„Miasto kości” Cassandra Clare
seria: Dary Anioła
tom: I
wyd. MAG
rok: 2013
str. 512
Ocena: 4,5/6
Kilka tygodniu temu miałam przyjemność zobaczyć ekranizację powieści Cassandry
Clare - Miasto kości. Jest to pierwsza część bestsellerowej serii zatytułowanej
Dary Anioła. Miasto kości w wersji kinowej po prostu mną... zawładnęło. Już
wcześniej słyszałam o tej powieści i zdawałam sobie sprawę, że to może być
"coś" dla mnie, taki mój klimat. Zawsze jednak coś powstrzymywało
mnie przed sięgnięciem po tę powieść. Gdy tylko film się skończył, wiedziałam
że zaraz muszę przeczytać książkę i dowiedzieć się, co było dalej. Tak, wiem,
nie powinno się tak robić. Muszę jednak szczerze przyznać, że chyba wszystkie
zekranizowane powieści czytałam dopiero po zobaczeniu. To takie moje odstępstwo
od normy, bo przecież czytam namiętnie, dużo i często... tylko zwykle nie to,
co inni chcą nakręcić :) Co tym razem wygrało, książka czy film? Za czym będę
bardziej tęsknić? Na co wyczekiwać? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie zapoznać
się z poniższą opinią.
Clarissa Fray ma piętnaście, a w zasadzie PRAWIE piętnaście lat. Za
kilka dni będzie obchodziła swoje urodziny i ma wrażenie, że już jest niemal
dorosła. W końcu wie lepiej, co jest dla niej dobre. Wie do jakich klubów powinna
zaglądać i gdzie spędzać wolny czas. Wie również z kim powinna się spotykać, a
z kim przyjaźnić. Jest normalną nastolatką, kłócącą się z matką i głośno
wyrażającą swoją opinię. Gdy nadarza się okazja, nawet chwilę nie myśli tylko
wybiera się do uwielbianego przez siebie klubu - Pandemonium. To właśnie tu
spotykają się największe friki w mieście. Wewnątrz zawsze można spotkać
wybuchową mieszankę ludzi. Dziewczyny w białych sukniach, chłopcy z błękitnymi
włosami, nastolatki z... nożami? Nie no, tego akurat tu być nie powinno. Kto
pozwolił tej grupie młodzieży, odzianej od stóp do głów w broń, wejść do
środka? Co tam wejść! Panoszyć się, chodzić za bezbronnymi ludźmi, straszyć!
Kiedy tylko Clary ich zauważa, czuje, że ten wieczór źle się skończy. Może nie
dla niej, ale zdecydowanie dla śledzonej przez nich osoby. Dziwne jest tylko
to, że nikt poza nią nie reaguje na to, co się dzieje. Czyżby naprawdę ludzi
opanowała aż taka znieczulica, że nie widzą nic poza czubkiem własnego nosa?
Clary nie potrafi przejść nad tym do porządku dziennego, prosi swojego
przyjaciela, Simona by wezwał policję, a sama postanowić wkroczyć w akcję. Jak
skończy się ta impreza? Czy dziewczyna zrozumie, dlaczego nikt nie reagował na
wydarzenia mające miejsce w klubie? Czy dowie się czegoś o sobie samej? A może
odkryje jakąś straszną tajemnicę, skrywaną przez jej rodzinę? Odpowiedzi na te,
i na wiele innych pytań, znaleźć można w pierwszej części serii Dary Anioła,
zatytułowanej Miasto kości.
Jak wspomniałam na wstępie - film bardzo mi się podobał. Przez kilka
dni nie potrafiłam zapomnieć o tym, co dane mi było zobaczyć na ekranie.
Oczywiście ekranizacja miała pewne niedociągnięcia. Nie wszystko było
zrozumiałe, czasem akcja była odrobinę nieskładna i brakowało jej logiki. Zastanawiałam
się, czy czegoś nie doczytałam, czy może faktycznie nie wyjaśniono niektórych
wątków. Mimo wszystko uważam, że film był bardzo dobry. Takiego samego efektu
spodziewałam się po powieści. Czy słusznie?
Książka jest bardzo obszerna i składa się naprawdę z licznych opisów.
Jednak nie są one ani przytłaczające ani nie powodują, że powieść się
czytelnikowi dłuży. Wręcz przeciwnie. Każdy opis coś wyjaśnia i coś wnosi. Dzięki
lekturze Miasta kości zrozumiałam niewyjaśnione w filmie kwestie. Ale i...
poczułam się znacznie zaskoczona. Bo, jak się okazuje, film to nie książka.
Niby to prawda znana od lat, a jednak...
Okazuje się, że film opowiada historię jedynie zbliżoną do książki, ale
inną. Inaczej w niektórych sytuacjach postępują bohaterowie, inaczej dochodzi
do pewnych zdarzeń. Wielu zdarzeń w ogóle nie ma, albo zostają przedstawione
jakby na opak. Po filmie bardzo przypadły mi do gustu niektóre postaci, które w
książce zostały opisane w taki sposób, że trudno je w ogóle lubić. Innych w
filmie zaprezentowano koszmarnie, a w książce "grali" oni przodujące
role. No i zakończenie, niby obrazowo podobne, a jednak tak radykalnie różne od
tego przedstawionego na kinowym ekranie.
W tej chwili niezwykle trudno mi stwierdzić, co według mnie było lepsze
-książka czy film. I jedno i drugie ma swoje wady i zalety. Film jest miejscami
pobieżny, ale przemawia do widza i wnika w pamięć. Książka jest dokładna, ale
bohaterowie niejednokrotnie są zdecydowanie zbyt dziecinni. Tak sobie myślę, że
druga część powieści i druga część filmu to będą już zupełnie inne historie -
szczególnie biorąc pod uwagę zakończenia pierwszych części. Jednak z wielką
przyjemnością przeczytam książkę i obejrzę film. Bo, choć tak różne, to jednak
są takie w moim stylu :) Polecam.
mnie się książka (ani film, nawet jeszcze bardziej) niestety nie podobała. przed nią przeczytałam już 56968543 innych paranormali, i przez to wydawała mi się strasznie schematyczna. nie mam ochoty na kontynuacje :<
OdpowiedzUsuńNigdy nie przepadałam ekranizacjami książek, bo zawsze czegoś im brakowało. I tak jest też z "Miastem kości". Książkę czytałam dość dawno temu, ale wzbudziła ona we mnie jakieś uczucia. Z filmem tak nie było. Dużo wątków pominiętych i zmienionych. Te rozbieżności powodują małe zamieszanie, stąd też wyznaję zasadę: najpierw książka, potem film. Nigdy odwrotnie :)
OdpowiedzUsuńTo jedna z moich ulubionych serii
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się skuszę na tą serię:)
OdpowiedzUsuńNie dotrwałam nawet do końca pierwszej części. Nie wiem dlaczego, ale styl i fabuła totalnie nie przypadła mi do gustu. Cóż, nie każdy wszystko lubi.
OdpowiedzUsuń