„Wszystko w porządku. Układamy sobie życie” Szymon Hołownia, Marcin
Prokop
wyd. Znak
rok: 2013
str. 514
Ocena: 4/6
90% populacji, a na pewno wszyscy znani mi ludzie, na brzmienie słów "porządki"
i "sprzątanie" co najmniej się wzdryga. Co prawda nie dotyczy to
ludzi muszących się uczyć, wówczas sprzątanie okazuje się być najwspanialszą
czynnością na świecie, ale to opowieść na inny tekst. Wracają do lęku i strachu
przed sprzątaniem, o ile sami tego robić nie lubimy (nie licząc sytuacji opisanej
wcześniej), to z wielką chęcią i wielką radością możemy popatrzeć jak inni to
robią. Tymczasem niebanalny duet Hołownia i Prokop w swoje książce pod tytułem
„Wszystko w porządku. Układamy sobie życie” właśnie tym tematem się zajęli.
Pomysł co najmniej kontrowersyjny, czytać o czyimś sprzątaniu, jakbyśmy sami
nie mieli do ogarnięcia sterty walących się gratów i pamiątek upchanych w
zakamarkach szafy. Jednak do sięgnięcia po tę książkę przekonać nas ma bardzo
chytry plan autorów, i/lub wydawcy, polegający na bardzo efektownej oprawie
wizualnej. Kolorowa i sztywna okładka oraz ponad pięćset wielobarwnych stron,
pełnych najróżniejszych zdjęć sprawiają, że porządki autorów przyciągają uwagę
czytelników. Takie zabiegi się opłacają. Pomijając powyższe zapewne wielu
czytelników sięgnie po tę książkę ze względu na znakomity duet autorów. Raczej
nikomu, kto choć sporadycznie spogląda na telewizor, nie jest obca aparycja obu
panów. Tak różni od siebie, a tworzą uzupełniającą się mieszankę humoru,
światopoglądu i inteligencji, którą można nie tylko przeczytać, ale także
zobaczyć w programie telewizyjnym "Mam Talent".
Dobrze, w końcu mogę przejść do samej książki. Autorzy porządkują w
niej swoje dotychczasowe doświadczenia, pogląd na świat i życiowe pamiątki.
Obaj panowie zebrali tego tak wiele i z tak różnych dziedzin życia, że
uporządkowanie tego stanowi nie lada wyzwanie. Książka stanowi zbiór
felietonów, które zostały poukładane tak, jak układa się sprzątanie domu. Od
przedpokoju, przez bibliotekę, salę tortur, po kufer na strychu. No dobra,
przyłapaliście mnie, nie ma sali tortur, ale jest pokój zwierzeń. Książka
niektórych nastraja pozytywnie do spojrzenia na świat, innym otwiera oczy,
pokazując między innymi jak wielu ludzi pracuje w skrajnych warunkach na to,
byśmy mogli cieszyć się swoimi gadżetami i dobrobytem. Dowiemy się gdzie duet,
niekoniecznie razem, chciałby pojechać, kogo poznać i jakie auto jest złe.
Felietony te pozwalają odkryć autorów na nowo. Jednak zawsze musi być jakieś
ale. Mimo, iż książka jest bardzo pozytywna, a humor wycieka z niej niczym woda
z gąbki, to tak naprawdę omawiana pozycja jest o niczym, bo pisze się w niej o
wszystkim. Im więcej chciałem jej przeczytać, tym mniej mi się udawało i coraz
bardziej mnie nużyła. Musiałem ją odłożyć na półkę. Jednak po jakimś czasie
wracałem do niej chcąc pochłaniać kolejne strony, zwykle dwie lub trzy. Tak, w
ciągu kilku tygodni, dobrnąłem do końca książki. Czy pokazałem, o czym jest ta
książka? Oczywiście, że nie! Czy polecam tę książkę? Nie wiem, bo to wszystko
zależy, czy potencjalny odbiorca lubi czytać luźno związane, tak naprawdę
jedynie kokardką, felietony z dziedzin wszelakich. Jeśli tak, to należy iść do księgarni,
szukać książki wydanej przez Znak. Jeśli nie, to sięgnijcie po tę książkę, aby
poznać ludzi ze szklanego ekranu.
Artur Borowski
Lubię felietony, a jeszcze bardziej Hołownię i Prokopa, dlatego owa pozycja może przypaść mi do gustu. Na pewno sprawdzę to. :)
OdpowiedzUsuńCiekawa i godna uwagi pozycja.Polecam
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że książka wydana jest przepięknie, do jeden z najlepiej opracowanych zbiorów felietonów, jaki kiedykolwiek widziałam. Cieszy oko, no i w rzeczywistości nie ma tam wcale tak dużo tekstu, jak mogłaby sugerować objętość. Co do samej treści się nie wypowiem, bo nie miałam jeszcze przyjemności czytać tej książki, ale na pewno już niedługo po nią sięgnę, choćby z czystej ciekawości.
OdpowiedzUsuń