„Jedenaście godzin” Paullina Simons
wyd. Świat Książki
rok: 2013
str. 304
Ocena: 5/6
Kto mnie zna, ten wie, że nie piszę recenzji po czasie. A jeśli już mi
się to zdarza, to staram się nie sięgać w międzyczasie po kolejną powieść. No
chyba, że nie mogę się powstrzymać. Wówczas jednak powstaje problem, i to dość
duży. Tracę rozeznanie, nie pamiętam już tak żywo, jakie uczucia mną miotały
podczas lektury i bezpośrednio po jej zakończeniu. Staram się więc trzymać
własnych zasad i zaraz po przeczytaniu pisać recenzje. Takie rozumowanie nie ma
jednak racji bytu, gdy książka wciąga mnie do tego stopnia, że nie jestem w
stanie oderwać się od niej przez cały dzień, i czytanie kończę późno w nocy.
Jedenaście godzin właśnie do tej ostatniej grupy mogę zaliczyć. Gdy wczoraj
rozpoczynałam lekturę nie przypuszczałam, że zakończę ją jeszcze tego samego
dnia, ale o tak nieludzkiej porze, że nawet na telefonie nie będę w stanie
zanotować własnych odczuć. I tak oto znaleźliśmy się w punkcie wejścia. Od
jakiegoś czasu siedzę przed pustym Wordem, a wy nie macie szans nawet rozpocząć
lektury moich wypocin. Mam jednak nadzieję, że ten zastój twórczy już dobiega
końca, i lada chwila zarówno opis, jak i odczucia związane z Jedenastoma
godzinami zostaną przelane na wirtualną kartkę papieru.
Didi Wood raczej nie może narzekać na brak czegokolwiek. Ma
wspaniałego, w miarę dobrze zarabiającego męża, dwie córeczki i trzeciego
dzidziusia w drodze. W zasadzie, to ta ostatnia kruszynka na świat powinna przyjść
już wkrótce, bo za około dwa tygodnie. Nie ma więc wątpliwości, że Didi porusza
się w tej chwili jak mała ładowarka, w pełni załadowana. Do tego trwa lipiec, a
akcja dzieje się w stanie Texas, gdzie temperatura spokojnie sięga 40 stopni
Celsjusza. To wszystko nie przeszkadza Didi w małej wyprawie do centrum
handlowego. W końcu obiecała córce klocki. No i ma kupon na darmowe produkty w
drogerii - jeśli tylko wyda w niej odpowiednią kwotę. A do tego zdecydowanie
powinna zakupić jakąś bieliznę do szpitala, koniecznie z Victoria's Secret. Wszystko
byłoby więc idealnie, gdyby nie fakt ogromnego niepokoju, jaki nęka Didi od
dnia poprzedniego. Jej dwóm przyjaciółkom przytrafiły się tragedie. Jedna po
porodzie dostała zakażenia, którego do tej pory się nie pozbyła, a druga
urodziła martwe dziecko. Wszyscy wiedzą, że nieszczęścia chodzą trójkami, i
teraz zdecydowanie jest kolej Didi. Dziewczyna jest więc przekonana, że jej lub
dziecku przytrafi się coś okropnego. Kiedy więc w centrum handlowym pewien
mężczyzna zwraca jej uwagę, że jej pakunki muszą być strasznie ciężkie, i że
pomoże jej je odnieść do samochodu - nie przyjmuje jego propozycji. Jak ta
decyzja wpłynie na jej dalsze losy? Co wydarzy się w ciągu następnych jedenastu
godzin? Czy to możliwe, by w tak krótkim czasie zetrzeć w pył czyjeś poukładane
i piękne życie? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po Jedenaście
godzin Paulliny Simons.
"Historia, od której nie sposób się oderwać" - krzyczy do
czytelnika napis na okładce i, jedno jest pewne w stu procentach - jest to sama
prawda. Paullina Simons stworzyła znakomity thriller, który nie tylko przykuwa
uwagę czytelnika w stu, jeśli nie dwustu procentach, ale do tego niesie
głębokie przesłanie i jest naprawdę poruszający. Całość czyta się w ekspresowym
tempie. Po każdym rozdziale obiecywałam sobie, że przeczytam jeszcze tylko
jeden, że jeszcze tylko chwilka, i zaraz skończę. Niestety - wszystkie moje
przyrzeczenia spaliły na panewce. Im więcej czytałam, tym więcej chciałam. I
bardzo, ale to bardzo żałowałam, że książka ma tylko trzysta stron i wkrótce
się skończy. A gdy już finiszowałam, to było ze mną źle, bo równocześnie
chciałam więcej, a z drugiej strony pragnęłam, by koszmar głównej bohaterki się
w końcu skończył. Kiedy na samym końcu końców działy się naprawdę straszne
rzeczy, trudno mi było uwierzyć, że po czymś takim można podnieść się i
normalnie funkcjonować. Oby się dało, bo jeśli nie... to po co to wszystko?
Jedenaście godzin trzyma w napięciu, aż do ostatniej strony. Książka
jest znakomicie napisana, a emocje wprost z niej buchają. Miejscami odnosiłam
wrażenie, że jeśli ktoś poza mną ją dotknął, to oboje zostalibyśmy porażeni jej
wewnętrznym prądem. Zdecydowanie polecam lekturę. Naprawdę warto!
Sil
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Widzę, że muszę przeczytać tę książkę :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze czytało mi się tę książkę. Autorka doskonale grała na nerwach i emocjach czytelnika.
OdpowiedzUsuńWszystko fajnie, czuję że mi się spodoba, ale ledwie 300 stron? Oj, czułabym niedosyt.
OdpowiedzUsuńmożna przeczytać dwa razy :)
UsuńCierpię na deficyt czasu, więc nie sądzę :P
UsuńSylwia ja tę książkę czytałam kilka lat temu (inne wydanie) i dawno zapomniałam imię bohaterki (teraz Ty mi przypomniałaś), ale ciągle pamiętam uczucia i emocje jakie mną targały podczas lektury. Ja chyba przez dwa kolejne tygodnie nie umiałam przeczytać nic innego, bo ciągle odtwarzałam w głowie te 11 godzin!
OdpowiedzUsuńGorąco polecam "Czerwone liście" tej autorki. Nie są tak brutalne i okrutne, ale mają w sobie to coś i w tym przypadku pamiętam nawet imię bohaterki i dużo więcej szczegółów. Nawet mam dreszcze jak o niej piszę...
Bardzo ciekawie napisane. Fajny artykuł.
OdpowiedzUsuń