PREMIERA 17.07.2013
wyd. Otwarte
rok: 2013
str. 438
Ocena: 5/6
Wielokrotnie, podczas minionego roku, migały mi przed oczami slajdy z
fragmentami Dotyku Julii. Nie potrafiłam zapomnieć o tej książce. Nie chodzi mi
tu bynajmniej o całą opowieść i każdą wyrysowaną przez autorkę scenę, ale pewne
epizody. Szpital. Ucieczka. Pościg. Porwanie... Strach. I zamknięcie w sobie,
bo jak się nie izolować, będąc śmiercionośną bronią, chodzącym cierpieniem,
śmiercią dla otoczenia... Aż mnie przechodzą dreszcze na wspomnienie historii
Julii – niechcianej, nielubianej, unikanej. Tęskniącej za czułością, której
nigdy nie zaznała. Za bliskością, która nigdy nie będzie jej dana. Za dotykiem,
którym cieszą się inni, ale nie ona. Przez cały rok chciałam poznać jej dalsze
losy, które mnie zaczarowały. W końcu zostało mi to dane, ale czy Sekret Julii
zaspokoił moje nadzieje na kontynuację opowieści?
Dotyk Juli skończył się ucieczką Julii, Adama i Kenjiego oraz ich
przystąpieniem, a w niektórych przypadkach powrotem do ruchu oporu czyli Punktu
Omega. To tu gromadzą się wszyscy odrzuceni przez społeczeństwo. Ci, którzy wskutek
zmian w ekosferze urodzili się ze zmienionym DNA. Dostosowali się. Zyskali
dodatkowe umiejętności. Julia jest właśnie kimś takim. Ból, jaki odczuwają dotykający
ją ludzie jest śmiertelny. Do tego okazuje się, że obdarzona jest
niewyobrażalną siłą – metalowe drzwi, ściana z cegieł... to żaden problem dla
Julii. Jednak niewyobrażalnie wręcz tęskni za bliskością z ludźmi. Na szczęście
na swojej drodze spotyka Adama, który z niewyjaśnionych przyczyn jest odporny
na jej wyjątkowe zdolności. Na całe szczęście – bo młodzi odkrywają w sobie
niebywałe wprost pokłady miłości... względem siebie.
Sekret Julii, zresztą jak można domyśleć się po tytule, dotyczy
zatajanych przez główną bohaterkę faktów. Faktów, które czytelnicy Dotyku...
poznali, ale nie poznał ich Adam oraz ludzie z Punktu Omega. Niestety drobne,
wydawałoby się, zatajenia w pewnym momencie urastają do rangi gigantycznych
kłamstw i oszustw. Tym bardziej, że okazuje się, że odporność Adama nie jest
jakimś niewyjaśnionym cudem natury, tylko jego zdolnością. Niećwiczoną i niepewną,
a może nawet... ulotną? Co się stanie, jeśli Adam nie będzie już mógł
bezboleśnie dotykać Julii? Czy taki rozwój wydarzeń mógłby wpłynąć na ich
związek? Czy to w ogóle można sobie wyobrazić? Czy tak dałoby się żyć i kochać?
Czy da się pokonać piętrzące się przeszkody? Czy miłość, nawet w tak
krytycznych i niewyobrażalnych warunkach, może przetrwać? Czy może się rozwijać?
No i jest jeszcze on – brutalny, nieznośny, najpewniej chory
psychicznie Warner. Niewiele starszy od Julii, idealnie piękny i idealnie
okrutny. Porywający, torturujący, zabijający... ale i dotykający i wyznający
głębokie uczucia dziewczynie. Czy to możliwe, by ponownie się pojawił? A jeśli
tak, to jak rozwinie się buzujące w Julii pragnienie dotykania ludzi? Czy to
możliwe by... nie, nie. To nie jest możliwe. Takich rzeczy nie powinno się
przelewać na papier, nawet ten wirtualny. O takich rzeczach nawet nie powinno
się myśleć. Bo autorka na pewno nie wpadnie na taki pomysł. Nie zmieni
wszystkiego. Nie rzuci na szalę zaufania czytelników. Nie pozwoli im zacząć
wątpić. Nie pokaże im potwornej strony Julii, bo ona przecież takiej nie ma.
Nie ma nie ma nie ma nie ma nie ma. Nie ma. Nie może mieć. Bo to zmieniłoby
wszystko. Absolutnie.
Pokochałam Dotyk Julii i niecierpliwie wyczekiwałam jej Sekretu.
Ostatnie tygodnie były wręcz nie do wytrzymania. Tik tak, tik tak. Czas niby
pędził, ale z drugiej strony jakby zwalniał. Nie chciał w żaden sposób
przybliżyć mnie do daty premiery drugiej części cyklu o zabójczej Julii. Kiedy
w końcu się doczekałam, kiedy listonoszka przyniosła mi przesyłkę do domu, moje
podekscytowanie sięgnęło zenitu i niezwłocznie rozpoczęłam lekturę. Powieść
czyta się w tempie ekspresowym. Przeszło czterysta stron? Co to dla mnie, jeden
wieczór, jedna zarwana noc, jeden poranek... i już książkę można odłożyć na półkę,
ale czy... z zadowoleniem? Nie da się ukryć, że książka wywołuje w czytelniku
chęć krzyku, chęć zniszczenia, i ogromną wprost ochotę na płakanie. Nie
krzyczałam, nie niszczyłam, ale płakałam. Dużo płakałam czytając Sekret Julii,
dowiadując się o niej coraz więcej i więcej i poznając jej burzliwy świat
wewnętrzny. Jej przemyślenia. Jej pragnienia. Jej żądze. Te ostatnie niestety
nie zawsze są zgodne z moimi przekonaniami. To co wydarzyło się w Sekrecie...
wstrząsnęło mną, moją opinią o książce i o autorce. O ile w Dotyku Julii pewien
aspekt został jedynie delikatnie muśnięty, o tyle w najnowszej powieści Tahereh
Mafi został baaaardzo rozbudowany. Niestety niekoniecznie z korzyścią dla całej
historii.
Uwielbiam przemiany bohaterów, lubię gdy postępują nieszablonowo,
kocham gdy nie wiem co wydarzy się dalej. W Sekrecie Julii, gdzieś w połowie
lektury, domyśliłam się (zresztą trudno było na to nie wpaść), jak historia
potoczy się dalej. To niestety nie świadczy najlepiej o danej pozycji. Ale
wszystko jest przemyślane, logiczne i konsekwentne. Dla niektórych nawet
korzystne. Ja akurat pragnęłam innego rozwoju wydarzeń, wierzyłam, że może być
tak, jak ja tego chcę. Niestety autor nie zawsze musi chcieć tego samego co ja.
W sumie byłoby dość dziwnie, gdyby tak właśnie było.
Dziś wiem, że autorka planuje kolejną część cyklu (planowana premiera w
USA – luty 2014). Jeśli polska tendencja zostanie utrzymana – książkę zobaczymy
u nas latem 2014 (oczywiście jeśli autorka rzeczywiście w terminie skończy
kolejną powieść). W międzyczasie na rynku pojawiła się części 1 i ½,
opowiadająca historię Wartera. Ci, którzy mieli okazję ją przeczytać przez
Sekretem, pokochali tego bohatera i zapewne wiernie mu kibicowali w trakcie
lektury drugiej części serii. W Polsce Destroy Me nie zostało jeszcze
opublikowane i nie wiadomo, czy zostanie. W sumie nie wiem, czy sama chciałabym
poznać tę historię. Darzę wielką sympatią Adama i wiernie mu kibicuję... kto
wie, jaka byłaby moja opinia o nim po lekturze tej dodatkowej części?
Wierzę, że jeszcze wszystko da się naprawić i że autorka mnie nie
zawiedzie – napisze kolejną powieść w pełni mnie satysfakcjonującą. Nic poza
wiarą mi już nie pozostało.
Do lektury oczywiście z całego serca zachęcam. Warto.
Uch, Sil! Ty to potrafisz wzbudzić napięcie!
OdpowiedzUsuńChyba muszę się o nią uśmiechnąć do Ciebie ;)
Czytałam, czekam już na kontynuację, choć ta jeszcze nie miała premiery :D
OdpowiedzUsuńGENIALNA recenzja. potrafisz umiejętnie wzbudzić w odbiorcy POŻĄDANIE książki :D
OdpowiedzUsuńa "Destroy me" czytałam, całkiem niedawno. i faktycznie - zaczęłam kibicować Warnerowi. to według mnie jedyna postać tej książki z jajami.. a Adam to wg mnie trochę ciepłe kluchy. ale jeśli mu kibicujesz, Twój wybór ;]
w skrócie: nie mogę doczekać się "Sekretu"!
Dla mnie w tej powieści zdecydowanie Warner nakręca rozwój akcji - oczekiwałam więcej scen z jego udziałem i takie też dostałam ;)
OdpowiedzUsuńPrzede mną na razie "Dotyk Julii", ale zapowiada się interesująco. :)
OdpowiedzUsuń