10 kwietnia 2013

We dwie („Intruz” Stephanie Meyer)


wyd. Dolnośląskie
rok: 2008
str. 560
Ocena: 4/6


Choć sobie wielokrotnie obiecywałam nie chodzić do kina na ekranizacje książek, ostatnio uczyniłam to po raz kolejny. Tym razem wybrałam się na Intruza, choć wcześniej nie przeczytałam powieści. Oczywiście miałam taki plan, jednak nie zdążyła ona dotrzeć do mnie na tyle wcześnie, bym ją mogła poczytać przed filmem. Szczególnie, że udało mi się wybrać na pokaz przedpremierowy. Niestety, ekranizacja nie powaliła mnie na kolana. Nie powiem, ogólnie cała historia dość ciekawa, wciągająca, ale bez efektu "wow", bez ochów i achów, a przede wszystkim - miejscami bez logiki. Nie tylko ja, wychodząc z kina, zastanawiałam się "jak do tego wszystkiego doszło?", "jak kolonizatorom udało się pokonać ludzi?" i "jak pierwszy intruz przejął władzę nad człowiekiem?". Ludzie mówili o tym głośno, komentowali i kręcili głowami, bo najzwyczajniej w świecie nie rozumieli. Jakiej wersji wydarzeń bym sobie w wyobraźni nie przedstawiała, była ona nielogiczna i śmieszna. Nic do siebie nie pasowało. W końcu przestałam się dziwić, że odpowiedzi nie zawarto w filmie... jaka by ona nie była, musiała być niewyobrażalnie wręcz szalona... albo głupia. Nie chciałam więcej o tym myśleć, ale jakoś nie potrafiłam przestać. W końcu zapytałam samą siebie: "co mam do stracenia?", i stwierdziłam, że co najwyżej odrobinę czasu, sięgnęłam więc po Intruza i rozpoczęłam lekturę.

Melanie Stryder jest jedną z ostatnich, o ile nie faktycznie ostatnią, kobietą na ziemskim globie. Niestety nie na długo. Wkrótce po przybyciu do Chicago zostaje odkryta przez Łowców i schwytana. Oczywiście nie obywa się bez ucieczki i poświęcenia wszystkiego, czyli własnego życia. Niestety Uzdrowicielom udaje się ją odratować i wszczepić w nią Duszę. Tak oto zaczyna się kolejne życie Wagabundy, jednej z najstarszych i najwytrwalszych Dusz we Wszechświecie. Osiem poprzednich planet i żywiciele, w których ciałach żyła, ją zachwycali. Zawsze jednak przychodził taki czas, w którym zaczynała się... nudzić. Nie należała jednak do tych, którzy porzucają ciała, w które wstępują. Co to, to nie. Dlatego zawsze czekała tak długo, jak to było konieczne. Odchodziła dopiero w ostateczności. Gdy dowiedziała się, że kolejnym przystankiem w jej niemal tysiącletnim życiu będzie Ziemia, miała tylko jedną prośbę - chciała trafić do dorosłego żywiciela. Tylko w ten sposób mogła utrzymać wszystkie wspomnienia oraz doświadczenia zdobyte w poprzednich życiach i wykorzystać je podczas nowej egzystencji. Nie wiedziała jednak, że przydzielone jej ciało należało do pojmanej rebeliantki, która tuż przed złapaniem próbowała się zabić. Tak więc pierwszym szokiem, na który zostaje narażona jest wspomnienie skoku, który miał zakończyć życie jej żywiciela. A później... później jest tylko gorzej, bo przydzielona jej Łowczyni zmusza ją do wydobycia z ciała, w którym przebywa, wszystkich znanych mu informacji na temat rebeliantów. Niby nic trudnego, teoretycznie Wagabunda musi jedynie zajrzeć w głąb siebie samej, jednak okazuje się, że... nie jest sama. Melanie, bo o niej mowa, wciąż zamieszkuje swoje ciało i wcale nie ma zamiaru go opuszczać. Tym bardziej nie ma w planach ujawniać intruzowi informacji o bliskich jej ludziach. Prawdziwych ludziach. Jak zakończy się ta wewnętrzna walka? Czy Wagabundzie uda się pozyskać potrzebne jej informacje? Czy Melanie w końcu się podda? Gdzie czytelnika doprowadzi zdumiewająca relacja intruza i jego żywiciela? Czy czytelnik dowie się, jak doszło do pierwszego przejęcia żywiciela? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po tę książkę lub udać się do kina.

Od kilku miesięcy z wszystkich stron atakował mnie Intruz. W mediach roiło się od zapowiedzi tego filmu, wydawca zapowiadał wznowienie powieści, w radio puszczano muzykę, promującą przyszły kasowy hit. W końcu do kin miała trafić kolejna ekranizacja powieści znakomitej autorki - Stephanie Meyer. Tylko... czy ona faktycznie jest taką fantastyczną autorką? Pamiętam, że po Zmierzchu (nomen omen filmie, bo po książkę sięgnęłam pod jego wpływem) byłam zachwycona. Pamiętam również, że każda kolejna cześć (tak filmu jak i bestsellerowej sagi) coraz bardziej mnie rozczarowywała. Dlatego zapewne tak długo nie po drodze mi było z innymi dziełami Meyer. Do Intruza przekonała mnie reklama oraz znakomita muzyka. Nie mogłam się więc doczekać premiery. Po niej jednak przyszło rozczarowanie. Spokojnie mogłam poczekać do wydania filmu na DVD. Nic mnie w nim nie zszokowało, nic nie spowodowało, że chciałam więcej, nic nie trzymało mnie w stanie ciągłego pobudzenia. Od tak, po prostu kolejny zwykły film. Pisałam zresztą o tym już we wstępie. Pomyślałam jednak, że książka da mi coś więcej. Że znajdę w niej tego kopa, którego zabrakło ekranizacji. Niestety, nie znalazłam.

Ponad pięćsetstronicowa powieść jest zdecydowanie zbyt opisowa. Oczywiście rozumiem naturę niezwykłego związku dwóch głównych bohaterek i fakt, że autorka musiała tę relację przedstawić jak najobszerniej. Ten zabieg jednak lepiej udał się reżyserowi niż Stephanie Meyer. Autorka weszła to tak głęboko, że przez zdecydowaną większość powieści czytelnik nawet nie zauważa, że w jednym ciele żyją dwie dusze. W sumie w ogóle trudno to zauważyć. Akcja rozwija się mozolnie, miejscami trudno stwierdzić, czy w ogóle posuwa się do przodu. Każdą stronę czyta się powoli, a poszczególne rozdziały męczą na tyle szybko, że już po kilku odkłada się książkę na bok, by odpocząć. Ogólnie Intruz to ciekawa ale nie zachwycająca powieść, na której przeczytanie trzeba poświęcić sporo czasu.

Za książkę dziękuję grupie wydawniczej Publicat

6 komentarzy:

  1. Moje odczucia po lekturze Intruza były mniej więcej podobne, choć sam przyznałem nieco niższą notę :) A film obejrze na DVD. Do kina iść nie zamierzam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O dziwo również jeszcze nie czytałam tej książki, Ciebie nie zachwyciła, Piotrka widzę, że też nie. Jeśli będę miała okazję to przeczytam, ale czy za wszelką cenę to nie wiem :( Nie lubię za wiele opisów, męczą i nie zawsze coś wnoszą.
    Jedynie "Dar" Alison Croggon, książka maksymalnie opisowa a również dość gruba mnie zachwyciła samymi opisami i to jest jedyny w tej kwestii wyjątek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nad książką jeszcze się zastanawiam, nie jestem wielką fanką tej autorki. Ale film obejrzę na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się do kina wybieram, a książka jest fantastyczna. Owszem, początek trochę się dłuży, ale po około osiemdziesięciu, czy stu stronach zaczyna się już robic ciekawiej. W porównaniu do sagi Zmierzch Intruz zdecydowanie reprezentuje wyższy poziom i nie wiem, czy jest do czego się czepić poza pierwszymi rozdziałami... Ale zakońćzenie wydaje mi się zbyt radosne niestety. I fakt, że ma to być trylogia też specjalnie mnie nie cieszy...

    OdpowiedzUsuń
  5. chyba pierwszy raz widzę negatywną recenzję tej książki. swoją drogą to ulga, bo gdyby to była kolejna ocena 6/6 to musiałabym chyba krzyczeć do ucha koleżance (która notabene siedzi teraz obok mnie :P) żeby mi wreszcie przekazała Intruza na wypożyczenie z kolei od swojej koleżanki ;)
    film obejrzę niemal na pewno, ale dopiero wtedy gdy skończę już (o ile w ogóle :c) oryginał.

    OdpowiedzUsuń
  6. Już 16 kwietnia Wydumamy Brednie! Wszystkich miłośników książek zapraszamy do odwiedzenia
    naszej strony www.wydumanebrednie.pl. Przenieście się z nami do świata literatury. Poznajcie
    opinie innych na temat Waszych ulubionych książek i wypowiedzcie się sami. Bądźcie na bieżąco z wydarzeniami literackimi! Niech facebook nie będzie jedyną książką, którą czytacie! Znajdźcie czas dla książek!

    OdpowiedzUsuń