15 lipca 2013

Nietykalna („Sekret Julii” Tahereh Mafi)

PREMIERA 17.07.2013

wyd. Otwarte
rok: 2013
str. 438
Ocena: 5/6


Wielokrotnie, podczas minionego roku, migały mi przed oczami slajdy z fragmentami Dotyku Julii. Nie potrafiłam zapomnieć o tej książce. Nie chodzi mi tu bynajmniej o całą opowieść i każdą wyrysowaną przez autorkę scenę, ale pewne epizody. Szpital. Ucieczka. Pościg. Porwanie... Strach. I zamknięcie w sobie, bo jak się nie izolować, będąc śmiercionośną bronią, chodzącym cierpieniem, śmiercią dla otoczenia... Aż mnie przechodzą dreszcze na wspomnienie historii Julii – niechcianej, nielubianej, unikanej. Tęskniącej za czułością, której nigdy nie zaznała. Za bliskością, która nigdy nie będzie jej dana. Za dotykiem, którym cieszą się inni, ale nie ona. Przez cały rok chciałam poznać jej dalsze losy, które mnie zaczarowały. W końcu zostało mi to dane, ale czy Sekret Julii zaspokoił moje nadzieje na kontynuację opowieści?

Dotyk Juli skończył się ucieczką Julii, Adama i Kenjiego oraz ich przystąpieniem, a w niektórych przypadkach powrotem do ruchu oporu czyli Punktu Omega. To tu gromadzą się wszyscy odrzuceni przez społeczeństwo. Ci, którzy wskutek zmian w ekosferze urodzili się ze zmienionym DNA. Dostosowali się. Zyskali dodatkowe umiejętności. Julia jest właśnie kimś takim. Ból, jaki odczuwają dotykający ją ludzie jest śmiertelny. Do tego okazuje się, że obdarzona jest niewyobrażalną siłą – metalowe drzwi, ściana z cegieł... to żaden problem dla Julii. Jednak niewyobrażalnie wręcz tęskni za bliskością z ludźmi. Na szczęście na swojej drodze spotyka Adama, który z niewyjaśnionych przyczyn jest odporny na jej wyjątkowe zdolności. Na całe szczęście – bo młodzi odkrywają w sobie niebywałe wprost pokłady miłości... względem siebie.

Sekret Julii, zresztą jak można domyśleć się po tytule, dotyczy zatajanych przez główną bohaterkę faktów. Faktów, które czytelnicy Dotyku... poznali, ale nie poznał ich Adam oraz ludzie z Punktu Omega. Niestety drobne, wydawałoby się, zatajenia w pewnym momencie urastają do rangi gigantycznych kłamstw i oszustw. Tym bardziej, że okazuje się, że odporność Adama nie jest jakimś niewyjaśnionym cudem natury, tylko jego zdolnością. Niećwiczoną i niepewną, a może nawet... ulotną? Co się stanie, jeśli Adam nie będzie już mógł bezboleśnie dotykać Julii? Czy taki rozwój wydarzeń mógłby wpłynąć na ich związek? Czy to w ogóle można sobie wyobrazić? Czy tak dałoby się żyć i kochać? Czy da się pokonać piętrzące się przeszkody? Czy miłość, nawet w tak krytycznych i niewyobrażalnych warunkach, może przetrwać? Czy może się rozwijać?

No i jest jeszcze on – brutalny, nieznośny, najpewniej chory psychicznie Warner. Niewiele starszy od Julii, idealnie piękny i idealnie okrutny. Porywający, torturujący, zabijający... ale i dotykający i wyznający głębokie uczucia dziewczynie. Czy to możliwe, by ponownie się pojawił? A jeśli tak, to jak rozwinie się buzujące w Julii pragnienie dotykania ludzi? Czy to możliwe by... nie, nie. To nie jest możliwe. Takich rzeczy nie powinno się przelewać na papier, nawet ten wirtualny. O takich rzeczach nawet nie powinno się myśleć. Bo autorka na pewno nie wpadnie na taki pomysł. Nie zmieni wszystkiego. Nie rzuci na szalę zaufania czytelników. Nie pozwoli im zacząć wątpić. Nie pokaże im potwornej strony Julii, bo ona przecież takiej nie ma. Nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma. Nie ma. Nie może mieć. Bo to zmieniłoby wszystko. Absolutnie.

Pokochałam Dotyk Julii i niecierpliwie wyczekiwałam jej Sekretu. Ostatnie tygodnie były wręcz nie do wytrzymania. Tik tak, tik tak. Czas niby pędził, ale z drugiej strony jakby zwalniał. Nie chciał w żaden sposób przybliżyć mnie do daty premiery drugiej części cyklu o zabójczej Julii. Kiedy w końcu się doczekałam, kiedy listonoszka przyniosła mi przesyłkę do domu, moje podekscytowanie sięgnęło zenitu i niezwłocznie rozpoczęłam lekturę. Powieść czyta się w tempie ekspresowym. Przeszło czterysta stron? Co to dla mnie, jeden wieczór, jedna zarwana noc, jeden poranek... i już książkę można odłożyć na półkę, ale czy... z zadowoleniem? Nie da się ukryć, że książka wywołuje w czytelniku chęć krzyku, chęć zniszczenia, i ogromną wprost ochotę na płakanie. Nie krzyczałam, nie niszczyłam, ale płakałam. Dużo płakałam czytając Sekret Julii, dowiadując się o niej coraz więcej i więcej i poznając jej burzliwy świat wewnętrzny. Jej przemyślenia. Jej pragnienia. Jej żądze. Te ostatnie niestety nie zawsze są zgodne z moimi przekonaniami. To co wydarzyło się w Sekrecie... wstrząsnęło mną, moją opinią o książce i o autorce. O ile w Dotyku Julii pewien aspekt został jedynie delikatnie muśnięty, o tyle w najnowszej powieści Tahereh Mafi został baaaardzo rozbudowany. Niestety niekoniecznie z korzyścią dla całej historii.

Uwielbiam przemiany bohaterów, lubię gdy postępują nieszablonowo, kocham gdy nie wiem co wydarzy się dalej. W Sekrecie Julii, gdzieś w połowie lektury, domyśliłam się (zresztą trudno było na to nie wpaść), jak historia potoczy się dalej. To niestety nie świadczy najlepiej o danej pozycji. Ale wszystko jest przemyślane, logiczne i konsekwentne. Dla niektórych nawet korzystne. Ja akurat pragnęłam innego rozwoju wydarzeń, wierzyłam, że może być tak, jak ja tego chcę. Niestety autor nie zawsze musi chcieć tego samego co ja. W sumie byłoby dość dziwnie, gdyby tak właśnie było.

Dziś wiem, że autorka planuje kolejną część cyklu (planowana premiera w USA – luty 2014). Jeśli polska tendencja zostanie utrzymana – książkę zobaczymy u nas latem 2014 (oczywiście jeśli autorka rzeczywiście w terminie skończy kolejną powieść). W międzyczasie na rynku pojawiła się części 1 i ½, opowiadająca historię Wartera. Ci, którzy mieli okazję ją przeczytać przez Sekretem, pokochali tego bohatera i zapewne wiernie mu kibicowali w trakcie lektury drugiej części serii. W Polsce Destroy Me nie zostało jeszcze opublikowane i nie wiadomo, czy zostanie. W sumie nie wiem, czy sama chciałabym poznać tę historię. Darzę wielką sympatią Adama i wiernie mu kibicuję... kto wie, jaka byłaby moja opinia o nim po lekturze tej dodatkowej części?

Wierzę, że jeszcze wszystko da się naprawić i że autorka mnie nie zawiedzie – napisze kolejną powieść w pełni mnie satysfakcjonującą. Nic poza wiarą mi już nie pozostało.


Do lektury oczywiście z całego serca zachęcam. Warto.

5 komentarzy:

  1. Uch, Sil! Ty to potrafisz wzbudzić napięcie!

    Chyba muszę się o nią uśmiechnąć do Ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam, czekam już na kontynuację, choć ta jeszcze nie miała premiery :D

    OdpowiedzUsuń
  3. GENIALNA recenzja. potrafisz umiejętnie wzbudzić w odbiorcy POŻĄDANIE książki :D
    a "Destroy me" czytałam, całkiem niedawno. i faktycznie - zaczęłam kibicować Warnerowi. to według mnie jedyna postać tej książki z jajami.. a Adam to wg mnie trochę ciepłe kluchy. ale jeśli mu kibicujesz, Twój wybór ;]
    w skrócie: nie mogę doczekać się "Sekretu"!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie w tej powieści zdecydowanie Warner nakręca rozwój akcji - oczekiwałam więcej scen z jego udziałem i takie też dostałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przede mną na razie "Dotyk Julii", ale zapowiada się interesująco. :)

    OdpowiedzUsuń