„Ostatnia spowiedź. Tom II” Nina Reichter
wyd. Novae Res
rok: 2013
str. 354
Ocena: 4/6
Długa czekałam na możliwość sięgnięcia po drugi tom Ostatniej spowiedzi
i choć leżał on spokojnie na mojej półce, nie od razu mogłam się z nim zapoznać.
Na szczęście, jeszcze nim z drzew opadły wszystkie jesienne liście zakończyłam
lekturę i... no właśnie. Czy zachwyciłam się, jak przy okazji pierwszego tomu?
O tym przekonacie się jedynie zapoznając się z poniższym tekstem.
Pierwszy tom serii zatytułowanej Ostatnia spowiedź zakończył się dość
tragicznie i, jeśli mam być zupełnie szczera, to chyba właśnie to zakończenie
sprawiło, że książka tak zapadła mi w pamięci. W końcu, bądźmy szczerzy,
większość autorów wie, że żeby zadowolić czytelnika muszą postępować według
określonego schematu (przynajmniej jeśli w grę wchodzi jakikolwiek romans). I
tak zawsze mamy jego i mamy ją (dla odmiany czasem ją i ją lub jego i jego). On
i Ona się poznają, zakochują, tworzą parę, pojawiają się problemy, które pokonują
i następuje happy end (ewentualnie coś staje im na przeszkodzie, pokonują
przeciwności, tworzą parę i następuje szczęśliwe zakończenie). W wypadku
Ostatniej spowiedzi wszystko potoczyło się zgoła inaczej. Niby jest on i ona.
Niby coś między nimi iskrzy i mają się ku sobie. Jednak ich potencjalny związek
z góry skazany jest na przegraną. Tak to przynajmniej wygląda na pierwszy rzut
oka. Na szczęście nie zawsze to, co nam się wydaje, jest rzeczywistością. Kiedy
tę starą prawdę odkrywają główni bohaterowie, odnieść można wrażenie, że ich
uczucie jest w stanie przenosić góry. Wtedy jednak ma miejsce prawdziwa
tragedia, która przekreśla dosłownie wszystko, ale... No właśnie, na szczęście
jest ale i ta "tragedia" nie przekreśla jednak absolutnie wszystkiego.
Bohaterowie zmieniają jednak odrobinę sposób patrzenia na świat i na samych
siebie. Ta zmiana powoduje, że Bradin i Ally oddalają się od siebie i wszystko
na niebie i ziemi wskazuje, że jednak się ze sobą nie zestarzeją. Chyba, że...
coś ponownie stanie im na drodze i ich losy po raz wtóry się odmienią.
Wiele sobie obiecywałam po tej książce. W mojej wyobraźni, od chwili
odłożenia do biblioteczki pierwszego tomu, rodziły się różne scenariusze tego,
jak mogą zakończyć się przygody Ally i Bradina. Nie spodziewałam się jednak
takiego obrotu wydarzeń. Oczywiście mogłam przewidzieć pewne wątki, inne były
logicznym następstwem tego, co autorka zaprezentowała w części pierwszej, nie
myślałam jednak, że wszystko aż tak się... rozkręci. Bo problemy między parą
zaczynają narastać zamiast maleć. Mnożą się w nieskończoność, w pewnym momencie
można wręcz dojść do wniosku, że są one silniejsze niż miłość łącząca tę
dwójkę. A sama miłość może być tak różna i skierowana w tak wiele stron i
odbierana na tak wielu płaszczyznach, że... czasami można się pogubić. Czasem
można wręcz zapomnieć, kogo rzeczywiście się kocha, kogo szanuje, a z kim chce
się przyjaźnić. Może nawet osoba, która jest twoim najlepszym przyjacielem, w
rzeczywistości jest miłością twojego życia, a ukochany to bratnia dusza, ale do
miłości mu jednak daleko?
Po lekturze drugiego tomu Ostatniej spowiedzi mam mieszane uczucia.
Książka mi się podobała. Dobrze mi się ją czytało. Dialogi były ciekawe i
wciągające, a opisy, w zdecydowanej większości, nieprzegadane. Autorka miała
również bardzo ciekawy pomysł na powieść, ale... chyba w pewnym momencie
przesadziła z pomysłami. Podczas lektury odniosłam wrażenie, że czytam nie do
końca fenomenalne połączenie kilku książek, zamiast bardzo dobrej jednej. Szkoda,
bo potencjał był i to ogromny. Mimo jednak pewnych niedociągnięć uważam, że
książka była dobra. Zachęcam więc do zapoznania się z nią i wyrobienia na jej
temat własnej opinii.
Nie zawsze potrafimy się zachwycić kolejnymi tomami, oczekując od lektury wielu przeżyć.
OdpowiedzUsuńczytałam i też mi się podobała. chociaż jak na mój gust to wszystko było trochę przysłodkie ;d
OdpowiedzUsuńTom pierwszy mam już w domku, ale lektura dopiero w planach. Także po jedynce zdecydują czy kontynuować przygodę z dalszym tomem ;)
OdpowiedzUsuń