„Michael Vey. Więzień celi 25” Richard Paul Evans
wyd. Fabryka Słów
rok: 2013
str. 368
Ocena: 4/6
Chyba nikt żyjący w realnym świecie nie zakłada, że mógłby się nagle, z
minuty na minutę, przenieść do zupełnej fantazji. No, przynajmniej ja tak nie
robię. A chyba jednak czasem powinnam, bo okazuje się, że wokół czyha wiele
niebezpieczeństw. Jeden nieostrożny ruch i można wpaść do króliczej nory rodem
z Alicji w krainie czarów. Tyle, że nie z wszystkich tego typu tarapatów da się
wydostać.
Michael jest dość niepozornym chłopcem, na co dzień mieszkającym w
Idaho. Jest niewielki, raczej nie rzuca się w oczy. No dobrze, to za dużo
powiedziane. Odrobinę się jednak w oczy rzuca. Jego najlepszym przyjacielem
jest Ostin, szkolny kujon i, bądźmy szczerzy, grubasek. Do tego Michael choruje
na Tourette'a. Nie jest to co prawda jakaś poważna odmiana, chłopak nie rzuca
wulgaryzmami, ale namiętnie mruga, gdy się denerwuje. Nie pomaga mu to niestety
w szkolnym życiu. Niektóre dzieciaki się z niego naśmiewają. Inne namiętnie
zamykają go w szkolnej szafce. Michael jakoś by to zniósł, ale do tego dochodzi
osoba dyrektora szkoły. Dallstrom ma nawyk karania ofiar za przewinienia
winowajców. Nauczyciel wychodzi z założenia, że każdy powinien potrafić się
obronić. Jeśli nie ma takiej umiejętności - dostaje mu się słusznie. Nie jest
to tylko dziwne, ale i chyba mało wychowawcze podejście. Ale jak widać i tacy
ludzie błąkają się po tym padole. Jednak nawet to nie jest największym
problemem Vey'a. Chłopiec nawet gdyby chciał, nie może się bronić. Choć ma
odpowiednią siłę, by przeciwstawić się każdemu. Nie może jednak ujawniać swoich
ponadnaturalnych zdolności, bo mogłaby mu się przytrafić krzywda. Mu i jego
bliskim. Więc się ukrywa i nie wykorzystuje swoich umiejętności. Aż do czasu...
Michael od zawsze wiedział, że coś jest z nim nie tak. I wiedział, że
nie powinien z nikim dzielić się swoją wiedzą. Jednak dopiero gdy przez
przypadek wykorzystuje swoją moc, zaczyna się otwierać przed nim jaskinia
wypełniona wiedzą na temat jego przeszłości. Jego moce nie pojawiły się wraz z
jego narodzinami. Nie jest też jedynym, dość specyficznym dzieckiem. Pewne jest
natomiast, że grozi mu niebezpieczeństwo. Ktoś za wszelką cenę chce go znaleźć
i nie cofnie się przed niczym.
Książka jest ciekawa i napisana w dość interesujący sposób. Sam pomysł
również jest interesujący, ale... No właśnie, szkoda, że pojawia się to ale.
Odniosłam wrażenie, że pierwsza część historii została napisana dużo lepiej,
niż druga. Na wstępie poznajemy historię i problemy głównego bohatera. Jego
codzienność i odkrywanie tajemnic. Druga część to już zupełny odlot. Pojawiają
się porywacze, mordercy, tajemnicze organizacje, dzieci nie rozróżniające zła,
władające niespotykanymi w przyrodzie mocami. Dzieją się straszne,
niewyobrażalne wręcz rzeczy. Dzieci - dzieciom. To trudno zaakceptować.
Ogólnie powieść przypadła mi do gustu, nie była jednak wolna od wad. W
książce wielokrotnie pojawiają się zwroty, których normalny nastolatek na pewno
by nie użył. Do tego większość negatywnych bohaterów, masowo, pod koniec powieści
przechodzi metamorfozy, których nikt się po nich nie spodziewa. Są one mało
prawdopodobne, ale napawają czytelnika wiarą w ludzi i w ich możliwości.
Niepozorna młodzież pokonuje przeszkody, z którymi niejeden dorosły nie dałby
sobie rady. Podejmują wyzwania, przemieszczają się z miejsca na miejsce,
układają plany, używają wyrafinowanej broni. Nie boją się, nie płaczą, nie chcą
wracać do rodziców. Nikt ich nie szuka, jeśli ktoś się martwi ich zniknięciem -
szybko przechodzi nad tym do porządku dziennego. To wszystko odrobinę dziwi, a
nawet czasem podważa wiarygodność powieści. Mimo to, książka wzbudza w
czytelniku liczne pozytywne odczucia. Opowiada w końcu o przyjaźni, miłości do
rodziców, odwadze i przezwyciężaniu przeciwności losu. Pokazuje, że można się
zmienić i, że warto walczyć.
Michael Vey. Więzień celi 25 to książka pełna sprzeczności,
zdecydowanie skierowana do młodszego czytelnika.
Już od jakiegoś czasu ciekawi mnie na książka, głównie za sprawą autora. Jednak trochę odstrasza mnie to skierowanie do młodszego czytelnika:)
OdpowiedzUsuń