17 maja 2011

Życie to nie bajka… chyba



„Miłość wyczytana z nut” – Aleksandra Tyl
wyd. Prozami
rok: 2010
str. 302
Ocena: 4/6



Czuje się jak po wojnie. Wyczerpana. Ale nie, nie martwcie się, nie książką. Ostatnie dni przyniosły mi zapaść czytelniczą. Praca przyprawiała mnie o ból głowy, a ten zaś powodował ogólne zniechęcenie do wszystkiego. Również do czytania. Tak więc pobiłam kolejny rekord. Pięć dni. Albo sześć… już sama nie wiem, kiedy zaczęłam czytać tę książkę. Wiem jednak, że dziś ją zakończyłam. I mogę pochwalić się opinią na jej temat J

Miłość wyczytana z nut autorstwa Aleksandry Tyl jest… niezwykłą powieścią. To już moja druga przygoda z tą autorką. Jakiś czas temu przeczytałam cudowną „Aleję bzów” i wciąż nie mogę wyjść spod jej uroku. Postawiłam więc Miłości wyczytanej z nut dość wysoko poprzeczkę. Czy słusznie? Zaraz się przekonamy.

Książka zaczyna się dość niepozornie. Poznajemy główną bohaterkę – Elizę, 28-letnią pracownicę warszawskiej świetlicy środowiskowej, singielkę, która niczego tak nie pragnie jak stabilizacji w swoim życiu. Chce odmiany. Chce wyprowadzić się od rodziców. Znaleźć narzeczonego, który w efekcie stanie się jej mężem. Urodzić dziecko. Dorobić się. A to wszystko pragnie osiągnąć jeszcze przed trzydziestką. Niestety czas nieubłaganie pędzi do przodu, coraz bardziej przybliżając ją do magicznej bariery wieku, którą sama sobie wyznaczyła, równocześnie nie ułatwiając jej realizacji tych planów. Wszystko zmienia się w ciągu zaledwie kilku dni. Eliza podczas niespodziewanej wizyty w szpitalu, do którego przywiozła jednego ze swoich wychowanków, poznaje Adama, lekarza, który wykazuje spore zainteresowanie jej podopiecznym. Niedługo później, podczas wyjścia z przyjaciółką –Magdą, spotyka swoją młodzieńczą miłość, skrzypka Bruna. Co wyjdzie z tego niesamowitego miksu? Kto pokocha naprawdę Elizę? Z kim zazna szczęści i spełni swoje marzenia? O tym przekonacie się podczas lektury Miłości wyczytanej z nut autorstwa Aleksandry Tyl.

Osobiście przyznać muszę, że książka nie dorównała wspomnieniom, jakie pozostawiła w mojej głowie Aleja bzów. Nie mam stu procentowej pewności, która książka powstała najpierw, czy Miłość… czy też Aleja… odnoszę jednak wrażenie, że książki powstały w kolejności, w jakiej zostały wydane. Więc to Miłość wyczytana z nut była pierwsza. Jeśli mam rację, to ta sytuacja wszystko tłumaczy. Autorka bardzo rozwinęła swój styl. Przeskoczyła o kilka stopni i pisząc Aleję Bzów pisała już książkę z wyższej półki. Może się jednak mylę… może… ale wątpię. Nie oznacza to jednak, że Miłość mi się nie podobała. Bo podobała mi się bardzo. Jednak nie tak bardzo jak Aleja.

Miłość wyczytana z nut to książka o dojrzewaniu. O dojrzewaniu w niemłodym wieku. Z moich obserwacji wynika, iż przeciętna kobieta przeżywa tego rodzaju dojrzewanie w okolicy 23-25 roku życia. To wtedy pragnie się wyrwać z domu, chce coś zmienić, chce zacząć żyć własnym życiem. Pragnie stabilizacji, jednego partnera, domu i dzieci. Elizie ten moment umknął i przesunął się nieco bliżej 30-tki, co sprawiło, iż przestała ona wierzyć, że jej marzenia faktycznie kiedyś zostaną zrealizowane. Stąd też szok, związany z nagłą zmianą w jej spokojnej egzystencji. Dwóch adoratorów. Dwa różne światy. To trudny wybór. Do tego można dokonać go tylko raz. Czy Eliza wybierze dobrze? Czy na ścieżce, którą zdecyduje się podążyć znajdzie wymarzoną miłość? Cóż, nie mogę Wam tego zdradzić, powiem Wam jednak, że nie wszystko złoto co się świeci. I nie zawsze to, co wydaje się najlepsze dla ogółu, jest równie dobre dla nas samych. Tylko… czy raz podjętą decyzję można zmienić? Czy można cofnąć się o krok i pójść inną drogą? No powiedzcie sami, można?

Książkę spokojnie polecić mogę amatorkom romansów z problemami w tle. Coś dla siebie znajdą w niej również i miłośniczki ludzkich dramatów. Jeśli mogę jednak coś podpowiedzieć, to przeczytajcie ją jeszcze przed Aleją bzów, tak by nie mieć wrażenia cofania się. Ale to tylko sugestia. Nie musicie jej brać do siebie. Ja przeczytałam ją po Alei, a i tak bardzo mi się podobała. I długo nie zapomnę tej książki. Zdecydowanie warto ją przeczytać.

Na koniec wspomnę jeszcze, że powieść ta uczestniczy w akcji Włóczykijka. I powinna w niej uczestniczyć nadal. Dlaczego? Bo jest życiowa. Może trudno Wam w to uwierzyć, po moich dość enigmatycznych jej opisach, ale tak jest. Problemy, z którymi przyjdzie się zmagać Elizie dotykają wiele z nas, kobiet. I nie mam tu jedynie na myśli rozterek sercowych. Niech więc się włóczy. Niech czyta ją jak najwięcej osób.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prozami i akcji Włóczykijka :)

10 komentarzy:

  1. Bardzo mnie ciekawi ta pozycja, a Ty swoją recenzją zaciekawiłaś jeszcze bardziej. Lubię książki o takiej problematyce, a jeśli jest tam jeszcze nutka muzyki... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam chyba od Ciebie "Aleję Bzów", ale zapewne sięgnę po nią na urlopie. Recenzja rzeczowa i treściwa, dobrze, że jeszcze niektórzy potrafią pisać recenzje, które coś wnoszą...;)

    OdpowiedzUsuń
  3. tak tak kochana, masz moją Aleję :) a co do reszty komentarza... dziękuje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam i książka rzeczywiście lekka i przyjemna:). Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja romansów nie czytam, więc dziękuję, ale recenzja jest ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna recenzja - ja zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Każda recenzja tej książki mnie przekonuje, że nie mogę jej nie przeczytać... ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejna książka na którą mam ochotę, chyba zbankrutuje !

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie słyszałam o niej, bardzo ciekawa recenzja. Może przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Podoba mi się tytuł tej książki, ale coś mi tu za bardzo pachnie romansidłem. Raczej nie przeczytam.Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń