12 czerwca 2015

Zabity 1 („Uprowadzona 3” reżyseria: Olivier Megaton)


„Uprowadzona 3” reżyseria: Olivier Megaton
wyd. Monolith
rok: 2015-05-21
czas. 110
Ocena: 3/6


Będąc najtajniejszym z tajnych, super tajnym agentem niełatwo jest przejść na emeryturę. Wszystkie zbiry i ich organizacje, które skutecznie eliminowaliśmy z tego świata przez całe swoje zawodowe super tajne życie, nigdy o nas nie zapomną i tylko czekają, aby się zemścić. Ech, to taki urok tego fachu. To jest chyba jedyny powód, dla którego nie zostałem super tajnym agentem.

Główny bohater filmu (Nesson Liam) po latach bycia super tajnym agentem, próbuje sobie ułożyć życie na nowo. Zacieśnienie relacji z dorosłą już córką okazuje się o wiele trudniejsze, niż zabicie kilkudziesięciu zbirów za pomocą zapałki. W dodatku córka ma przed nim tajemnicę. Jakby tego było mało była żona ma kłopotów ze swoim obecnym partnerem. Takich problemów nie przewidywało szkolenie super agenta. Na szczęście bardzo szybko wszystko się zmienia, gdy Bryan Mills (Liam Neeson) zostaje wrobiony w morderstwo.

Scenarzyści bardzo starali się, aby w nowej odsłonie serii zostawić to, co było najlepsze w poprzednich i dodać jakiś powiew świeżości w postaci wątku kryminalnego. Niestety ten zabieg się za bardzo nie udało, bo zagadkę rozwiąże każdy widz, który tylko potrafi kojarzyć podstawowe fakty jak ogień parzy albo woda mokra i przy okazji nie przegapił pierwszych scen filmu załatwiając w kuchni jakieś przekąski. Starzy dobrze znani bohaterowie są jacyś inni. Sam super agent - emeryt Mills, ma nie lada orzech do zgryzienia. Nie może tradycyjnie (jak w poprzednich częściach) mordować wszystkich na swojej drodze, aby pokonać czarny charakter, bo musiał by zabijać dzielnych, a przede wszystkim niewinnych hamburgerskich policjantów, z Dotzlerem (Forest Whitaker) na czele. Wszyscy oni przeczą stereotypowi. Są zwinni i sprawni jak wojownicy ninja. Mają również dziwny fetysz do gumek recepturek. W ogóle to muszę powiedzieć, że bardzo ucieszyło mnie pojawienie się Whitakera na ekranie, bo bardzo lubię jego kreacje, ale po skończonym seansie odniosłem wrażenie, że był on tam zupełnie niepotrzebny. Zresztą w ogóle w bohaterowie filmu byli jacyś tacy trochę ograniczeni, zwłaszcza rezolutna w poprzednich częściach córka agenta emeryta ( grana przez Maggie Grace) teraz była jakaś taka ograniczona. Może spowodowane jest to jej wewnętrzna bitwą o to, czy a przede wszystkim jak, przekazać ojcu wiadomość o ciąży. W zasadzie wszelkie sceny bez udziału Liam Neesona można by wyciąć z filmu, a i tak można byłoby go oglądać i niewiele by się straciło.

Powiedziałem sobie, że w filmie akcji nie liczy się fabuła i poboczni bohaterowie, a jedynie czysta i nieskrępowana akcja, gdzie leje się krew, a fragmenty ciał latają po całym ekranie. Niestety tu też było jakoś dziwnie. Po pierwsze, to wszystko jest bardzo złagodzone ze względu na ograniczenia wiekowe. Dynamikę scen akcji uzyskano przez absolutny standard we współczesnym kinie akcji, czyli szybkie i cięte ujęcia oraz trzęsącą się kamerę. Obecnie powoduje to u mnie niezadowolenie i to delikatnie mówiąc. Bo w większości przypadków zwyczajnie zaciemnia to obraz. Zresztą, niektóre atrakcje przygotowanie przez twórców są bardzo absurdalne – co również jest standardem w obecnym kinie. Wszystko wybucha, ludzie latają jak wystrzeleni z katapulty. No dobrze, ale co w tym złego? Otóż absolutnie nic. Tak ma wyglądać dobry film akcji, przy którym czas szybko zleci i nim się zorientujemy już polecą końcowe napisy końcowe. To dobry film do spędzenia niezobowiązujących i rozluźniających dwóch godzin, ale tylko na jeden raz i oby Liam Neesona nas więcej nie znalazł.


Artur Borowski

1 komentarz: