21 marca 2015

Indiańska bańka („Apacze i Komancze” Wolfgang Kramer, Michael Kiesling)

„Apacze i Komancze” Wolfgang Kramer, Michael Kiesling
wyd. Egmont
rok: 2014
liczba graczy: 2-4
czas rozgrywki: 60 minut
wiek: 10-110 lat
cena: ok 90 zł
Ocena: 4/6

W nasze niecierpliwe łapki trafiła gra Apacze i Komancze. Po okładce i tytule sądziłem, że będzie to gra wojenna o krwawych porachunkach między tytułowymi plemionami. Liczyłem na figurki reprezentujące oddziały wojskowe. Tymczasem po brutalnym zdarciu folii z pudełka i niecierpliwym otwarciu, w środku nie znaleźliśmy ani skrawka plastiku (no może poza workami foliowymi skrywającymi w sobie niektóre elementy gry).

Kafelki, czyli plansza do gry, cztery plansze gracza oraz żetony reprezentujące tipi i czółna.

Od razu zabraliśmy się za rozdzielanie, przeglądanie oraz ocenę jakości tekturowych elementów gry. Wszystko ładnie wydrukowane i sprawiające wrażenie trwałego, a to bardzo szybko okazało się potrzebne, bo nasz kot skoczył na stół, ale się przeliczył i przejechał po nim na jednym z kafelków robiąc wielki bałagan i wylewając herbatę. Wszystko mokre, ale po przetarciu i wysuszeniu nie ma ani śladu po katastrofie. Wśród dotychczas wymienionych elementów zabrakło pionków do gry. Otóż one są, bo jakże wyglądałaby gra planszowa bez pionków? Tak więc są i mają się dobrze, bo wykonane są z drewna (jakieś podobieństwo z grą Agenci?). Zwykłe drewniane klocuszki pomalowane farbą. Tak więc w poprzedniej recenzji się nimi zachwycałem, bo eko i fajne, no ale żeby we wszystkich tak samo? Wydawca mógł się pokusić o jakieś lepsze wykonanie, ale może wówczas gra była by droższa? Jest jeszcze jedno podobieństwo do gry Agenci - za duże pudełko, z którym teraz będę miał problem, aby je schować do szafy, ale za to mogę powiedzieć, że na pewno przyciąga wzrok.

Jak już wspomniałem sama rozgrywka nie ma nic wspólnego z krwawą indiańską wojną, a jej celem jest zdobywanie zasobów zwierzęcych (bizony, łososie i indyki), co jest bardzo charakterystyczne dla indiańskich krain. Zasady gry początkowo są bardzo zawiłe, a przebrnięcie przez instrukcję jest nużące i to bardzo (małżonka zasnęła, gdy czytałem). Pierwsze etapy gry są raczej męczące i niektórych na pewno doprowadzą do szewskiej pasji. Z czasem jednak, gdy tylko pierwsze koty już poszły za płoty, a zasady stały się logiczne i oczywiste, to gra przynosi wiele radości. Nam grało się bardzo przyjemnie i z przykrością przyjęliśmy fakt końca rozgrywki.

Sama gra opiera się na zdobywaniu regionów, a w zasadzie na zdobywaniu zasobów z regionów. Gracze po wybraniu koloru plemienia i otrzymaniu zestawu startowego przystępują do rozgrywki. Każdy gracz kolejno ma do wykonania maksymalnie cztery akcje.

Plansza gracza i początek gry


Kolejne kafelki na stole

Pierwszą z nich jest losowanie i rozkładanie kafelków, czyli elementów planszy do gry. Każdy kafelek składa się z trzech regionów: preria, na której mogą być bizony, rzeka gdzie oczywiście mogą być łososie oraz gór z indykami. W tej części gracze mogą wprowadzać do gry swoich Indian. Teraz można przystąpić do kolejnych akcji, czyli ruchu swoimi Indianami oraz budową tipi oraz czółna. Każda jednak czynność kosztuje gracza i musi za nią zapłacić swoimi zasobami zgodnie z tabela kosztów. Cała zabawa polega na tym, aby mieć więcej Indian lub lepsze „budowle” w danym regionie od swoich przeciwników. Po zakończeniu wszystkich akcji przez wszystkich graczy następuje podliczanie punktów, czyli ilość zebranych zasobów z opanowanych regionów. O zwycięstwie w grze musimy myśleć od samego początku gry i to mimo tego, że o naszym zwycięstwie decyduje ostatnia runda. Tak więc do ostatniej chwili każdy z graczy ma szansę wygrać, chyba ze zupełnie zawalił rozgrywkę.

Prawie koniec rozgrywki

W grze fajne jest to, że ciągle trzeba liczyć i sprawdzać jaki ruch się bardziej opłaca. Co prawda ruchy Indian są ograniczone i trochę kosztowne, ale pozwalają na interakcje między graczami. W zasadzie to nie wyobrażam sobie, aby ta gra mogła działać inaczej. W rodzince zagraliśmy ledwie kilka partii i to w dwie osoby i się dobrze bawiliśmy. Jednak pudełko delikatnie maskuje to, co jest wewnątrz. Miała być wojna, a jest zbieractwo.


Artur Borowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz