wyd. Książnica (Grupa Publicat)
rok: 2010
str. 248
Ocena: 5,5/6
Czy zdarzyło się wam się kiedyś wysłać maila do kogoś, do kogo wcale go
nie kierowaliście? Za każdym razem, gdy wysyłam pocztę elektroniczną
kilkukrotnie sprawdzam, czy na liście odbiorców znajdują się właściwe adresy.
Już mi się kiedyś przytrafiło, wysłać maila pod niewłaściwy adres. Na szczęście
nie było w nim nic kompromitującego, ale od tamtego wydarzenia zawsze bardzo
się pilnuję. Niezwykle rzadko jednak wpisuję adres ręcznie. Zawsze staram się
go kopiować z wcześniej otrzymanej poczty, z sieci, lub z własnych kontaktów. Jak
widać należę do mniejszości.
Emma Rothner ma już dość i nie ma zamiaru tego ukrywać. Nieustannie
otrzymuje gazetę, której wcale nie chce już prenumerować. Postanawia więc
uzewnętrznić swoją niechęć i poinformować o tym wydawcę. Siada przy komputerze,
otwiera skrzynkę e-mailową i wstukuje swoją opinię w treści wiadomości. Szybko
uzupełnia adres (oczywiście ręcznie) i wysyła w świat. Pierwszy mail, drugi…
trzeci. I nic, gazety wciąż przychodzą do jej domu, a wraz z nimi rachunki. Po
którejś z kolei wiadomości przychodzi informacja zwrotna: „Pomyłka. Jestem
osobą prywatną. Mój adres to…”, i tu oczywiście adres wstukiwany przez Emmę,
jak się okazuje – błędny. Tak właśnie rozpoczyna się niezwykły dialog Emmy i
Leo. Para zaczyna wymieniać dość lakoniczne maile, związane głównie z pomyłkami
Emmy, (które na tych kilku pierwszych się nie skończyły). Z każdą przesłaną przez
nich wiadomością w powieści wzrasta napięcie. Zaczyna iskrzyć i choć zasadniczo
Emma i Leo nic o sobie nie wiedzą, to powoli splata się między nimi niewidzialna
nić, która silnie ich ze sobą związuje. Im dalej, tym intensywniej, ciekawiej i
… nie pewniej. Bo to, co zaczyna się dziać między internetowymi przyjaciółmi,
dalece wychodzi poza ramy takiej znajomości. Jak skończy się ta niezwykła gra?
Dokąd ich zaprowadzi? Czy kiedykolwiek dowiedzą się o sobie czegoś prawdziwego
i rzeczywistego? Czy będą mieli okazję stanąć ze sobą twarzą w twarz? By się
tego dowiedzieć, koniecznie trzeba sięgnąć po pierwszą z mini serii powieść
Daniela Glattauera.
Zasadniczo zdecydowałam się na lekturę N@pisz do mnie, by się odrobinę
odprężyć, wyłączyć umysł i przejść w jakiś spokojniejszy tryb. Nawet przez myśl
mi nie przeszło, że książka aż tak mnie zachwyci, że nie będę potrafiła się od
niej oderwać i, co najważniejsze, zapomnieć o jej treści. Kiedy o drugiej w nocy
odkładałam powieść na nocny stolik myślałam tylko: „Dlaczego to się tak
skończyło?”, i „Czy będzie kontynuacja?”. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam o
poranku, było sprawdzenie informacji o potencjalnych dalszych tomach. Nie
potrafię nawet opisać jak się ucieszyłam, gdy wyszło na jaw, że druga część
mini serii już dawno gości na rynku wydawniczym. Mam więc nadzieję, że wkrótce
uda mi się i ją przeczytać.
N@pisz do mnie, choć jest zupełnie oderwana od rzeczywistości, jest aż
nad wyraz realna. Od każdego maila Emmi wieje świeżością. Wszystkie wiadomości
Leo są piękne i wyjątkowe. To co dzieje się między parą jest wprost cudowne, a
zarazem niebezpieczne. Bo przecież… tak naprawdę nic z tych rzeczy miejsca mieć
nie powinno. Żadne z tych uczuć nie powinno mieć głosu. Rozsądek obojga dawno
powinien dać o sobie znać i nakazać zejście na ziemię. Nic takiego się jednak
nie dzieje i para brnie uparcie w ten wymyślony przez siebie „świat
zewnętrzny”. Niczym uparte dzieci, niczym niepokorne szczenięta.
Dzięki wyjątkowemu stylowi autora i wspaniale zbudowanym przez niego
postaciom, książkę z pełną świadomością zaliczam do grona wartościowych i
godnych zachowania i w pamięci i w domowej biblioteczce. Mam nadzieję, że Wróć
do mnie (druga część serii), będzie równie dobre. Z całego serca polecam
lekturę N@pisz do mnie. Książka jest nie tylko pouczająca, ale i pełna humoru,
ciepła i ironiczna. Pod wieloma względami idealna. Zdecydowanie warto się z nią
zapoznać.
Za książkę dziękuję Grupie Publicat
Intrygująco brzmi.)
OdpowiedzUsuńCzytałam niedawno, tak samo jak jej kontunuacje. Bardzo pogodne i lekkie książki!
OdpowiedzUsuńNa szczęście nigdy nie udało mi się wysłać e-maila do nieodpowiedniej osoby. Mam nadzieję, że nigdy mnie to nie spotka! Rozejrzę się za tą pozycją, bo myślę, że może przypaść mi do gustu. :)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie tą książką :)
OdpowiedzUsuńAle miłe zaskoczenie od rana! Mam bardzo miłe wspomnienia z tą książką. Na UJ, na fonetyce jej słuchaliśmy i transkrybowaliśmy i cały rok zgodnie stwierdził, że to najlepsza rzecz wyniesiona ze studiów ;). Czytałam spory kawałek książki po niemiecku, potem w księgarni po polsku i jakoś polskie tłumaczenie mi nie podeszło...
OdpowiedzUsuńAle stęskniłam się za Emmi i Leo!
Muszę w końcu ich przeczytać. Dziękuję, że mi przypomniałaś :).
Ja nigdy nie wysłałam nic pod zły adres, bo mam jeszcze większe natręctwo niż Ty: całą wiadomość (treść, adresatów, tytuł) sprawdzam po pięć razy. :) Komentarze, które piszę na blogach zresztą też. :D
OdpowiedzUsuńHistoria wydaje się ciekawa, ale niespecjalnie pociągają mnie miłości internetowe, bo wydają mi się mało realne. Nie mówię, że sama tego nie przerabiałam, ale wiem jak to się kończy. Zwykle jest się rozczarowanym, gdy dochodzi już do spotkania.
Ja czytałam dawno po niemiecku. :) To była moja pierwsza książka w tym języku i trochę mnie na niego otworzyła. A bohaterowie tak mi podpasowali, że sama nazwałam identycznie swoich, choć z tą Emmą i tym Leo nie mają nic wspólnego. :)
OdpowiedzUsuńDruga część jest zdecydowanie warta przeczytania!
Nie jestem przekonana do takich książek, ale być może kiedyś spróbuję jeszcze raz, sięgając właśnie po ten tytuł. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń