wyd. Znak
rok: 2013
str. 302
Ocena: 5,5/6
Przyznam szczerze, że...
absolutnie nie podchodziłam do tej książki sceptycznie. Nie podchodziłam do
niej również entuzjastycznie. Po prostu chciałam ją przeczytać i samą lekturę
postanowiłam potraktować jako dobrą metodę na ewentualne przyszłe problemy...
Nie, to niezupełnie tak. Jeśli mam być zupełnie szczera, muszę przyznać, że
chciałam się dowiedzieć, co jest w środku Planu: żyć długo i szczęśliwie.
Chciałam się dowiedzieć, czy przez przypadek to, co obecnie obserwuje w moim
małżeństwie, nie jest tym, co świadczy o jego ewidentnym zakończeniu. Bo może
tylko się łudzę? Może jest bardzo źle? Musiałam to wiedzieć. Dlatego też nie
zwlekałam zbytnio i wkrótce po otrzymaniu mojego egzemplarza zabrałam się za
lekturę... i połknęłam ją ekspresowo. A czego się dowiedziałam? Jeśli chcecie się
o tym przekonać, zapraszam do zapoznania się z poniższą opinią.
Alisa Bowman wiele zaryzykowała w swoim życiu. Najpierw związała się z
mężczyzną, dla którego najważniejszą wartością było rozpoczęcie życie seksualne
po ślubie. Może więc lepiej, że Tood mieszkał daleko od niej, w związku z czym
widywali się raz, no może dwa razy do roku? Niestety taki "styl
życia" nie ułatwiał rozstania. Bo jak podjąć tak ważną decyzję, gdy tej
drugiej osoby nie ma przy tobie? Przecież może jednak się kochacie, tylko nie
macie kiedy sobie tego okazywać? Może? Nie, jednak nie. Później Alisa uwikłała
się w przeciwną historię ze Stevem, swoim, kilkanaście lat od niej starszym,
instruktorem tae-kwon-do. Seks z nim był nie do przebicia, ale... no właśnie.
Steve traktował ich spotkania tylko jak krótkie sesje erotyczne. Przyjść,
zaliczyć, wyjść. Trwały związek nie wchodził w rachubę, mimo to Alisa zdążyła
się w nim zakochać. Chyba przede wszystkim z tego powodu zdecydowała się na
zmianę pracy, przeprowadzkę i ostateczny odwyk od mężczyzn. Jak się można domyśleć,
niezupełnie jej się udało zapomnieć o uroczym instruktorze. Bardzo się jednak
starała. Trudno nawet stwierdzić jak doszło do tego, że poznała Marka. Jeszcze
trudniej pojąć, jak doszło do tego, że przez bardzo długi czas go zwodziła i
nie chciała umówić się na randkę. Tym bardziej niezrozumiałe jest to, że w
końcu uległa i zaczęła się do niego zbliżać. Jednak i ten etap trwał w ich
wypadku wyjątkowo długo. Alisa postanowiła żyć w zgodzie ze swoim niedawnym
postanowieniem i zdecydowała, że prześpi się z Markiem dopiero wtedy, gdy uzna,
że są dla siebie stworzeni. Jak się można domyśleć to upewnianie się trwało
długie miesiące. Przyszedł jednak taki dzień, gdy zrozumiała, że go kocha i
postanowiła się mu oddać. Potem zaczęła się bajka. Wielka miłość, wspólne
mieszkanie, w końcu ślub. Jak więc doszło do tego, że Alisa musiała ratować
swoje małżeństwo? Jak mogła zakopać się tak głęboko w toksyczny związek, że jej
jedynym pragnieniem była rychła śmierć męża? Jeden, dwa, trzydzieści razy na
dobę (nie żeby liczyła :)) wyobrażała sobie, jak któryś z przyjaciół Marka
informuje ją o tragicznej śmierci jej małżonka. Oczywiście popadała w żałobę,
ale była silna. Organizowała pogrzeb i stypę. Pisała mowę pożegnalną... albo
nie, prosiła przyjaciół by powiedzieli kilka słów na temat Marka. W ten sposób
nikt nie zauważy, że ona się tak naprawdę cieszy. A ich wspólne dziecko będzie
miało cudowną pamiątkę po ojcu. Oczywiście Alisa nie miała co liczyć na to, że
jej mąż wkrótce zejdzie z tego świata, w końcu był okazem zdrowia. Coraz
częściej więc towarzyszyła jej upokarzająca myśl o rozwodzie. W końcu
zdecydowała się i w chwili słabości wyznała przyjaciółce, że to już koniec i że
składa papiery rozwodowe. Ta przyklasnęła jej decyzji, ale zapytała "Czy
zrobiłaś absolutnie wszystko, by uratować swoje małżeństwo?". Po głębszej
analizie kobieta doszła do wniosku, że nie i że czas spróbować jeszcze raz. Czy
jej się to uda? Jakie metody zastosuje? Jak na "ratowanie małżeństwa"
zareaguje jej małżonek? Czy Mark będzie skory do pomocy? By się tego dowiedzieć
koniecznie należy przeczytać Plan: żyć
długo i szczęśliwie.
Zupełnie nie spodziewałam się tego, co otrzymałam od tej pozycji i
samej autorki. Spodziewałam się prostych zdań, klarownych rad i konstrukcji
poradnika. Plan... to tak naprawdę doskonały romantyczny komediodramat. Dialogi
są przednie, a sama akcja wciąga od pierwszych napisanych przez autorkę zdań.
Niejednokrotnie płakałam ze śmiechu. Kilka razy płakałam z rozpaczy.
Denerwowałam się, irytowałam i rwałam włosy z głowy, zastanawiając się, jak
mogło dojść do takiej, a nie innej sytuacji. Wiele z pytań, które Alisa
zadawała Markowi, przytaczałam własnemu małżonkowi. Czytałam mu zdania,
akapity, a czasem nawet całe stronice. Tak dobra była ta książka. Myślę, że ma
ona na celu rzeczywiście pomóc parom, którym blisko do rozstania. Teraz jednak
wiem jedno. Nie należę do jednej z tych par, ale mój związek może kiedyś
znaleźć się w niebezpieczeństwie. Wtedy jednak wrócę do Planu... i go
zrealizuję. Bo myślę, że zadziała. Do lektury zachęcam z całego serca. Myślę,
że to dobra książka i to nie tylko dla tych, którzy borykają się ze strachem o
przyszłość swojej rodziny. Polecam.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Znak
Naprawdę świetna recenzja! :D
OdpowiedzUsuńJa książki nie przeczytam na razie, bo nie jest w zupełności do mnie skierowana, ale na pewno będę ją polecać, bo widzę, że warto ^^
Niedawno przeczytałam tę książkę i równie mocno mi się spodobała :) Ciekawa pozycja :) Warto przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMoże być ciekawie :-) Lubię książki, które wywołują emocje :-)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń