„Mroczny zakątek” Gillian Flynn
wyd. Znak Litera Nova
rok: 2014
str. 512
Ocena: 4,5/6
Kręcą mnie thrillery. Nie ma co ukrywać, ten typ literatury od dość
dawna królował w moim sercu, ale... No właśnie, zawsze znajdzie się jakieś:
"ale", bo szczerze powiedziawszy ostatnio odrobinę się oddaliłam od
tego gatunku. Nie wiem, czy to oklapła we mnie chęć nieustającego przeżywania
dreszczyku emocji, czy po prostu nie potrafię trafić na coś, co by ten
dreszczyk podtrzymało dostatecznie długo. Nie ustaję jednak w poszukiwaniach.
Rozglądam się, wygrzebuję, wypatruję, czytam i niestety bywa różnie. Coś mnie
porusza, czymś innych chciałabym walnąć o najbliższą ścianę. Coś mi się podoba,
ale czyta się to fatalnie. Coś nie ma wystarczającego kopa, ale przelatuje
przez moje palce nadzwyczaj szybko. Te braki coraz bardziej mnie zniechęcają,
ale nigdy na tyle, by się poddać. Bo, a nóż widelec, następny thriller będzie
tym właściwym? Może to Mroczny zakątek wewnętrznie mnie odblokował? Zapraszam
do lektury poniższego tekstu.
Libby Day żyje. Codziennie rano budzi się, wpatruje się w sufit i
przekonuje samą siebie, że wcale nie musi wstawać. Bo w zasadzie nie musi. Nie
pracuje. Nie ma rodziny. Nie ma przyjaciół. Ma wspomnienia, ale za wszelką cenę
stara się je wyprzeć z pamięci. Wymazać. Nie wracać do nich. Niestety, jej
przeszłość to jedyne, co utrzymuje ją przy życiu. Gdyby nie ona, Libby nie
miałaby jak się utrzymać. To ludzie rozpamiętujący historię jej rodziny od
czasu do czasu zasilają jej konto, dzięki czemu może opłacić czynsz i piętrzące
się rachunki. Niestety, już wkrótce i to się skończy. Jej doradca finansowy od
dawna mówił jej, że musi znaleźć pracę, że czas zacząć żyć własnym życiem. Jak
to jednak zrobić, gdy się go nie posiada? Gdy wszystko, co ważne, utraciło się
kilkanaście, a w zasadzie kilkadziesiąt lat temu? Co wtedy? Libby jeszcze
niedawno się starała. Napisała książkę, miała nadzieję, że dzięki niej będzie
mogła przestać się martwić. Niestety - ta pozycja okazała się być kompletną
klapą. Kiedy więc pojawia się okazja, powiedzmy to, dorobienia, waha się tylko
przez chwilę. Jest tylko jeden problem - by zdobyć pieniądze, musi zacząć
grzebać we własnej przeszłości. Czy podejmie się tego? Czy rozwiązywanie
zagadki przeszłości będzie dla niej swoistym katharsis? Czy uda się jej zdobyć
odpowiedzi na wszystkie pytania, które na nowo zrodzą się w jej głowie? Czy jej
przeszłość może być jeszcze straszniejsza, niż jej się pierwotnie wydawało? A
może jest wręcz odwrotnie? Może całość okaże się tak absurdalna, że aż śmieszna?
Ta historia, jeszcze nim rozpoczęłam lekturę, fascynowała mnie.
Bardzo, ale to bardzo chciałam jak najszybciej się z nią zapoznać. A kiedy już
zaczęłam czytać... Nie będę ukrywać. Znienawidziłam główną bohaterkę.
Zachowywała się okropnie, małostkowo i, jak na swój wiek, bardzo niedojrzale.
Nikt i nic się nie liczyło, oczywiście poza nią samą. Ona, ona, ona, ona.
Poważnie się zastanawiałam, czy chcę tę książkę dalej czytać. Czy chcę oglądać to
przedstawienie, które dla czytelnika przygotowała Libby. Było jednak coś w
całej tej historii, co mnie przyciągało. Czytałam dość długo, po kilka
rozdziałów dziennie, bo więcej nie byłam w stanie na raz strawić. Całość z
każdą kolejną stroną stawała się coraz bardziej interesująca i mroczna.
Pojawiało się coraz więcej z pozoru nic nie wnoszących wątków, które następnie
zaczynały się ze sobą splatać i zacieśniać. W pewnym momencie, bliżej końca,
niż początku, zaczęłam rozumieć, co tak naprawdę mogło mieć miejsce w styczniu
1985 roku. Spodziewałam się konkretnego rozwiązania, ale rzeczywistość zupełnie
przerosła to, co uroiło się w mojej głowie.
Mroczny zakątek jest naprawdę tajemniczy i szokujący. Równocześnie
napisany został w nie do końca przystępny dla czytelnika sposób. Co drugi
rozdział przenosi nas w przeszłość i poznajemy zapis feralnego dnia minuta po
minucie, godzina po godzinie. Za każdym razem "przemawia do nas" ktoś
inny, dowiadujemy się więc co dana osoba myślała, w jakiej kondycji psychicznej
była. I, jak dla mnie, do pewnego momentu nic nie zapowiadało tragedii. Z tych
wszystkich relacji najlepiej czytało mi się Patty Day. Najgorzej - Bena. Jeśli
zaś chodzi o teraźniejszość, to im dalej brnęłam w książkę, tym łatwiej mi
było. W pewnym momencie straciła się gdzieś nienawiść do Libby, która z
początku przerodziła się w obojętność, a później nawet w nić sympatii. Choć,
nie będę owijać w bawełnę, raczej nie zaliczę jej nigdy do ulubionych bohaterek
literackich.
Summa summarum Mroczny zakątek Gillian Flynn przypadł mi do gustu, ale
nie powalił mnie na łopatki. Nie mogę więc po tej lekturze powiedzieć, że od
tej chwili już tylko thrillery będą siedzieć mi w głowie. Wręcz przeciwnie, po
tych pięciuset stronach z ulgą sięgnę po jakieś young adult albo fantasy, które
w ostatnim czasie dużo łatwiej mi się przyswaja. Do lektury zapraszam
niezłomnych, którzy wytrwać wystarczająco długo przy danej pozycji, oraz
wielbicieli thrillerów, którzy nie borykają się z wątpliwościami, co do tego,
czy dalej są ich wiernymi fanami. Do zapoznania się z Mrocznym zakątkiem
zapraszam również tych, którzy po mojej opinii nie są pewni, czy to książka dla
nich. Bo, a nóż widelec, ta właśnie powieść odmieni wasze życie?
Sil
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Najbardziej urzekło mnie w tej książce to, że była "inna" niż się spodziewałam. Nieźle popaprana, dla ścisłości. No i mam słabość do negatywnych postaci pierwszoplanowych :)
OdpowiedzUsuńno faktycznie, była "inna", ale też denerwująca i miejscami dość poważnie dołująca
Usuńno to nic, tylko książki poszukiwać, bo a nóż, to będzie najlepsza książka w tym roku :)
OdpowiedzUsuńW sam raz coś dla mnie:) Ja lubię właśnie takie książki:D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się kogoś zachęcić do przeczytania. Bałam się, że recenzja będzie bardziej zniechęcać, niż zachęcać.
Usuń