29 listopada 2013

Szmaragdowe („Córka Czarownicy” Anna Klejzerowicz)

„Córka Czarownicy” Anna Klejzerowicz
wyd. Prószyński i S-ka
rok: 2013
str. 312
Ocena: 4,5/6


Anię Klejzerowicz od dawna podziwiam i szanuję, zarówno jako człowieka jak i jako pisarkę. Jej poprzednia powieść - Czarownica na długo zapadła mi w pamięć. Bardzo więc się ucieszyłam, gdy okazało się, że nie tylko napisała kontynuację tej pozycji, ale i będzie dane mi ją przeczytać. Jak to zwykle bywa nie wszystko ułożyło mi się tak, jak zaplanowałam. W związku z powyższym dopiero niedawno, w połowie listopada, udało mi się sięgnąć po najnowszą powieść tej autorki. Podeszłam do niej niczym do Świętego Grala i... chyba odrobinę z tym przesadziłam. Ale, ale - o tym poniżej.

Córka czarownicy, bo o tej książce chcę Wam opowiedzieć, pojawiła się na rynku wydawniczym kilka miesięcy temu i, mam nadzieję, radzi sobie dobrze. Do mnie uśmiechała się przez kilka długich tygodni z półki, aż w końcu niemal sama znalazła się w moich rękach.

Od wydarzeń mających miejsce w Czarownicy minęło kilkanaście lat. Ada i Michał są szczęśliwym małżeństwem, wciąż mieszkają w zacisznej mieścince pod Gdańskiem. Małgosia co prawda wróciła do rodzonego ojca i postanowiła zostać z nim oraz z Ulą, ale nigdy nie odwróciła się od przybranych rodziców. Przez lata regularnie ich odwiedzała, a ci czekali na jej przyjazd jak na zbawienie. W ogóle obie rodziny bardzo zacieśniły łączące ich więzi i z czasem staly się grupą przyjaciół. Gosia, na co dzień radosna i odrobinę szalona, po kolei realizowała wyznaczone przez siebie cele. Szkoła, liceum, w końcu wymarzone studia weterynaryjne. Życie jak z bajki. Tylko przy żadnym chłopaku dziewczyna nie potrafiła zagrzać miejsca. Z każdym spotykała się przez chwilę i... uciekała ile sił w nogach. Tak było od lat i w zasadzie obecnie niewiele się zmieniło. No może tylko to, że teraz Gosia nie spotykała się z nikim. Zaraz po zaliczonej sesji, jeszcze w czerwcu, postanowiła wybrać się do przybranych rodziców, by w spokoju napisać artykuł. O jego zilustrowanie poprosiła przyjaciela z dzieciństwa - Damiana, starszego od niej o dwa lata i wiernego jej jak pies (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Istna sielanka, przynajmniej do czasu, gdy przestaje nią być. A ma to miejsce dość szybko, jak się okazuje. Bo z Małgosią zaczyna się dziać coś bardzo złego i nikt, ani nic nie jest w stanie jej pomóc. Zresztą dziewczyna nie za bardzo chce, by w ogóle ktoś jej pomagał. O co tak naprawdę chodzi? Co dzieje się z Gosią? Gdzie leży przyczyna jej wewnętrznego bólu i rozdarcia? Czy ktokolwiek jest w stanie przywrócić jej psychikę do poprzedniego stanu? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po Córkę czarownicy.


Najnowsza powieść Anny Klejzerozwicz jest ciekawa, niestety chyba nie tak dobra jak jej poprzedniczka. Takie przynajmniej odniosłam wrażenie. Może za bardzo chciałam ją przeczytać i za duże pokładałam w niej nadzieje? Chciałam bomby, a dostałam petardę. Fajną, cudnie rozbłyskającą, ale nie powalającą na kolana. Troszkę szkoda, ale niewielka, bo książkę i tak zaliczam do bardzo fajnych. Czyta się płynnie, a autorka miała na nią bardzo ciekawy pomysł. Niestety książka jest odrobinę przegadana. Jestem czytelnikiem uwielbiającym czyny i dialogi, dużo mniej przypadają mi do gustu głębokie przemyślenia i tępe patrzenie w sufit. Jak się można domyślić, powieść w większości skupiona została na tym drugim sposobie radzenia sobie z problemami. Rozwiązanie zagadek w większości opiera się na "opowieściach", w których jedna osoba snuje historię a inne jej nie przeszkadzają. Nie wyrażają swojego zdania, nie dają po sobie poznać co czują... w ogóle nie ma ich w tych opowieściach. Bardzo pasuje mi to do Ani Klejzerowicz, niestety odrobinę mniej do mnie samej. Wiem jednak, że książka jest bardzo dobra i zdecydowanie zasługuje na uwagę. Zachęcam do przeczytania. Książkę polecam raczej dojrzalszemu czytelnikowi, bez względu na płeć. 


1 komentarz:

  1. Przede mną jeszcze pierwsza część, ale mam ją w planach na grudzień ;) Tę zresztą też ;)

    OdpowiedzUsuń