23 grudnia 2013

Drapieżcy („Plugawy spisek” Maxime Chattam)

„Plugawy spisek” Maxime Chattam
wyd. Sonia Draga
rok: 2013
str. 416
Ocena: 4,5/6


Pisałam to już wiele razy i napiszę raz jeszcze - książki wydawane przez Sonię Dragę w serii Thriller są fenomenalne. Nie zawsze czyta się je w tempie ekspresowym. Nie zawsze są od razu jasne i zrozumiałe. Nie zawsze porywają czytelnika, nie pozwalając się od siebie oderwać aż do świtu. Jednak zawsze mają w sobie jakąś taką niesłychaną głębię. Są przejmujące, nie dają o sobie zapomnieć, nawołują do siebie. Czasem ciężar lektury nie pozwala skupić się na niej dłużej. Czasem opisywane wydarzenia trzeba kilka razy przetrawić, nim jakiś wewnętrzny głos pozwoli powrócić do czytania. Zdarza się, że ten głos dość długo się nie odzywa i wówczas trzeba na chwilę odłożyć książkę na półkę. Bywa więc naprawdę różnie. Jednakże, niezmiennie, w końcu nadchodzi kres lektury przynoszący całkowite odprężenie. Wówczas już wszystko jest wiadome. Już nic nie jest straszne. Wszystkie dłużące się chwile idą w zapomnienie. Bo w końcu się wie. Tylko to się liczy.

Ostatnio dane mi jest czytać dość ciężkie, pod względem ładunku emocji i problematyki, powieści. Do tej grupy niewątpliwie zaliczyć można również Plugawy spisek autorstwa Maxime'a Chattama.

Alexis Timèe ma problem. I to duży. Od wielu miesięcy, wraz kolegami z zespołu przydzielonego do tej sprawy, nie są w stanie ująć sprawców bestialskich przestępstw. Badali ślady i tropy już na setki sposobów. Analizowali dane w każdą z możliwych stron. I nic. Za każdym razem trafiają na mur nie do przejścia. A przecież tak być nie powinno. Już dawno powinni ująć przestępców i zająć się innym tematem. Niestety nic z tego. Co gorsza, przestępstw zamiast ubywać, z każdym dniem przybywa. Jakby sprawcy nawzajem się nakręcali powodowani czynami innych - podejmowali się coraz gorszych czynów. Niezmienne pozostaje tylko jedno - symbol *e na ciele ofiary. Lub w jej lub ich pobliżu, gdy inaczej się nie da. Symbol i niesiony przez niego przekaz rozprzestrzenia się wśród Francuzów niczym zaraza. Nikt jednak nie potrafi znaleźć na nią lekarstwa. W końcu Alexis postanawia postawić sprawę na ostrzu noża - nie rozwiążą zagadki bez dodatkowej pomocy, a tę mogą przyjąć tylko od jednej osoby - emerytowanego kryminologa Richarda Mikelisa. Gorzej, że ten ostatni wcale nie chce komukolwiek w czymkolwiek pomagać. Zrezygnował z pracy dlatego, by zapomnieć o pustoszącej sile niosącej się wraz z każdą kolejną rozwiązywaną sprawą. Juz dawno doszedł do wniosku, że albo praca, albo zdrowie i szczęście jego rodziny. Mężczyzna zdecydował się na to ostatnie i zaszył w cichym zakątku z dala od zgiełku pełnego przemocy Paryża. Niestety, Alexis wytropiłby Mikelisa nawet na końcu świata. Tylko, czy samo dostanie się do niego oznacza, że zdecyduje się on wesprzeć żandarmerię? Mało prawdopodobne. Mimo wszystko jednak warto spróbować - przynajmniej tak uważa Timèe. Czy słusznie? By się tego dowiedzieć koniecznie należy zapoznać się z akcją Plugawego spisku.

W książce tej nic nie jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. Całość składa się z trzech części, czyli ON, ONA i ONI. Przyznam, że przy pierwszej części nawet nie zauważyłam, że miała ona jakiś podtytuł. Dopiero gdy się skończyła, gdy stało się to, co najwyraźniej stać się musiało, zrozumiałam jaki był sens nadawania przez autora tytułów częściom powieści. Wówczas zaczęłam się naprawdę bać tego, co będzie dalej. I całkiem słusznie, jak się później okazało.

Plugawy spisek traktuje o bardzo skomplikowanym, ale równocześnie bardzo rzeczywistym problemie. Wcześniej nawet do głowy mi nie przyszło, że takie rzeczy mogą mieć miejsce. Przecież to niemożliwe. Teraz już nie jestem tego taka pewna. Być może tuż za rogiem mają miejsce podobne wydarzenia. Może po prostu nikt nie zwraca na nie przesadnej uwagi? Jeśli tak jest, to z ludzkością jest fatalnie i nie wróżę jej świetlanej przyszłości. Wręcz przeciwnie.

Powieść czyta się dość mozolnie. Wymaga od czytelnika sporo uwagi, skupienia i całkowitego oddania. I wymęcza psychicznie. Ja ją sobie dawkowałam przez kilka tygodni. Czytałam zdanie po zdaniu, stronę po stronie, rozdział po rozdziale. Trochę to trwało, ale w końcu dotarłam do jej zakończenia. Zaskakującego i przerażającego - oczywiście. Przyznam, że przez chwilę się bałam, że zakończenia nie będzie. No bo jak, skoro wszyscy bohaterowie powieści, będący równocześnie narratorami poszczególnych rozdziałów, mogliby zginąć? A może taki był plan od początku? O tym musicie już przekonać się samodzielnie.


Zachęcam do tej mocnej, interesującej i dość trudnej lektury. Warto przeczytać. 

Baza recenzji Syndykatu ZwB

3 komentarze:

  1. Mnie się absolutnie nie czytało tej książki mozolnie. Połknęłam ją błyskawicznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Według mnie to może być ciekawa lektura i jak tylko trafi w moje ręce, na pewno przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy mam ochotę na książkę, przy której trzeba się bardzo skupić. Aktualnie wolę chyba coś nieco lżejszego. Z drugiej strony dawno nie czytałam dobrego thrillera... chyba się na nią zdecyduję, jak tylko będę miała trochę więcej wolnego czasu i chrapkę na coś bardziej wymagającego :-)

    OdpowiedzUsuń