PREMIERA 28.09.2016
"Bez winy" Mia Sheridan
wyd. Otwarte
rok: 2016
str. 418
Ocena: 5/6
Na Bez winy przyszło mi chwilę poczekać. Nie dlatego, że nie udało mi
się jej przeczytać przed premierą – co to, to nie. Ale to, czy w ogóle będę ją
czytać – stało dość długo pod znakiem zapytania. Na szczęście przyszedł dzień,
w którym nie tylko poinformowano mnie, że będę miała możliwość jej
recenzowania, ale i od razu otrzymałam niezbędny plik. I tak oto, niezwłocznie
po zakończeniu poprzedniej lektury, zaczęłam zapoznawać się z najnowszym
dziełem Mii Sheridan.
Kira Dallaire od roku się ukrywa. Unika znajomych ludźmi, a w
szczególności ojca, który rok wcześniej zmienił jej życie w piekło. Teraz, po
jej powrocie z Afryki zanosi się na powtórkę z rozrywki. Za wszelką cenę chce,
by dziewczyna tańczyła jak on jej zagra. Ona jednak nie ma zamiaru się z tym
godzić. Chce powiedzieć głośne nie, ale nim wybrzmi ono z jej ust, planuje
zabezpieczyć swoje tyły. Do tego jednak potrzebuje wsparcia. Jedyna nadzieja w
babci, a raczej w majątku, który zostawiła jej w spadku. Nie ma jednak łatwej
drogi do tej fortuny. Jedna – wiek, jest nie do przyspieszenia. Druga – ślub,
jest niemal niemożliwa do realizacji. W końcu, by wyjść za mąż, trzeba mieć za
kogo. A Kira ewidentnie nie ma. Niby może poszukać męża z ogłoszenia, ale czy
to wyjście z sytuacji? Nie za bardzo. Na szczęście, niemal jak gwiazdka z
nieba, spada jej w banku ON. Przystojny i ewidentnie skrzywdzony przez życie.
Ale nie tylko przez życie… ON – Grayson Hawthorn. Tylko, czy mężczyzna
przystanie na nietypową propozycję? Czy da wiarę historii, którą opowie mu
Kira. Czy zdecyduje się poświęcić kilka miesięcy swojego życia, by zacząć
wszystko od nowa? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po przez
wielu wyczekiwaną powieść, jaką jest Bez winy, autorstwa Mii Sheridan.
Powiem szczerze, z jakiegoś (zupełnie niezrozumiałego dla otoczenia i
mnie samej) powodu, wymyśliłam sobie, że Bez winy jest kontynuacją Bez słów.
Długo utwierdzałam się w tym przekonaniu, z niecierpliwością oczekując premiery
tej książki. Zastanawiałam się, których bohaterów autorka weźmie na celownik.
Co wymyśli. Jak to opisze. Podczas gdy ja roiłam sobie te niestworzone historie
ogół mojego blogerskiego otoczenia dobrze wiedział, że te dwie powieści, poza
autorką, nie mają nic ze sobą wspólnego. Dobrze chociaż, że zostałam
uświadomiona jeszcze przed rozpoczęciem czytania. Mimo wszystko szkoda, że powieść
jednak nie była kontynuacją Bez słów. Nie mówię, że była zła, ale ja bym
chętnie przeczytała kolejną część. Bo Bez winy, to zdecydowanie zupełnie inna
bajka. Inna historia. Inne podejście do tematu. Nawet (w mojej opinii) nieco
gorsza niż Bez słów. Nie wciąga tak mocno. Nie intryguje tak bardzo. Nie budzi
takiej obsesji, jaką budziło we mnie Bez słów. W związku z tym czytało mi się
ją odrobinę gorzej, a co za tym i odrobinę dłużej niż poprzednią powieść
autorki. Akcja rozwijała się w spodziewanym przez czytelnika kierunku.
Oczywiście nie brakowało zwrotów akcji, ale nie powalały one na kolana, nie
ścinały krwi w żyłach i nie budziły we mnie takich emocji, jakich się
spodziewałam. Zakończenie było piękne, ale jednak dość przewidywalne.
Nie chcę by ktoś pomyślał, że ta książka mi się nie podobała. Bo
podobała się. Ale nie dorównała poprzedniej. Może gdybym przeczytała ją przez
poprzednią, moje odczucia byłyby inne. A tak, pozostaje mi tylko powiedzieć, że
Bez winy to bardzo fajna książka, godna uwagi tej jesieni. Zachęcam.
Sil
Mnie książka dość mocno rozczarowała. Wcześniejsze powieści Sheridan zdecydowanie bardziej trafiały do mnie...
OdpowiedzUsuń