Niemal rzutem na taśmę, czyli po raz pierwszy w tym roku i na pewno ostatni w tym miesiącu, pojawia się na Słowach dużych i MAŁYCH stosik :)
Chcecie dowiedzieć się, jak wyglądają moje zdobycze z tego miesiąca? Zapraszam do ich szczegółowego poznania.
Na pierwszy plan zaraz rzucają się te wielkie pudełka. To pozycje od wydawnictwa Egmont, czyli gry Agenci, Misja kosmiczna i Basia, łap kolory. Gry mamy zamiar z Arturem przetestować w nadchodzący weekend :)
Dalej mamy już tylko i wyłącznie książki, ale jakie :) Sam miodek :)
Przywróceni - Jasona Motta to jedna z długo oczekiwanych powieści wydanych przez Mirę.
Listy z Powstania - Anny Klejzerowicz, to oczywiście jedna z najnowszych premier wydawnictwa Filia. Już nie mogę doczekać się lektury :)
Kolejna pozycja, to już coś, co tygryski lubią najbardziej, czyli kolejna pozycja z serii Thriller wydawnictwa Sonia Draga. Mowa oczywiście o powieści Żelazny dom - Johna Harta.
Dalej znajdują dwie pozycje od Fabryki Słów: Zgon - Giny Damico oraz Elfy - Bernharda Hennena to długo wyczekiwane nagrody :) Dziękuje :)
Kolejne pozycje pochodzą od wydawnictwa MAG. Pierwsza to nowość: Tonąca dziewczyna autorstwa Caitlin R. Kiernan, a druga to druga część serii Dary Aniołów Cassandry Clare zatytułowana Miasto popiołów.
Ostatnia w stosiku jest książka autorstwa Patrycji Gryciuk zatytułowana Plan. Otrzymałam ją do recenzji od autorki i właśnie jestem w trakcie lektury. Pewnie w przyszłym tygodniu pojawi się recenzją :)
Jak Wam się podoba stosik? Znaleźliście coś dla siebie? Coś szczególnie polecacie lub odradzacie? Jak zawsze zapraszam do komentowania :)
Nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku... Nawet najdłuższa książka zaczyna się od pierwszego słowa...
30 stycznia 2014
28 stycznia 2014
W formie - "Moje lata w Top Gear” Jeremy Clarkson
Moje lata w Top Gear” Jeremy Clarkson
wyd. Insignis
rok: 2013
str: 556
ocena: 6/6
Cała recenzja mogłaby zawrzeć się
w jednym zdaniu brzmiącym mniej więcej tak: mimo swojej sporej objętości,
książka warta jest każdej chwili spędzonej na lekturze – polecam. Niestety,
mimo iż temat w moich oczach został wyczerpany, to muszę napisać coś więcej ze
względów formalnych, tak aby recenzja była dłuższa niż opis książki sporządzony
przez wydawcę. Tak więc będę się starał sprostać temu zadaniu.
Cięty język Clakson’a, który do
tej porty znałem tylko z telewizyjnego Top Gear'a, trafił w moje gusta również
w wersji papierowej. Na samym początku okazało się, że książka jest zbiorem już
wcześniej opublikowanych felietonów – tak więc od razu pomyślałem sobie, że
przez swoje lenistwo związane z niechęcią do czytania wcześniejszych dzieł tego
autora jedną książką wszystko załatwię. Niemal na każdej stronie trafiały się
perełki, które wywoływały niepohamowaną i szczerą radość, którą chciałem się
dzielić ze swoją lepszą połówką, ale Ona z tego faktu nie była zbytnio
zadowolona. Zresztą nie ma się jej co dziwić, bo przecież co ją obchodzi
dziesięć tysięcy wersji Porsche 911.
Kolejne felietony podzielone są
na lata publikacji. Okazuje się, że przygoda Clarkosn’a z Top Gear rozpoczęła
się w 1993 roku. Lektura książki pozwala nam wrócić do rzeczywistości minionych
lat i zobaczyć jak autor postrzegał ówczesny świat. Proszę zwrócić uwagę na
zwrot „postrzegał”, bo poglądy autora ulegały zmianie na przestrzeni kolejnych
lat, co bardzo łatwo można zaobserwować, w trakcie lektury. Clarkson wywołuje
zazdrość milionów ludzi, w tym także i moją, mogąc poruszać się najszybszymi i
najdroższymi samochodami na świecie. Niestety nie wykorzystał potencjału
drzemiącego w czterokołowych bestiach, w których żyłach płynie benzyna.
Zapomniał, albo specjalnie nie chciał, umieścić zdjęć owych potworów w swojej
najnowszej książce – przez co całość straciła w mojej opinii, bo każdy kto mnie
zna dobrze wie, że brak bogatych ilustracji jest w mojej opinii wielkim minusem
dla publikacji. W Polsce książka trafiła na nasze półki dzięki wydawnictwu
Insignis. O ile fajna okładka z Veyron’em i straszącą facjatą autora jest
bogata to wnętrze bardzo rozczarowuje. Pożółkły papier sprawił wrażenie, że
mamy do czynienia z wiekową publikacja – na szczęście szybko poczułem zapach
nowej książki. Taki zabieg pozwolił oferować książkę w cenie około 30 zł. Czy
warto? Jeśli lubicie czytać, czasem kontrowersyjne - opinie to na pewno warto. Poza tekstami, książka ma jeszcze jedną
zaletę. Mianowicie każdy rok, to znaczy rozdział, zaczyna się od zestawienia
najlepszych utworów muzycznych i filmów oraz szkicu (czemu nie zdjęcia?)
samochodu roku.
Mam nadzieje, że wymogi formalne
co do objętości recenzji spełniłem, a nawet jeśli nie, to trudno więcej już nie
napiszę, bo muszę wyruszyć na poszukiwania starszych książek Clarkson’a, twórcy
imperium i marki Top Gear.
Artur Borowski
20 stycznia 2014
Daleko, daleko stąd... („On” Łukasz Henel)
„On” Łukasz Henel
wyd. Videograf
rok: 2013
str. 288
Ocena: 4/6
Gdy czytam, lubię czuć emocje. Uwielbiam ten dreszczyk przebiegający mi
po plecach, gdy coś się dzieje. Kocham kryminały, uwielbiam thrillery, lubuję
się w sensacji. Po powieści grozy raczej nie sięgam, ale i one czasem wpadają w
moje zachłanne dłonie. Jedne przypadają mi do gustu, inne odkładam na półkę z
obrzydzeniem. Przyznam szczerze, że do najnowszej książki Łukasza Hanela
zatytułowanej On podchodziłam dość sceptycznie, a gdy w końcu rozpoczęłam
lekturę targały mną różnorakie odczucia. W końcu jednak zagościła w mojej
głowie jedna myśl, mianowicie, że książka jest bardzo dziwna i tajemnicza. Ale
chyba o to chodzi w powieściach grozy, prawda? Tak mi się przynajmniej wydaje.
Podczas podróży, młody poznański biznesmen widzi przy drodze
autostopowiczkę. Pogoda jest koszmarna, a dziewczyna nie daje w żaden sposób
znać, że potrzebuje podwózki. Tomasz dłuższą chwilę zastanawia się, czy na
pewno powinien się zatrzymywać. Może to jakaś pułapka? Albo dziewczyna uzna go
za zboczeńca lub mordercę? Przypomina mu się jednak, że były czasy, gdy i on
potrzebował skorzystać z uprzejmości innych kierowców. Teraz stać go na drogie
auto, a na koncie ma kilka zer więcej niż reszta jego znajomych. Zatrzymuje
więc białego lexusa i zaprasza dziewczynę do środka. Młoda kobieta jest dość
tajemnicza. Praktycznie się nie odzywa, nie mówi, gdzie chciałaby zostać
podwieziona. Uśmiecha się tajemniczo i jedynie przytakuje. Ostatecznie Tomasz
wysadza ją w najbliższej wiosce, praktycznie z dala od zabudowań. Mężczyzna
niemal natychmiast orientuje się, że zostawiła coś z samochodzie - medalion. Postanawia
więc go jej zwrócić. Wchodzi za nią w ciemny las, ale jej nie znajduje. Na jego
drodze staje jednak pałac, który najwyraźniej został wystawiony na sprzedaż.
Niebywałym zbiegiem okoliczności interes, który Tomasz planował, nie dochodzi
do skutku. Mężczyzna postanawia więc zainwestować "odrobinę" więcej i
kupić pałac. Może zrobi z niego hotel? Albo restaurację? Kiedy jednak
przystępuje do rzeczy, zaczynają się dziać dziwne i przerażające rzeczy.
Początkowo fabuła wydaje się błaha, a nawet banalna. Akcja niby jest przerażająca,
ale równocześnie, by naprawdę się przestraszyć, należy głęboko zagłębiać się w
tekst, a to miejscami bywa nużące więc... trudno się przestraszyć. Jednak z
każdą kolejną linijką, wraz z kolejnym akapitem i przewróconą stroną autor
pokazuje nam więcej, a to zmusza czytelnika do większego skupienia. A to
pociąga za sobą zdwojony strach. Co będzie dalej? Czy to, co widzi bohater ma
faktycznie miejsce? Ktoś sobie robi głupie żarty? A może to duchy? Trudno
znaleźć jakąkolwiek odpowiedź. Czym lub kim jest tytułowy On? Co chce lub musi
zrobić? Jakie ma zadanie? Jak skończy się ta historia? By się tego dowiedzieć
koniecznie należy sięgnąć po powieść Łukasza Hanela.
Mnie książka się podobała, ale nie przekonała mnie zupełnie do siebie i
do swojego gatunku. Czegoś mi w niej brakowało. Choć była dobra i miała potencjał,
to jednak nie była moja bajka. Może chodziło o troszkę przydługie opisy? A może
o to, że fabuła miejscami wydawała mi się tak dziwna, że aż śmieszna? Szczerze
powiedziawszy trudno mi jednoznacznie stwierdzić, co mi nie pasowało. Ważne
jednak, by spodobała się wielbicielom gatunku, i myślę, że z tym nie będzie
problemu.
Baza recenzji Syndykatu ZwB
18 stycznia 2014
Achaja - kultowy cykl powieściowy Andrzeja Ziemiańskiego
Dziś chciałabym Was zachęcić do obejrzenia teledysku nagranego specjalnie do cyklu powieści Achaja:
Ilustracje: Dominik Broniek (https://www.facebook.com/pages/Domini...
Muzyka: El Voltage (https://www.facebook.com/pages/El-Vol...)
Tekst Paweł Łęczuk
Montaż: Kuba Jabłonka
Andrzej Ziemiański - cykl powieściowy Achaja:
- Achaja - tom 1
- Achaja - tom 2
- Achaja - tom 3
- Pomnik Cesarzowej Achai - tom 1
- Pomnik Cesarzowej Achai - tom 2
- Pomnik Cesarzowej Achai - tom 3
Z góry dziękuję za odsłony postu. Im więcej, tym lepiej, bo post bierze udział w konkursie :)
Ilustracje: Dominik Broniek (https://www.facebook.com/pages/Domini...
Muzyka: El Voltage (https://www.facebook.com/pages/El-Vol...)
Tekst Paweł Łęczuk
Montaż: Kuba Jabłonka
Andrzej Ziemiański - cykl powieściowy Achaja:
- Achaja - tom 1
- Achaja - tom 2
- Achaja - tom 3
- Pomnik Cesarzowej Achai - tom 1
- Pomnik Cesarzowej Achai - tom 2
- Pomnik Cesarzowej Achai - tom 3
Z góry dziękuję za odsłony postu. Im więcej, tym lepiej, bo post bierze udział w konkursie :)
16 stycznia 2014
Prosty przepis na utratę wszystkiego („Upadające królestwa” Morgan Rhodes)
„Upadające królestwa” Morgan Rhodes
wyd. Gola
rok: 2013
str. 512
Ocena: 4/6
Uwielbiam książki paranormalne, to chyba wie każdy, choć odrobinę mnie
zna. Jeszcze bardziej lubię pozycje, które łączą w sobie kilka gatunków
literackich, np. romans z dramatem, kryminałem czy właśnie wątkiem
paranormalnym. A jeszcze lepiej - jak jest tych rodzajów literackich w powieści
jak najwięcej. No nie da się ukryć, zakręcona jestem i takie też książki
czytuje. Nie dla mnie gorący romans kipiący od pożądania, w którym brak
czegokolwiek poza miłością głównych bohaterów (problemy egzystencjonalne typu:
jak żyć, do mnie nie trafiają). Moją bajką nie są powieści obyczajowe, w
których ktoś traci wszystko, a potem bez większego problemu, na tym niby
gruzowisku, stawia zamek, który już na pewno nie runie. Dla mnie liczą się
emocje i sensacja, oraz magia - duuużo magii. Dlatego, gdy tylko zaproponowano
mi lekturę Upadających Królestw - zgodziłam się bez wahania. W końcu miała być
to powieść idealna dla mnie - paranormalna, pełna zwrotów akcji, sensacyjnych
wydarzeń oraz miłości. Czy mogłabym pragnąć czegoś więcej?
Upadające Królestwa to tak naprawdę trzy, kiedyś stanowiące jedność
krainy: Auranos, Paelsia i Limeros. Różnią się one diametralnie, ale pod
wieloma względami stanowią swoje lustrzane odbicie. Ludzie żyją w nich pod
zwierzchnictwem króla bądź wodza. Nie ma jednak znaczenia, kto sprawuje rządy.
Jedno jest natomiast pewne - tym, mieszkającym za wysokimi murami, nic złego
się nie dzieje. Jakiej biedy nie klepaliby poddani, władza ma się dobrze. W tym
książka absolutnie nie odstaje od rzeczywistości. Nie da się również ukryć, że
w jednej z tych krain żyje się zdecydowanie lepiej, niż w pozostałych. Auranos,
bo o nim mowa, nie ma problemów z niedostatkami jedzenia, a pogoda zwykle u
nich dopisuje. Dawno zawarte umowy, regulujące handel między królestwami,
zdążyły już powygasać i teraz w Auranosie brakuje jedynie takich zbytków, jak
dobre wino. To ostatnie produkowane jest w Paelsi, ale z powodu znacznej biedy,
to Auranos dyktuje co, kiedy i za ile zakupi. Wśród mieszkańców pokrzywdzonych
przez los krain narastać zaczyna napięcie, a ich władcy zrzeszają się i
podejmują ostateczną decyzję - czas stanąć do walki. Równocześnie, a w zasadzie
na pierwszym planie, rozgrywają się większe i mniejsze dramaty dzieci władców i
zwykłych mieszkańców. Są i tacy, którym w głowie tylko magia, a jedyne w co
wierzą, to to, że wkrótce spełni się przepowiednia i ta, która narodziła się
szesnaście lat wcześniej, posiądzie władzę nad czterema żywiołami.
Czy w przepowiedni jest choć krztyna prawdy? Czy królestwa staną do
walki? Jeśli tak, to jak się ona zakończy? Jak potoczą się losy Cleo, Janosa,
Lucii i Magnusa? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po Upadające
Królestwa, pierwszą cześć trylogii autorstwa Morgan Rhodes.
Mnie osobiście książka się podobała, ale nie powaliła mnie na kolana. Czytało
się ją dobrze, ale nie wyśmienicie. Główni bohaterowie to buńczuczne
nastolatki, którym wydaje się, że mogą góry przenosić. Niczego się nie boją,
żadna siła nie jest im straszna, żadna podróż za długa. Może to i dobrze, że są
nastawieni w ten, a nie inny sposób, bo inaczej na pewno nie podołaliby
zadaniom, jakie zostały im przydzielone. Akcja Upadających Królestw wciąga,
jest ciekawie zarysowana, ale skierowana zdecydowanie do młodszego, mniej
wymagającego odbiorcy.
14 stycznia 2014
Mam 3 latka...
... 3 i....
no i właśnie nic więcej :)
Bo dokładnie dziś Słowa duże i MAŁE obchodzą TRZECIE urodziny. Tak, tak - dokładnie dziś.
W tym czasie przeczytałam setki książek i napisałam setki recenzji. Poznałam wielu znamienitych autorów, w których powieściach się zakochałam. O tych ciemniejszych zakamarkach, nieciekawych książkach i nieudanych lekturach - jeśli pozwolicie - pominę.
W ciągu minionego roku blog przechodził swoje wzloty i upadki. W zasadzie więcej upadków niż wzlotów. No i w zasadzie kryzysowa byłam bardziej ja, niż sam blog. Jak widać jednak wiele zależy od człowieka. Mam jednak nadzieję, że mimo cięższych okresów, wciąż lubicie tu zaglądać, a moje opinie do Was trafiają. Przypuszczam, że wiele osób mogło się na mnie zawieźć w minionym roku. Wierzę jednak, że ten rok będzie lepszy. Musi być. Będziecie trzymać za mnie kciuki?
Mam nadzieję, ze wkrótce dobiję do 200 tyś odwiedzin. Wówczas postaram się zorganizować jakiś konkurs z obu okazji :)
no i właśnie nic więcej :)
Bo dokładnie dziś Słowa duże i MAŁE obchodzą TRZECIE urodziny. Tak, tak - dokładnie dziś.
W tym czasie przeczytałam setki książek i napisałam setki recenzji. Poznałam wielu znamienitych autorów, w których powieściach się zakochałam. O tych ciemniejszych zakamarkach, nieciekawych książkach i nieudanych lekturach - jeśli pozwolicie - pominę.
W ciągu minionego roku blog przechodził swoje wzloty i upadki. W zasadzie więcej upadków niż wzlotów. No i w zasadzie kryzysowa byłam bardziej ja, niż sam blog. Jak widać jednak wiele zależy od człowieka. Mam jednak nadzieję, że mimo cięższych okresów, wciąż lubicie tu zaglądać, a moje opinie do Was trafiają. Przypuszczam, że wiele osób mogło się na mnie zawieźć w minionym roku. Wierzę jednak, że ten rok będzie lepszy. Musi być. Będziecie trzymać za mnie kciuki?
Mam nadzieję, ze wkrótce dobiję do 200 tyś odwiedzin. Wówczas postaram się zorganizować jakiś konkurs z obu okazji :)
9 stycznia 2014
Smacznie? („Smaki marzeń. MasterChef” Beata Śniechowska)
„Smaki marzeń. MasterChef” Beata Śniechowska
wyd. Znak
rok: 2013
str. 162
Ocena: 4,5/6
Polską edycję programu MasterChef śledzę od momentu wprowadzenia jej na
antenę telewizji TVN, ale moja przygoda z tą serią zaczęła się znacznie
wcześniej. Śledziłam jej wszystkie amerykańskie odsłony, bo, co tu ukrywać,
uwielbiam Gordona Ramsay'a. Uwielbiam gotować, choć zdecydowanie nie na poziome
Master. W życiu więc nie zgłosiłabym się do tego typu show, ale pooglądać?
Czemu by nie. Obserwowałam więc od początku poczynania Beaty Śniechowskiej -
widziałam zarówno wzloty, jak i jej upadki. Będę szczera - nie przypuszczałam,
że to właśnie ona wygra. Obstawiałam zupełnie inaczej. Jednak pani Beata z
odcinka na odcinek stawała się większą profesjonalistką i w ostatecznym
rozrachunku faktycznie zasłużyła na tytuł MasterChefa.
Kiedy w moje skromne progi trafiła książka kucharska napisana przez
Beatę Śniechowską, niezmiernie się ucieszyłam. W końcu miałam możliwość
zaznajomić się z potrawami, które ona chciała, a nie MUSIAŁA ugotować. Zgodnie
z jej słowami, zamieszczonymi w książce, spodziewałam się znaleźć w niej wiele
znanych mi, rodzimych, ale unowocześnionych dań oraz pewne odwołania do kuchni
światowej.
Smaki marzeń podzielone zostały na kilka części. Po Wstępie, zwięzłych
wypowiedziach jurorów polskiej edycji programu o samej autorce i
Kwestionariuszu - przybliżającym osobę Beaty Śniechowskiej, w poradniku
zamieszczono rozdziały: Na mniejszy apetyt, Przy rodzinnym stole, ...gdy
przyjdą goście, Restauracja w twoim domu, Małe co nieco na poprawę nastroju
oraz Moje laboratorium smaku.
Każdy rozdział to od kilku do kilkunastu przepisów na bardzo różnorodne
dania. Autorka podaje na ile osób powinno wystarczyć danie oraz jakie potrzebne
są składniki do jego przygotowania. Sam opis przygotowania jest napisany
stosunkowo przystępnie z zaznaczeniem czasu przygotowania poszczególnych
czynności. Niestety brakuje mi tu podania informacji o całkowitym czasie
przygotowania, przybliżonym koszcie danej potrawy oraz jej kaloryczności.
Smaki marzeń opatrzone zostały doskonałymi fotografiami potraw
wykonanymi przez Piotra Bolko oraz Jacka Wrzesińskiego i wystylizowanymi przez
Martę Skutnik.
Ogólnie pozycję oceniam dość wysoko, choć z pewną rezerwą. Książka ma
pewne braki, a autorka ma jeszcze przed sobą daleką drogę do osiągnięcia
szczytu swoich możliwości. Przypuszczam więc, że jej kolejna książka kucharska
będzie o wiele lepsza.

Sernik imbirowo-czekoladowy
Sernik imbirowo-czekoladowy
Babeczko "bazyliowe pesto"
Polędwiczki wieprzowe w cieście francuskim z karmelizowanymi jabłkami, młodym szczawiem i puree z kalafiowa
8 stycznia 2014
Czas na...
Dziś nieco z innej beczki...
Może macie ochotę na odrobinę odskoczni? Albo czujecie się żywo związani z kościołem? To zdecydowanie coś dla Was :)
Informacja od wydawcy
Może macie ochotę na odrobinę odskoczni? Albo czujecie się żywo związani z kościołem? To zdecydowanie coś dla Was :)
Informacja od wydawcy
CZAS NA BIBLIĘ!
Nowy portal biblijny: www.czasnabiblie.pl
Idea nawiązuje do rosnącego coraz
bardziej – zwłaszcza wśród młodych ludzi - zainteresowania Biblią. czasnabiblie.pl
to przestrzeń dla rzetelnego i przystępnego poznania Słowa Bożego, miejsce dla
dyskusji i modlitwy, ponieważ jesteśmy przekonani, że właśnie nadszedł Czas na
Biblię!
Portal powstał jako odpowiedź na zachętę
Jana Pawła II do rodzinnego czytania Pisma Świętego. Obejmuje różne środowiska
i łączy je wokół Biblii oraz osoby i nauczania Papieża, który 27 kwietnia 2014
roku zostanie ogłoszony świętym.
Przygotujmy się na to wielkie
wydarzenie, czytając w naszych domach Słowo Boże wraz komentarzami autorów, a
przede wszystkim bł. Papieża.
Będzie to doskonałe wypełnienie
jego życzenia i przyjęcie błogosławieństwa, którego udzielił na dwa tygodnie
przed swoją śmiercią:
Z serca błogosławię
rodzinom, które wspólnie czytają słowo Boże - Jan Paweł II, 19 marca 2005 r.
7 stycznia 2014
Żółwik („Michael Vey. Więzień celi 25” Richard Paul Evans)
„Michael Vey. Więzień celi 25” Richard Paul Evans
wyd. Fabryka Słów
rok: 2013
str. 368
Ocena: 4/6
Chyba nikt żyjący w realnym świecie nie zakłada, że mógłby się nagle, z
minuty na minutę, przenieść do zupełnej fantazji. No, przynajmniej ja tak nie
robię. A chyba jednak czasem powinnam, bo okazuje się, że wokół czyha wiele
niebezpieczeństw. Jeden nieostrożny ruch i można wpaść do króliczej nory rodem
z Alicji w krainie czarów. Tyle, że nie z wszystkich tego typu tarapatów da się
wydostać.
Michael jest dość niepozornym chłopcem, na co dzień mieszkającym w
Idaho. Jest niewielki, raczej nie rzuca się w oczy. No dobrze, to za dużo
powiedziane. Odrobinę się jednak w oczy rzuca. Jego najlepszym przyjacielem
jest Ostin, szkolny kujon i, bądźmy szczerzy, grubasek. Do tego Michael choruje
na Tourette'a. Nie jest to co prawda jakaś poważna odmiana, chłopak nie rzuca
wulgaryzmami, ale namiętnie mruga, gdy się denerwuje. Nie pomaga mu to niestety
w szkolnym życiu. Niektóre dzieciaki się z niego naśmiewają. Inne namiętnie
zamykają go w szkolnej szafce. Michael jakoś by to zniósł, ale do tego dochodzi
osoba dyrektora szkoły. Dallstrom ma nawyk karania ofiar za przewinienia
winowajców. Nauczyciel wychodzi z założenia, że każdy powinien potrafić się
obronić. Jeśli nie ma takiej umiejętności - dostaje mu się słusznie. Nie jest
to tylko dziwne, ale i chyba mało wychowawcze podejście. Ale jak widać i tacy
ludzie błąkają się po tym padole. Jednak nawet to nie jest największym
problemem Vey'a. Chłopiec nawet gdyby chciał, nie może się bronić. Choć ma
odpowiednią siłę, by przeciwstawić się każdemu. Nie może jednak ujawniać swoich
ponadnaturalnych zdolności, bo mogłaby mu się przytrafić krzywda. Mu i jego
bliskim. Więc się ukrywa i nie wykorzystuje swoich umiejętności. Aż do czasu...
Michael od zawsze wiedział, że coś jest z nim nie tak. I wiedział, że
nie powinien z nikim dzielić się swoją wiedzą. Jednak dopiero gdy przez
przypadek wykorzystuje swoją moc, zaczyna się otwierać przed nim jaskinia
wypełniona wiedzą na temat jego przeszłości. Jego moce nie pojawiły się wraz z
jego narodzinami. Nie jest też jedynym, dość specyficznym dzieckiem. Pewne jest
natomiast, że grozi mu niebezpieczeństwo. Ktoś za wszelką cenę chce go znaleźć
i nie cofnie się przed niczym.
Książka jest ciekawa i napisana w dość interesujący sposób. Sam pomysł
również jest interesujący, ale... No właśnie, szkoda, że pojawia się to ale.
Odniosłam wrażenie, że pierwsza część historii została napisana dużo lepiej,
niż druga. Na wstępie poznajemy historię i problemy głównego bohatera. Jego
codzienność i odkrywanie tajemnic. Druga część to już zupełny odlot. Pojawiają
się porywacze, mordercy, tajemnicze organizacje, dzieci nie rozróżniające zła,
władające niespotykanymi w przyrodzie mocami. Dzieją się straszne,
niewyobrażalne wręcz rzeczy. Dzieci - dzieciom. To trudno zaakceptować.
Ogólnie powieść przypadła mi do gustu, nie była jednak wolna od wad. W
książce wielokrotnie pojawiają się zwroty, których normalny nastolatek na pewno
by nie użył. Do tego większość negatywnych bohaterów, masowo, pod koniec powieści
przechodzi metamorfozy, których nikt się po nich nie spodziewa. Są one mało
prawdopodobne, ale napawają czytelnika wiarą w ludzi i w ich możliwości.
Niepozorna młodzież pokonuje przeszkody, z którymi niejeden dorosły nie dałby
sobie rady. Podejmują wyzwania, przemieszczają się z miejsca na miejsce,
układają plany, używają wyrafinowanej broni. Nie boją się, nie płaczą, nie chcą
wracać do rodziców. Nikt ich nie szuka, jeśli ktoś się martwi ich zniknięciem -
szybko przechodzi nad tym do porządku dziennego. To wszystko odrobinę dziwi, a
nawet czasem podważa wiarygodność powieści. Mimo to, książka wzbudza w
czytelniku liczne pozytywne odczucia. Opowiada w końcu o przyjaźni, miłości do
rodziców, odwadze i przezwyciężaniu przeciwności losu. Pokazuje, że można się
zmienić i, że warto walczyć.
Michael Vey. Więzień celi 25 to książka pełna sprzeczności,
zdecydowanie skierowana do młodszego czytelnika.
6 stycznia 2014
Książka w mieście
Jakiś czas temu natrafiłam w sieci na super inicjatywę.
Ekipa Książki w mieście tworzy gadżety dla miłośników książek. Muszę przyznać, że wychodzi im całkiem dobrze. Są co prawda w chwili obecnej asortyment jest dość wąski, myślę jednak, że z każdym dniem przybywać będzie u nich produktów. Już się nie mogę doczekać. Póki co zapraszam Was do zapoznania się z ich obecną ofertą :) Więcej na jej temat znajdziecie TUTAJ :)
Ekipa Książki w mieście tworzy gadżety dla miłośników książek. Muszę przyznać, że wychodzi im całkiem dobrze. Są co prawda w chwili obecnej asortyment jest dość wąski, myślę jednak, że z każdym dniem przybywać będzie u nich produktów. Już się nie mogę doczekać. Póki co zapraszam Was do zapoznania się z ich obecną ofertą :) Więcej na jej temat znajdziecie TUTAJ :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)