seria: Wojny Światów
wyd. Egmont
rok: 2013
str. 472
Ocena: 4,5/6
Władza... objawia się w różny sposób, wszystko zależy od miejsca i
czasu jej rozpatrywania. Od wieków jednak jej symbole określa się jednym
mianem. Insygnia. To właśnie one pokazują, jak wysoko w hierarchii władzy (monarszej,
kościelnej czy wojskowej) ktoś się znajduje. Berło, korona, tron, czy... belka
na ramieniu. Nieważne. Ważne, że ma się władzę.
Tom Raines to dość niepozorny chłopiec. Przynajmniej na pierwszy rzut
oka. Z kim nie podjąłby dyskusji, ten od razu spogląda na niego z góry. Nie ma
się jednak czemu dziwić, w końcu nawet do czternastolatka (którym przecież
jest) dość mu daleko. Jest niziutki, szczuplutki i niezmiernie pryszczaty.
Kiedy więc w kasynach proponuje komuś małą rywalizację, przeciwnik nawet nie
wie, co go czeka. Czy to możliwe, by niepozorne dziecko było lepsze od
dorosłego człowieka? W świecie wirtualnych gier Tom jest niepokonany. Właśnie w
ten sposób nastolatek zarabia na życie. Swoje oraz spłukanego i wiecznie
zapitego ojca, który wciąż wierzy, że uda mu się odkuć przy okazji kolejnego
rozdania. Z tego powodu chłopak nigdzie nie zagrzewa miejsca na dłużej. Ojciec
ciąga go od kasyna do kasyna i za wszelką cenę stara się uniknąć trybików
biurokratycznej machiny. Dlatego też Tomowi niezwykle rzadko udaje się
"dotrzeć" do szkoły i "uczestniczyć" w lekcjach. W końcu
nie w każdym miejscu można spokojnie podpiąć się do sieci i zalogować do
wirtualnej klasy. Niedziwny więc jest fakt, że nastolatek w końcu podpada
swojej nauczycielce, która postanawia zgłosić jego przypadek wyższej instancji.
Tak zaczyna się zupełnie nowy etap w życiu Toma, który na zawsze zmieni jego
egzystencje. Jak się okazuje chłopak nie jest tak niepozorny, jak mu się wydawało.
Jego zdumiewające osiągnięcia w sieci zostały zauważone przez bardzo ważne
persony, a te z kolei postanowiły zaproponować mu bardzo intratny układ. Zmiana
miejsca zamieszkania. Zmiana otoczenia. Zmiana planów na przyszłość. A to
oczywiście nie wszystko, bo, jak wiadomo, każda umowa zawiera zapisane drobnym
druczkiem zastrzeżenia. Tak jest i z nowym układem, który zostaje zaproponowany
Tomowi. Czy mimo wszystko chłopak zdecyduje się na przeprowadzenie zmian w
swoim życiu? Jeśli tak, to jak głębokie one będą? Czy zmienią jedynie jego
życie, czy odmienią również samego Toma? By się tego dowiedzieć, koniecznie
należy sięgnąć po pierwszą część serii Wojny Światów, zatytułowaną Insygnia.
Przyznam, że przed lekturą powieści S.J. Kincaid byłam bardzo zaintrygowana,
ale i sceptyczna. Nowoczesne wojny, nowoczesne technologie, nastolatki w roli
żołnierzy i bohaterów? Nie, to mało prawdopodobne. Jednak wraz z zagłębianiem
się w treść książki wsiąkałam w nią coraz głębiej i w końcu... najzwyczajniej w
świecie zaczęłam nią żyć. Autorka skierowała swoje dzieło przede wszystkim do
młodego czytelnika, udało się jej jednak całość napisać w taki sposób, że i
dorosła osoba znajdzie w książce coś dla siebie... czasem może nawet więcej,
niż nastolatek? Myślę, że o wielu problemach poruszanych w Insygniach, dzieci w
wieku głównego bohatera nawet nie mają pojęcia. Książka nie robi się jednak przez
to mniej rzeczywista. W końcu trudno stwierdzić, jak będzie wyglądał świat za
kilkadziesiąt lat. Może faktycznie to w rękach młodzieży będzie spoczywała
przyszłość ludzkości? Może dorosłość przestanie mieć znaczenie? A może nikt tej
dorosłości nie będzie w stanie doczekać? Wiem na pewno, że nie chciałabym się
znaleźć w skórze głównego bohatera i nie chciałabym się mierzyć z takimi
realiami, w jakich Tom musiał egzystować. Wizja aż tak odmienionego świata
odrobinę mnie przeraża, ale i... fascynuje. Tak samo jak same Insygnia.
Nie da się ukryć, że S.J. Kincaid udało się napisać bardzo dobrą
powieść zasługującą na przeczytanie, zapamiętanie i miejsce w domowej
biblioteczce. Z mojej ona na pewno nie zniknie, a każdemu, choć trochę
zainteresowanemu potencjalnymi wizjami przyszłości, będę ją polecała. Bo warto.
W Insygniach są oczywiście i słabsze punkty. Opisy czasami kuleją, a akcja miejscami
jest przewidywalna. Zakończenie mimo to zaskakuje i wróży bardzo ciekawy rozwój
wydarzeń w kolejnych częściach powieści, po które na pewno sięgnę. Liczę, że i
Wy tak uczynicie.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Egmont
książkę mogłam mieć, ale jakoś mnie nie ciapało do nie i raczej się nie skusze - nie czuje jej niestety :)
OdpowiedzUsuńna początku powiem, że nie przepadam za literaturą sci-fi. i to już jest dla mnie wystarczające, by po "Insygnia" nie sięgnąć. dalej: lubię wątki miłosne (choćby i delikatne). w żadnej recenzji tej pozycji nie wspomniano o takowym wątku - najwidoczniej go nie ma. na drugą szalę mogę położyć same wysokie oceny.. ale to cały czas 2:1. tak więc - odpuszczam.
OdpowiedzUsuńaaa, widzisz, a wątek miłosny jest... co prawda póki co wstępny, ale jest :)
UsuńBardzo mi się ta książka podobała i szczerze mówiąc już nie mogę doczekać się kontynuacji ;)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce.
OdpowiedzUsuń