Moje lata w Top Gear” Jeremy Clarkson
wyd. Insignis
rok: 2013
str: 556
ocena: 6/6
Cała recenzja mogłaby zawrzeć się
w jednym zdaniu brzmiącym mniej więcej tak: mimo swojej sporej objętości,
książka warta jest każdej chwili spędzonej na lekturze – polecam. Niestety,
mimo iż temat w moich oczach został wyczerpany, to muszę napisać coś więcej ze
względów formalnych, tak aby recenzja była dłuższa niż opis książki sporządzony
przez wydawcę. Tak więc będę się starał sprostać temu zadaniu.
Cięty język Clakson’a, który do
tej porty znałem tylko z telewizyjnego Top Gear'a, trafił w moje gusta również
w wersji papierowej. Na samym początku okazało się, że książka jest zbiorem już
wcześniej opublikowanych felietonów – tak więc od razu pomyślałem sobie, że
przez swoje lenistwo związane z niechęcią do czytania wcześniejszych dzieł tego
autora jedną książką wszystko załatwię. Niemal na każdej stronie trafiały się
perełki, które wywoływały niepohamowaną i szczerą radość, którą chciałem się
dzielić ze swoją lepszą połówką, ale Ona z tego faktu nie była zbytnio
zadowolona. Zresztą nie ma się jej co dziwić, bo przecież co ją obchodzi
dziesięć tysięcy wersji Porsche 911.
Kolejne felietony podzielone są
na lata publikacji. Okazuje się, że przygoda Clarkosn’a z Top Gear rozpoczęła
się w 1993 roku. Lektura książki pozwala nam wrócić do rzeczywistości minionych
lat i zobaczyć jak autor postrzegał ówczesny świat. Proszę zwrócić uwagę na
zwrot „postrzegał”, bo poglądy autora ulegały zmianie na przestrzeni kolejnych
lat, co bardzo łatwo można zaobserwować, w trakcie lektury. Clarkson wywołuje
zazdrość milionów ludzi, w tym także i moją, mogąc poruszać się najszybszymi i
najdroższymi samochodami na świecie. Niestety nie wykorzystał potencjału
drzemiącego w czterokołowych bestiach, w których żyłach płynie benzyna.
Zapomniał, albo specjalnie nie chciał, umieścić zdjęć owych potworów w swojej
najnowszej książce – przez co całość straciła w mojej opinii, bo każdy kto mnie
zna dobrze wie, że brak bogatych ilustracji jest w mojej opinii wielkim minusem
dla publikacji. W Polsce książka trafiła na nasze półki dzięki wydawnictwu
Insignis. O ile fajna okładka z Veyron’em i straszącą facjatą autora jest
bogata to wnętrze bardzo rozczarowuje. Pożółkły papier sprawił wrażenie, że
mamy do czynienia z wiekową publikacja – na szczęście szybko poczułem zapach
nowej książki. Taki zabieg pozwolił oferować książkę w cenie około 30 zł. Czy
warto? Jeśli lubicie czytać, czasem kontrowersyjne - opinie to na pewno warto. Poza tekstami, książka ma jeszcze jedną
zaletę. Mianowicie każdy rok, to znaczy rozdział, zaczyna się od zestawienia
najlepszych utworów muzycznych i filmów oraz szkicu (czemu nie zdjęcia?)
samochodu roku.
Mam nadzieje, że wymogi formalne
co do objętości recenzji spełniłem, a nawet jeśli nie, to trudno więcej już nie
napiszę, bo muszę wyruszyć na poszukiwania starszych książek Clarkson’a, twórcy
imperium i marki Top Gear.
Artur Borowski
Kupiłam tę książkę ostatnio swojemu lubemu, mam nadzieję, że też mu się spodoba :)
OdpowiedzUsuń