mi prz przeczytaniu nie urwało. Seria z pewnością to kiepskich nie należy, ale chwilow nie mam czasu na nowe nabytki.
    Jeżeli mogłabym, to chciałam zwrócić uwagę na malutki błąd - w recenzji napisałaś Przez burzę ogania, a tytuł brzmi Przez burze ognia < liczba mnoga ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń