wyd. Otwarte
rok: 2011
str. 504
Ocena: 5,5/6
Zdarza się, zwykle dość niespodziewanie, że wśród przysłowiowych
wieprzy trafi się na niezwykłą wprost perłę. Takie wydarzenie nie mają miejsca
zbyt często, ale jednak. Na takie cudeńko udało mi się trafić tuż przed
świętami i choć czasu miałam niewiele, a książka była bardzo opasła, wprost nie
mogłam się od niej oderwać. Zarywałam noce, tarłam oczy, odganiałam ziewanie,
ale udało się, poznałam tajemnicę Wyliczanki Johna Verdona.
Dave Gurney to czterdziestosiedmioletni emerytowany detektyw
nowojorskiej policji. Na co dzień wydaje się być w miarę szczęśliwym małżonkiem,
ale nie do końca spełnionym rodzicem. Nie pokazuje jednak na zewnątrz, jakie
demony zjadają go od środka. W swojej karierze, o której żona wolałaby
zapomnieć, poszczycić się mógł licznymi sukcesami. Był jednym z lepszych „tropicieli”,
zawsze wiedział jak „wywęszyć mordercę” i jak dowiedzieć się gdzie jakiś
„seryjny” zaatakuje kolejną ofierę. Żaden zwyrodnialec nie mógł się przed nim
ukryć. Takie życie niezmiernie jednak męczyło Madeleine, dlatego usilnie
namawiała małżonka by przeszedł na emeryturę i wyprowadził się z nią jak
najdalej od zgiełku wielkiego miasta. Kobieta w końcu dopięła swego i
zamieszkała z Davem w wymarzonym domku z ogródkiem. Jak się jednak okazało
wyciągniecie Gurney’a daleko od piętrzących się okropności nie odciągnęło go od
nich. Mężczyzna, zresztą na prośbę Madeleine, zapisał się na kurs fotografii,
podczas którego zrozumiał, czym może zająć się w przyszłości. To, co miało go
odciągnąć od dawnej pracy, jeszcze bardziej go do niej przywiązało. Dave zaczął
zawodowo obrabiać fotografie ściganych morderców tak, by ukazać całe piętrzące
się w nich zło. Jego prace przypadły do gustu prowadzącej warsztaty Sonii, w
związku z czym, kobieta postanowiła niezwłocznie zaproponować mu wystawę
zatytułowaną „Portrety morderców autorstwa człowieka, który ich ujął”. Jak się
można domyślić, nie to chciała osiągnąć Madeleine. Kiedy więc po latach odzywa
się do Dave’a dawno zapomniany kolega ze studiów – Mark Mellery, upatruje ona w
tym spotkaniu ratunku, dla usilnie budowanej przez nią lepszej teraźniejszości.
Jak się można domyślić i tym razem ponosi klęskę.
Wyliczanka jest tajemnicza, metafizyczna, a miejscami naprawdę
przerażająca. Napisana została z wielka pasją i zaangażowaniem. Czytelnik czuje
to z każdym zdaniem, które jest mu dane przeczytać. Lektura niesłuchanie wprost
wciąga i nie pozwala się od siebie oderwać nawet na chwilę. Gdy wzrok odmawia
posłuszeństwa i nadchodzi nieubłagany sen, umysł zaczyna płatać człowiekowi
figle i powoduje, że i nocne mary są jak czytana właśnie książka. John Verdon
stworzył powieść absolutnie nieprzewidywalną, w której jedynie długie drążenie
tematu może spowodować zrozumienie logiki, którą kieruje się morderca. Główny
bohater jest zdecydowany, pewny siebie i dąży do celu nawet wtedy, gdy wie, jak
wiele ma do stracenia. Zdumiewająca wprost jest jego wiara, że jeśli nie zrobi
tego, co podpowiada mu przeczucie, to wszystko legnie w gruzach. I tak zapewne
by się stało. Zresztą wszyscy wykreowani przez autora bohaterowie są na swój
sposób wyjątkowi, w związku z czym wydają się nad wyraz realni. Całość napisana
została tak, iż odnosi się wrażenie, że autor jedynie opisuje prawdziwe
wydarzenia, a nie to, co wykreowała jego nad wyraz rozwinięta wyobrania.
Przyznam, że mi udało się odgadnąć, kto stoi za całym złem mającym
miejsce w powieści Verdona. Byłam jednak tym bardzo zaskoczona, bo strzelałam zupełnie
w ciemno. Autor wodzi czytelnika za nos i tak naprawdę nigdy nie pozwala mu na
stwierdzenie, ze stu procentową pewnością, że to, co właśnie wydedukował, jest
prawdą. Wyliczanka to jeden z najlepszych thrillerów, jaki miałam okazję
przeczytać. Aż żal mi serce ściska, że to książka z 2011 roku i nie będę mogła
zaliczyć jej do najlepszych powieści roku 2012. Zdecydowanie warto przeczytać
tę książkę i zapoznać się z pozostałym dorobkiem autora.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Otwarte
Baza recenzji Syndykatu ZwB
ta książka już za mną i zgadzam się w 100% z Twoim zdaniem! książka naprawdę świetna i wciąga niesamowicie! :) teraz poluję na drugą powieść autora :)
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na półce, ale nie miałam jeszcze okazji czytać. Za to czuję się bardzo zmotywowana do zrobienia tego jak najszybciej :)
OdpowiedzUsuńO nie, jak można samemu zgadnąć kto jest zbrodniarzem! Sprytna jesteś, mi się tylko raz jeden udało dawno temu zgadnąć w jakiejś książce kto jest mordercą.
OdpowiedzUsuńSzalenie się cieszę, że zrecenzowałaś tę książkę, bo zakupił ją sobie mój szwagier. Teraz jestem pewna, że muszę ją pożyczyć! :)
OdpowiedzUsuń"Wyliczanka" przykuła moją uwagę szczególnie okładką, a po Twojej recenzji mam jeszcze większą ochotę żeby po nią sięgnąć. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie czytania "Wyliczanki". W moich oczach książka rozczarowująca. Pomysł na fabułę ciekawy, ale Verdon, cóż, mówiąc szczerze, nie jest zbyt dobrym pisarzem ;-) Takie kryminalne czytadło. Bez głębi. Po 200 stronach cały czas nie rozumiem po co jest ten cały wątek z żoną Davida. Babka strasznie irytująco jednowymiarowa. Słabiutkie są też dialogi. Nie wiem, może kolejne 300 stron nieco poprawią moje wrażenie, ale póki co jestem na nie :) Maruda jestem, wiem :D
OdpowiedzUsuńNIe dla mnie :<
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://ksiazkowy-kacik.blogspot.com/
Po tego typu książki zawsze chętnie sięgam ^^
OdpowiedzUsuńJuż recenzję czytałam z napięciem, więc nie chcę wiedzieć, co będzie z samą książką. Z racji iż z początkiem roku wprowadziłam nowy system zakupu książek, wpisałam na listę, więc postaram się niedługo w nią zaopatrzyć :). Kocham dobre thrillery! Sil, ubóstwiam Cię, wiesz? Bo kto mógłby mi je lepiej polecać?
OdpowiedzUsuńhehe wiesz jak połechtać moją próżność :D
Usuń