„Busem przez świat. Ameryka za 8 dolarów” Lewandowski
Karol
wyd. SQN
rok: 2014
str. 336
Ocena: 5/6
Iść, ciągle iść w stronę słońca
W stronę słońca aż po horyzontu kres
Iść, ciągle iść tak bez końca
Witać jeden przebudzony właśnie dzień
Wciąż witać go, jak nadziei dobry znak
Z ufnością tą, z jaką pierwszą jasność odśpiewuje ptak1)
Po zamknięciu
poprzedniej książki Karola Lewandowskiego od razu miałem przeczucie - graniczące
z pewnością, że na pewno przeczytam kolejną pozycje tego autora. Nie musiałem
długo czekać, gdy w ręce wpadła mi Busem przez świat. Ameryka za 8 dolarów.
Wygląda zdecydowanie ładniej niż poprzedniczka, jest pełna fotografii pozwalających
się wczuć w klimat podróży. Książka z pewnością nie ginie w tłumie na
księgarskich półkach.
Lekki język
autora sprawia wielką przyjemność w trakcie czytania. Początkowo irytowało mnie
to, że rozdziały się krótkie, czasami zdawkowe i trochę jakby niedopowiedziane.
Jednak im dalej brnąłem w ten las, tym większe miałem wrażenie, że z autorem
siedzę w barze przy piwie. Przynajmniej takie odczucie do mnie dotarło. Po tym
olśnieniu książka była zupełnie inna. Jest to doskonały umilacz czasu w trakcie
jazdy autobusem lub pociągiem – czyli po prostu w trakcie podróży. Ja czytałem ją przed snem, w wygodnym
łóżeczku i bardzo się zdziwiłem, jak szybko skończyło się blisko 340 stron.
Grupa młodych i
rządnych przygody ludzi pod przywództwem Karola Lewandowskiego wyrusza za ocean,
aby za skromną sumę zwiedzić Amerykę Północną. Udaje im się to nie tylko dzięki
uporowi, odwadze i chęci dotknięcia świata znanego z filmów, ale także, a może
przede wszystkim dzięki napotkanym przez nich ludziom dobrej woli. Czasami aż
nie chce się wierzyć w prawdziwość tego, ile dobrego spotkało ich na drodze. Bo
gdy człowiekowi się popsuje auto, to ciężko znaleźć pomocną dłoń na poboczu
drogi, no ale może kluczem do szczęścia są naklejki i stary, ale kolorowy bus?
A może chodzi o mentalność ludzi? Z doświadczenia wiem, że zawsze należy liczyć
przede wszystkim na dobre ubezpieczenie i na siebie, a mówi to wam turysta
odbywający coroczne podróże samochodowe do Chorwacji i z powrotem.
Z pewnością
spełnianie swoich marzeń jest cudowną sprawą i zwiedzanie USA, Kanady czy też
Meksyku jest doskonałym sposobem spędzania czasu, ale określenie każdego
odwiedzonego miejsca mianem najpiękniejszego i zachwycającego to według mnie
lekka przesada.
Podziwiam
autora i jego wytrwałość w dążeniu do realizacji marzeń, zwłaszcza, że opierają
się one w gruncie rzeczy na transporcie wysłużonego dostawczaka w dowolne miejsce
na ziemi i próbie przejechania nim wyznaczonej trasy. Mi miękną nogi jak nasza
Laguna ma mknąć nad Adriatyk. W moim odczuciu najciekawsza część książki to
przygotowania do wyprawy, bo sama opis to zbiór najciekawszych momentów i autor
pewnie wiele zataił przed czytelnikami. Nie ma się jednak czemu dziwić, w końcu
niewiele osób chciałoby czytać o nudnej codzienności w trasie – o zatrzymywaniu
się na siusiu, czy też o problemach zdrowotnych. Książka ma się sprzedać i
basta, książka ma być ciekawa i pokazać, że podróżowanie to jedna wielka
wspaniała przygoda.
Pozycję polecam
podróżnikom, ale i zwykłym zjadaczom chleba, marzącym o podróżach w jakiejś tam
dalekiej przyszłości. Mimo, że dużo bardziej przypadła mi do gustu poprzednia
część cyklu i tak z niecierpliwością czekam na kolejne tomy.
Rico
ale daremna recenzja
OdpowiedzUsuń