„Moje wypieki i desery” Dorota Świątkowska
wyd. Egmont
rok: 2013
str. 306
Ocena: 5/6
W mieszkaniu mam dwa ulubione miejsca. Pierwszym z nich jest kanapa w
salonie. Dokładnie - jej lewy bok. Zawsze po powrocie do domu, gdy wykonam już
wszystko co powinnam, moszczę się w nim, przykrywam kocem, okładam poduszkami i
czytam. Jest idealnie. Drugim miejscem, sprawiającym, że moje serce przyspiesza
a oddech staje się urywany jest... kuchnia. Pomieszczenie, w którym spełniam
się kulinarnie. Kocham wszystko, co w jakikolwiek związane jest z gotowaniem.
Sprzęt kuchenny. Różnego rodzaju akcesoria. Składniki... Piękne jest to, że
właśnie w kuchni mogę połączyć dwie moje największe pasje - czytanie i
gotowanie. Półka z książkami kucharskimi ma u mnie szczególne znaczenie. Każda
pozycja, która się na niej znajduje, ma coś do opowiedzenia. Każda niesie za
sobą multum smaków i zapachów. Wystarczy poświęcić chwilę, dosłownie kilka
minut lekturze - i już się wie co chce się zrobić. Już wiadomo, że wieczór nie
będzie stracony, a brzuchy pójdą spać syte. To ostatnie jest w tym wszystkim
najgorsze. Bo jak się gotuje, to się je. Jak się je - to się tyje. Tylko tyle i
aż tyle. Ale, z dwojga złego - wolę tyć, niż zapomnieć o radości, jaką daje mi
gotowanie.
Stosunkowo niedawno otrzymałam od wydawnictwa Egmont książkę, która
rozłożyła mnie na łopatki. Do tej pory chce mi się krzyczeć głośno i wyraźnie:
"AAAAAAAAA. MAM JĄ!!!". Mowa oczywiście o pozycji: Moje wypieki i
desery, autorstwa Doroty Świątkowskiej. Jest to książka "najsłodszej
blogerki kulinarnej" jak głosi wpis na okładce i nie sposób mi się z tym
nie zgodzić. Może będzie trudno w to uwierzyć, ale to dzięki blogowi Moje
Wypieki pierwsza urządzona przeze mnie Wigilia (tuż po ślubie) była taka wyjątkowa.
Znalazłam tam wyjątkowe przepisy, które wykorzystuję do dnia dzisiejszego, nie
tylko w okresie świątecznym. Gdy dziś wchodzę na dawno zapisane linki do
przepisów przeglądarka informuje, że strona nie istnieje. No tak. To się nazywa
rozwój. W końcu kolejnym etapem po prowadzeniu bloga jest przeniesienie go na
stronę internetową. Tak też się stało z Moimi Wypiekami. Nie ma się czym jednak
martwić. Strona jest o wiele przystępniejsza, łatwiejsza w odbiorze. Bardziej
kolorowa i zachęcająca do powrotów. Nieustannych. Zresztą - tak jak i wydana
niedawno książka kucharska pani Doroty Świątkowskiej. Bo to, czego zdecydowanie
nie można jej zarzucić, to właśnie zachęty do czytania. Strony są kolorowe,
wypełnione pięknymi fotografiami przygotowywanych wypieków i deserów. Każdemu
przepisowi poświęcona została przynajmniej jedna kartka. Na jednej stronie
zaprezentowano fotografię, a na drugiej sam przepis, na który składa się nazwa,
krótki wstęp, wyszczególnienie składników i opis przygotowania poszczególnych
elementów deseru. Do tego w książce znajdują się znakomite grafiki oraz
doskonale dobrane czcionki (przyciągające wzrok ale i łatwe do odczytania). Już
samym wyglądem przepisu można się zachwycić, a co dopiero efektem otrzymanym po
jego wykorzystaniu w praktyce. Po prostu palce lizać... Ale wracając do tematu.
Książka składa się z dziewięciu rozdziałów. Od babeczek, po tarty. Od bez po
torty. Mnogość przepisów i sposobu ich prezentacji powala czytelnika na
łopatki. Od pozycji po prostu nie można się oderwać. Chce się czytać,
przeglądać, rozmyślać. A potem pichcić, piec i gotować. Najlepiej wcale nie
wychodzić z domu, tylko zaszyć się w kuchni i czarować. To takie moje marzenie,
może kiedyś się ziści.
Ogólnie jestem zachwycona Moimi Wypiekami i Deserami. Twarda oprawa
upewnia mnie, że książka spędzi ze mną lata. Przepisów wystarczy mi na
dziesiątki okazji. Na końcu lektury znaleźć można bardzo przydatne, cukiernicze
przeliczniki. Bez nich ani rusz w wielu domach. W końcu nie każdy siedzi w
kuchni z kalkulatorem, wagą i setkami różnorakich menzurek, prawda? Tak więc -
przeliczników nigdy dość. Do pełnej satysfakcji z lektury zabrakło naprawdę
niewiele. Tyci, tyci. Gdyby autorka opatrzyła każdy przepis szacowanym czasem przygotowania,
przybliżonym kosztem wykonania danego deseru oraz odnośnikami, gdzie można
kupić mniej popularne składniki (albo czym je zastąpić) - byłabym w niebie.
Jednak nawet bez tego książka jest doskonała. Gorąco polecam. Wspaniała
pozycja, która powinna się znaleźć w każdym domu, w którym się gotuje, jak
również w takim, w którym ktoś dopiero ma zamiar zacząć to robić.
Chciałabym bardzo mieć tę książeczkę u siebie na półce, ale niestety jest bardzo droga, więc na razie poczekać musi w kolejce, która jest baaaaaaaaaaardzo długa.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, książka nie jest tania, ale... warta swojej ceny. Poważnie :)
Usuń"Tyż" tak mam!
OdpowiedzUsuńWydaje się idealna na wieczór
OdpowiedzUsuńNiestety pieczenie to nie moja bajka... Zostawiam to innym :)
OdpowiedzUsuńZ mamą zrobiłam 3-bita, rewelacja. Książka jest mega!
OdpowiedzUsuńTeż ją mam, ale mnie niestety aż tak nie zachwyciła;)
OdpowiedzUsuń