wyd. Prószyński i S-ka
rok: 2011
str. 400
Ocena: 5,5/6
Zaraz na wstępie pewna dość istotna informacja. W poniższej recenzji
mogę być odrobinę mało krytyczna i zupełnie nieobiektywna. I choć jest to
zachowanie absolutnie nieprofesjonalne, to przyznaję się do tego bez bicia, bo…
książka po prostu mi się podobała. Co więcej, muszę zaliczyć ją do grona
nielicznych powieści, które czytało mi się równie dobrze, co książki autorstwa
Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Gdyby wszyscy autorzy pisali takie rzeczy, w taki
sposób, świat podobnych do mnie moli książkowych byłby zdecydowanie
przyjemniejszy. Nie co dzień się zdarza lektura, która faktycznie warta była
poświęconego jej czasu. Tym bardziej się cieszę, że Nie do wykrycia znalazło
się na mojej półce i przypomniało mi, że są powieści i są autorzy, którzy
bronią się sami. W takich wypadkach nawet ośmiusetstronicowe dzieła czyta się w
ekspresowym tempie. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że wspomniane w nagłówku czterysta
stron przeczytałam w niecałe dwa dni. Dla mnie to taki mały sukces, który, mam
nadzieję, umożliwi mi ponowne skupienie się i wrócenie do tempa, w jakim
normalnie czytam książki. Kończąc ten przydługi wstęp zachęcam Was do
przeczytania tej powieści. Jeśli jeszcze nie wiecie, dlaczego powinniście to
zrobić, to na pewno dowiecie się tego z poniższej recenzji.
Alex Lovell jest jednym z bardziej rozchwytywanych prywatnych
detektywów mieszkających i pracujących w obrębie Austin. Takie przynajmniej
można odnieść wrażenie na podstawie tego ile wspomniana pani detektyw ma zleceń.
Na co dzień zajmuje się przyziemnym rozwiązywaniem spraw ubezpieczeniowych.
Zbiera dowody obciążające wyłudzaczy odszkodowań i czerpie z tego całkiem
przyzwoite zyski. Jednak to nie tego typu sprawy dają Alex największą
satysfakcję. O nie, co to to nie. Alexandra najbardziej cieszy się wówczas, gdy
może pomóc biednej, pokrzywdzonej przez los i własną rodzinę kobiecie. Jeśli więc
pani detektyw jest w stanie poprawić sytuację takiej klientki, robi to bez
zastanowienia. Nawet wówczas gdy wie, że poniesione koszty nigdy się nie zwrócą
a firma jedynie na tym straci, angażuje się w sprawę bez reszty. Taka już jest
i temu podporządkowała całe swoje życie. Kiedy więc do jej biura trafia Bill
Scoffield zaczynają się piętrzyć schody. Ten teksański prawnik poszukuje
Melanie Bess i chce, by Alex mu w tym pomogła. Jak się okazuje dziewczyna ma do
odebrania całkiem spory spadek po zmarłym ojcu, a przepadła niczym kamień w
przysłowiową wodę. Już na wstępie Alexandrze coś w tej sprawie nie pasuje i nie
przyjmuje zlecenia. Postanawia jednak skontaktować się samodzielnie ze swoją
byłą klientką. Niestety okazuje się, że i jej telefonów Melanie nie odbiera.
Nie działa również numer alarmowy, który dla klientki założyła Alex. Po krótkim
śledztwie okazuje się, że Mel kilka tygodni wcześniej porzuciła przygotowaną
przez panią detektyw bezpieczną tożsamość, dzięki której mąż, policjant, miał
jej już nigdy nie znaleźć. Co więcej, wszystkie ślady na jakie wpada Alex
prowadzą ją z powrotem do Austin. A tu, w mieście, w którym Melanie żyła przez
ostatnie lata, grozi jej największe niebezpieczeństwo. Alexandrze nie pozostaje
nic innego jak za wszelką cenę dowiedzieć się, co się stało z jej klientką?
Czemu nie ma z nią żadnego kontaktu? Czyżby prześladujący ją mąż dopiął swego i
ją zamordował? Jeśli tak, to gdzie podziało się ciało? Bo przecież by można
było sprawę zgłosić, musi się znaleźć ciało. Prawda? Alex jednak wspomniane
nieścisłości nie przeszkadzają i zaczyna szeroko zakrojoną akcję poszukiwawczą.
Czy uda się jej czegokolwiek dowiedzieć? Czy wpadnie na jakiś trop? Czy
odnajdzie Mel, żywą bądź martwą? Czy znajdzie jakiekolwiek dowody wiążące
Craiga Coghana, męża Melanie, z jej zniknięciem? Czy detektyw Nathan Devereaux pomoże
Alexandrze? Czy zrozumie, tak jak i ona, co mogło się stać i postanowi, że daną
sprawą należy zająć się niezwłocznie? Tego i nie tylko tego dowiecie się, jeśli
sięgniecie po powieść Laury Griffin zatytułowaną Nie do wykrycia.
Co tu dużo mówić, ta książka jest najzwyczajniej w świecie bardzo dobra. Autorka już na wstępie pokazuje na co ją stać i utrzymuje ten poziom aż do samego końca. Zarówno w trakcie trwania lektury, jak i po jej zakończeniu usilnie próbowałam znaleźć w niej jakieś wady. Niestety daremnie. Mówię niestety bo zwykle takie jednostronne ukierunkowane opinie nie spotykają się z akceptacją. Jedyne do czego mogę się doczepić to to, że książka w ogóle się kończy. Czyta się ją na tyle dobrze, że człowiek nawet nie zdąży się zorientować a już finiszuje i musi żegnać się z bohaterami. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że wkrótce na rynku wydawniczym mają pojawić się kolejne pozycje Laury Griffin. Tak przynajmniej informuje na tylnej obwolucie wydawca.
Jeśli chodzi o konstrukcję akcji powieści to na pierwszy rzut oka jest
ona dość banalna. Przedstawiona zostaje nam zwykła pani detektyw, która martwi
się o jedną ze swoich klientek, która najpewniej, zaraz na wstępie powieści,
została zabita. Tak więc wszystkie działania podejmowane przez bohaterów mają
na celu ujęcie potencjalnego mordercy. Jak się jednak okazuje nic nie jest
takie, na jakie wygląda na pierwszy rzut oka. Autorka na każdym kroku
przedstawia nam nowych bohaterów, którzy zwykle okazują się być kimś zupełnie
innym niż się spodziewaliśmy. Przychodzi taki moment w powieści, w którym
czytelnik zaczyna powątpiewać w to, że ktokolwiek jest tym, za kogo się podaje.
W związku z tym sama nie wiem jak to się stało, że udało mi się odkryć, kto za
tym wszystkim stoi. Sami bohaterowie bardzo przypadli mi do gustu i podobało mi
się to, w jaki sposób autorka ich wykreowała. Każdy był bardzo autentyczny. Nie
brakowało im wad, ale starali się je tuszować zaletami i dobrymi chęciami. Alex
od początku była moja faworytką i w zasadzie zgadzałam się z każdym wykonanym
przez nią krokiem. Całkiem możliwe, że sama w niektórych przypadkach
postąpiłabym zupełnie inaczej, ale nie jestem przecież nią. Podejmowane przez
nią decyzje przez cały czas szły w zgodzie z jej przekonaniami. Na uwagę
zasługuje również styl, którym posłużyła się autorka. Laura Griffin ma bardzo
lekkie pióro i już pierwszym napisanym przez siebie w powieści zdaniem
przekonała mnie, że to będzie dobra książka i nie będę się mogła od niej oderwać.
Tak też się stało. Autorka Nie do wykrycia stylem przypomina mi
polską pisarkę – Agnieszkę Lingas-Łoniewską. Ze smakiem łączy kryminał, romans
i powieść obyczajową. Każdego gatunku jest w lekturze dokładnie tyle ile być
powinno, co mnie w pełni usatysfakcjonowało. Muszę stwierdzić, że na rynku jest
zdecydowanie za mało tego typu powieści i tego typu pisarzy. Gorąco polecam Wam
powieść Nie do wykrycia. Zdecydowanie warto ją przeczytać, bez względu na
warunki atmosferyczne i okoliczności przyrody.
Bardzo mnie zachęciłaś, zaczynam jej szukać i z chęcią się za nią zabiorę.
OdpowiedzUsuńNie znam co prawda warsztatu Łoniewskiej, ale po tak pozytywnej recenzji po prostu muszę dorwać tę książkę!
OdpowiedzUsuń