„Uprowadzona
3” reżyseria: Olivier Megaton
wyd. Monolith
rok: 2015-05-21
czas. 110
Ocena: 3/6
Będąc najtajniejszym z tajnych, super tajnym agentem niełatwo jest
przejść na emeryturę. Wszystkie zbiry i ich organizacje, które skutecznie
eliminowaliśmy z tego świata przez całe swoje zawodowe super tajne życie, nigdy
o nas nie zapomną i tylko czekają, aby się zemścić. Ech, to taki urok tego
fachu. To jest chyba jedyny powód, dla którego nie zostałem super tajnym
agentem.
Główny bohater filmu (Nesson Liam) po latach bycia super tajnym
agentem, próbuje sobie ułożyć życie na nowo. Zacieśnienie relacji z dorosłą już
córką okazuje się o wiele trudniejsze, niż zabicie kilkudziesięciu zbirów za
pomocą zapałki. W dodatku córka ma przed nim tajemnicę. Jakby tego było mało
była żona ma kłopotów ze swoim obecnym partnerem. Takich problemów nie
przewidywało szkolenie super agenta. Na szczęście bardzo szybko wszystko się
zmienia, gdy Bryan Mills (Liam Neeson) zostaje wrobiony w morderstwo.
Scenarzyści bardzo starali się, aby w nowej odsłonie serii zostawić to,
co było najlepsze w poprzednich i dodać jakiś powiew świeżości w postaci wątku
kryminalnego. Niestety ten zabieg się za bardzo nie udało, bo zagadkę rozwiąże
każdy widz, który tylko potrafi kojarzyć podstawowe fakty jak ogień parzy albo
woda mokra i przy okazji nie przegapił pierwszych scen filmu załatwiając w
kuchni jakieś przekąski. Starzy dobrze znani bohaterowie są jacyś inni. Sam
super agent - emeryt Mills, ma nie lada orzech do zgryzienia. Nie może
tradycyjnie (jak w poprzednich częściach) mordować wszystkich na swojej drodze,
aby pokonać czarny charakter, bo musiał by zabijać dzielnych, a przede
wszystkim niewinnych hamburgerskich
policjantów, z Dotzlerem (Forest Whitaker) na czele. Wszyscy oni przeczą
stereotypowi. Są zwinni i sprawni jak wojownicy ninja. Mają również dziwny
fetysz do gumek recepturek. W ogóle to muszę powiedzieć, że bardzo ucieszyło
mnie pojawienie się Whitakera na ekranie, bo bardzo lubię jego kreacje, ale po
skończonym seansie odniosłem wrażenie, że był on tam zupełnie niepotrzebny.
Zresztą w ogóle w bohaterowie filmu byli jacyś tacy trochę ograniczeni,
zwłaszcza rezolutna w poprzednich częściach córka agenta emeryta ( grana przez Maggie
Grace) teraz była jakaś taka ograniczona. Może spowodowane jest to jej
wewnętrzna bitwą o to, czy a przede wszystkim jak, przekazać ojcu wiadomość o
ciąży. W zasadzie wszelkie sceny bez udziału Liam Neesona można by wyciąć z
filmu, a i tak można byłoby go oglądać i niewiele by się straciło.
Powiedziałem sobie, że w filmie akcji nie liczy się fabuła i poboczni
bohaterowie, a jedynie czysta i nieskrępowana akcja, gdzie leje się krew, a
fragmenty ciał latają po całym ekranie. Niestety tu też było jakoś dziwnie. Po
pierwsze, to wszystko jest bardzo złagodzone ze względu na ograniczenia
wiekowe. Dynamikę scen akcji uzyskano przez absolutny standard we współczesnym
kinie akcji, czyli szybkie i cięte ujęcia oraz trzęsącą się kamerę. Obecnie
powoduje to u mnie niezadowolenie i to delikatnie mówiąc. Bo w większości
przypadków zwyczajnie zaciemnia to obraz. Zresztą, niektóre atrakcje
przygotowanie przez twórców są bardzo absurdalne – co również jest standardem w
obecnym kinie. Wszystko wybucha, ludzie latają jak wystrzeleni z katapulty. No
dobrze, ale co w tym złego? Otóż absolutnie nic. Tak ma wyglądać dobry film
akcji, przy którym czas szybko zleci i nim się zorientujemy już polecą końcowe
napisy końcowe. To dobry film do spędzenia niezobowiązujących i rozluźniających
dwóch godzin, ale tylko na jeden raz i oby Liam Neesona nas więcej nie znalazł.
Artur Borowski
… a zapowiadał się taki dobry film!
OdpowiedzUsuń