"Promyczek" Kim Holden
wyd. Filia
rok: 2016
str. 592
Ocena: 5,5/6
Oj, nadenerwowałam się w
trakcie lektury Promyczka – nadenerwowałam. Poważnie, kilka razy miałam nawet
ochotę odłożyć tę książkę, dać sobie z nią spokój. I to zapewne z całkiem
innych powodów, niż by się wam wydawało. Przez jakieś 30 procent czasu
poświęconego powieści Kim Holden uważałam, że jest ona płytka i bardzo
głupiutka. Dopiero później zaczęło się coś klarować, coś dobrego z tego
wszystkiego wychodzić – a i tak dalej trudno mi było pojąć, dlaczego główna
bohaterka zachowuje się tak, a nie inaczej. Dopiero potem… ale o tym, może
później, a może wcale?
Katherine Sedgwick właśnie
przeprowadziła się ze słonecznego i cudownego San Diego, do niewielkiej mieścinki
zwanej Grant, znajdującej się gdzieś w Minnesocie. Jedno jest pewne, zimy w tym
miejscu na pewno nie będą takie jak w jej rodzinnym mieście. Ale cóż zrobić,
właśnie w Grant Kate ma zacząć studiować. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy
plany Kate uległy radykalnej zmianie. Dziewczyna od początku to właśnie w Grant
chciała się znaleźć, ale pierwotnie planowała studiować tu muzykę. Od
dzieciństwa grała na skrzypcach i na studiach chciała rozwijać ten talent. Rok
wcześniej dostała się na wymarzony kierunek i otrzymała pełne stypendium –
niestety musiała zrezygnować z tego pomysłu. Rok później z dnia na dzień
postanawia ponownie złożyć papiery, tym jednak razem na kierunek związany z
nauczaniem. I tym razem szczęście jej sprzyja, dostaje się i otrzymuje
stypendium, dzięki czemu niezwłocznie może się przeprowadzić i rozpocząć naukę.
Kilka pierwszych nocy, jeszcze przed rozpoczęciem roku akademickiego, Kate
spędza u swojej niedawno odnalezionej ciotki. Na całe szczęście nie zaplanowała
u niej dłuższego pobytu, bo jak się okazuje z ciotką, choć niewiele starszą od
niej, nie najłatwiej się żyje. Na szczęście w Grant jest zupełnie inaczej. Już
w pierwszych dniach Kate udaje się znaleźć idealną, miejscową kawiarenkę z
pyszną czarną kawą, pracę w lokalnej kwiaciarni oraz poznać dość
ekscentrycznych ludzi, którzy staną się dla niej nie tylko przyjaciółmi, ale w
zasadzie rodziną. Do grona tych osób dość szybko dołączy Keller Banks, z którym
Kate nie tylko będzie się przyjaźnić, ale i flirtować. Tylko – czy Kellerowi
wystarczy niewinny flirt? Bo, jak wiadomo, Kate nie planuje z nikim się wiązać.
Nie chce mieć chłopaka, nie szuka miłości na całe życie, nie ma zamiaru spędzać
z żadnym facetem więcej niż jednej nocy. Keller może mieć jednak na ten temat
nieco odmienne zdanie i postanowi przekonać do niego Kate. Czy mu się to uda?
Czy dziewczyna postanowi otworzyć przed nim swoje serce? A jeśli tak, to czy
przy okazji nie złamie serca Kellera?
Jak wspomniałam wcześniej,
na początku Promyczek nie przekonał mnie do siebie. Czasami czułam w tej
książce wręcz odrobinę zakłamania. Trudno mi było uwierzyć, że ktoś może być
tak dobry, tak szczery, tak otwarty na ludzi i tak mało mściwy. A jednak –
może. Może, jeśli okoliczności sprzyjają i jeśli ludzie wokół na to pozwalają.
Bo czasem mają miejsce takie wydarzenia, które nie pozwalają dłużej trwać
człowiekowi w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze. I Kate też czasem
dochodzi na skraj własnej wytrzymałości – gdy jednak się tam znajdzie,
czytelnikowi dużo łatwiej się z nią utożsamić. Ja właśnie wtedy zaczęłam czuć
tę powieść, zaczęłam rozumieć o co chodzi i modlić się, by autorka nie kończyła
jej tak, jak myślałam, że ją skończy. Zaczęłam prosić o happy end, który nie do
końca został mi dany. Ale czy to źle? By się tego dowiedzieć, będziecie musieli
przekonać się samo. Ja mogę jedynie powiedzieć, że zdecydowanie polecam wam
lekturę Promyczka.
Sil
Słyszałam o niej bardzo dużo dobrego :) Chętnie poznam :)
OdpowiedzUsuńLektura dopiero przede mną, ale już nie mogę się doczekać! :)
OdpowiedzUsuńTo moje MUST READ. Dobrze, że niebawem "Promyczek" znajdzie się na mojej półce. :)
OdpowiedzUsuń