wyd. Zysk i S-ka
rok: 2016
str. 480
Ocena: 5/6
Gdy ujrzałem tytuł tej książki od razu wiedziałem, że
muszę ją mieć. Świetna okładka trochę złagodziła gorycz związaną z objętością.
To tomisko ma blisko pięćset stron! Już pierwsze z nich zdradzają, że coś z tą
książką historyczną jest nie tak. Krótkie rozdziały szarpią historię i ciągle
gdzieś przeskakują. Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Raz poznajemy
Melanie, by dwie strony dalej poczytać o małym Wojtku, a to nie koniec
atrakcji. Od razu zdradzę, że książka nie jest historycznym dokumentem, to po
prostu powieść z niezbyt prawdziwymi bohaterami, ale w bardzo realnych
wydarzeniach historycznych. Zresztą
dowiecie się o tym, zerkając na tył okładki, czego ja oczywiście nie uczyniłem.
Gdybym to zrobił to pewnie nigdy bym tej książki nie przygarnął i bardzo bym
żałował.
Autorka poświęciła wiele czasu studiowaniu
nieprzebranych ilości wspomnień, pamiętników i dzienników żołnierzy oraz
cywilnych uczestników tamtych wydarzeń. No właśnie, jakich wydarzeń? Poznajemy
naszych bohaterów, których losy splatają się w bardzo dziwny sposób dzięki
armii Generała Andersa. Od kolejowych transportów z łagrów do formującej się na
"kakukazie" armii, przez arabskie pustynie po włoską ziemię i dalej
do Anglii z Edynburgiem na czele, gdzie kończy się nie tylko los kaprala
Wojtka, ale także i cała powieść.
Nie mając doświadczenia w czytaniu powieści, bo jest
to moja pierwsza powieść nie będąca lekturą, powiedział bym, że głównymi
bohaterami są dwaj przyjaciele Michał i Franek. Pierwszy to intelektualista, a
przede wszystkim oficer pacyfista. Franek natomiast jest zwykłym prostym
chłopakiem. Zaprzyjaźnili się w łagrze i obiecali sobie, że razem wrócą do
Polski. Ich perypetie, ale także postaci pobocznych czasami są śmieszne,
czasami straszne, ale zawsze emocjonujące. Ich losy wplecione są w prawdziwe
wydarzenia związane ze szlakiem bojowym armii Andersa i nie tylko. Bohaterowie
żywo i emocjonalnie komentują to, co się dzieje. Otwarcie mówią o tym, co
spotkało ich w Rosji Radzieckiej. To fakt, nie jest to książka historyczna,
jednak daje ona wiele czytelnikowi. Dzięki sprytnemu zabiegowi autorki jacyś
tam uciekający z łagrów anonimowi Polacy dostali osobowość, co prawda fikcyjną,
ale popartą olbrzymią analizą wspomnień. Jako czytelnicy poznajemy ciężkie i
dramatyczne losy ludzi, którzy próbują wrócić do ojczyzny, którzy próbują
przeżyć. Ponadto dzięki dobremu prowadzeniu tej historii nie można się od niej
oderwać ani na chwilę. Losy przedstawionych postaci stają się nam bliskie,
żyjemy z nimi, współczujemy i staramy się zrozumieć. Dzięki tej lekturze ten
trudny rozdział historii Polski staje się bliższy i na pewno nie jedną osobę
zachęci do zagłębienia się w losy armii Andersa i jej szlak bojowy.
Książka nie jest śmieszna, początkowo wydaje się
chaotyczna, ale po chwili wszystko staje się tak przystępne, że bardzo trudno
się od tego oderwać i ciężko nie przeżywać tego z bohaterami. Czasami jest
nudno, opis walk mógłby być trochę mocniejszy, dłuższy, ale jest naprawdę
dobrze. Nie potrafię wyjaśnić, co w tej książce jest tak dobre, co sprawia, że
czytało mi się ją tak dobrze, może po prostu ma to coś. Podsumowując Wojtek z Armii Andersa to żadne
opracowanie historyczne, choć historię tu liźniemy i się na pewno nią
zainteresujemy. Tytuł powieści jest bardzo mylący, bo samego misia jest w niej
jak na lekarstwo, ale dawkowany jest ono nam przez całą książkę dość regularnie.
To "oszustwo" na pewno przyciągnie dużo osób i jeśli mimo wszystko
zdecydują się tę pozycję przeczytać, to się nie zawiodą. Miłość, przyjaźń i
wojna to chyba uniwersalne elementy przepisu na dobrą książkę, a jak podamy to
w tak fajny sposób i przyprawimy odrobiną kaprala Wojtka, to sukces być
murowany. Ech, może zachwyciłem się dziełem Martyny Miklaszewskiej, bo to moja
pierwsza powieść? Na pewno polecam tę pozycję, by zapoznać się z powodami
emigracji Polaków do Iranu, która w dobie ostatnich wydarzeń jest poruszana
dość często.
Artur Borowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz