27 kwietnia 2018

Pokonać siebie ("Miłość i inne zadania na dziś" Kasie West)


PREMIERA: 09.05.2018

"Miłość i inne zadania na dziś" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2018
str. 416
Ocena: 4,5/6

Wiele miesięcy upłynęło od ostatniego razu, gdy mogłam swobodnie usiąść i przeczytać książkę od deski do deski. Teraz również pewnie nie byłoby mi to dane, gdyby nie pewna "siła wyższa". Czego by jednak nie mówić, miło było i mam nadzieję, że uda mi się tę "przygodę" szybko powtórzyć. Bo zdążyłam się dość mocno stęsknić za czytaniem i nawet zaczęłam się użalać nad sobą, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej.

W sumie już w chwili, gdy przeczytałam zapowiedź tej książki, poczułam, że to może być pozycja, która ułatwi mi "powrót" na łono jednej z moich ulubionych czynności – czytania. Przeraziłam się jednak, gdy w końcu do mnie dotarła. Nagle się okazało, że muszę ponownie zmienić swoje życie. Nie za miesiąc, dwa czy pół roku. Ale teraz, w tej chwili. Bo oto jest. Przyszła do mnie i czeka na jej poznanie. Po chwili skupienia zdecydowałam, że nie ma co odkładać tego w czasie. Trzeba raz raz zacząć i dowiedzieć się, czy jeszcze mam to w sobie. Czy potrafię składać litery, czytać, analizować, rozumieć. A co trudniejsze – czy, jeśli uda mi się przeczytać książkę, to czy będę w stanie ją zrecenzować? O tym dowiem się  już lada chwila, bo właśnie przyszedł czas przelania uczyć na wirtualny papier. Jak mi to wyjdzie? Zobaczymy 😊

"Miłość i inne zadania na dziś" przeczytałam w iście ekspresowym tempie (jak na mnie i panujące u mnie obecnie warunki). Trzydzieści sześć godzin to mój nowy życiowy rekord. Nie mówię, że nigdy wcześniej nie przeczytałam szybciej książki, ale po tylu miesiącach posuchy chyba powinnam zacząć liczyć od nowa, co też czynię.

Na powieściach Kasie West w zasadzie jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Wyszłam więc z założenia, że "Miłość…" będzie dobrą powieścią na mój come back. Czy słusznie? O tym poniżej.

Abby Turner właśnie rozpoczyna wakacje. To lato zapowiada się jednak nie za ciekawie. Z paczki przyjaciół w kraju zostaje tylko ona i jej najlepszy kumpel – Cooper. Reszta ekipy wybyła daleko i kontakt z nią jest zdecydowanie utrudniony. Niby nic strasznego, w końcu z Cooperem znają się od czterech lat, czyli tak długo jak Abby mieszka w jednym miejscu. Wcześniej jej życie było wieczną tułaczką, za ojcem żołnierzem, co jakiś czas przerzucanym w inne części globu. Jednak od pewnego czasu, w sumie nieco ponad roku, nic z Coopem nie jest takim, jakim być powinno. Bo w pewnym momencie uczucia Anny przestały być czystko przyjacielskie, a stały się bardzo miłosne. Na tyle, że dziewczyna postanowiła wziąć byka za rogi i wyznać to uczucie chłopakowi. Niestety, jej wyznanie nie spotkało się z entuzjazmem, więc Abby szybko całe zdarzenie obróciła w dobry żart. Taaa, tylko czy to było dobre posunięcie? Może należało postawić Coopera pod ścianą? Później Abby przynajmniej by wiedziała, na czym stoi, czy faktycznie powinna leczyć złamane serce czy może jednak skakać ze szczęścia? Niestety, dziewczyna wybrała inną drogę, przez co kolejny rok był dla niej dość ciężki, szczególnie że o jej problemie nie wiedział nikt poza mamą i dziadkiem. No i ojcem, ale tan akurat był na drugim końcu świata. Kiedy jeszcze na domiar złego, dowiaduje się, że jej obrazy nie będą trafią na wystawę, na której Abby bardzo zależało, dziewczyna ląduje w czarnej dziurze. Na szczęści w pobliżu jest mama i niezawodny dziadek, którzy nie tylko wyciągają do niej pomocną dłoń, ale i wskazują drogę, którą powinna iść. Czy stworzenie listy rzeczy do wykonania sprawi, że dziewczyna dojrzeje i będzie jeszcze lepiej malować? A może dzięki postawionym sobie zadaniom uda się jej wyjść na prostą po ubiegłorocznym koszmarze? Tego wam nie zdradzę. By się dowiedzieć, co czeka główną bohaterkę "Miłości…" należy tę książkę przeczytać.

Nie będę ukrywała, że Kasie West ponownie mnie nie zawiodła. Pozwoliła mi na odrobinę luzu i sprawiła, że naprawdę chce mi się czytać. Póki co jeszcze nieco gorzej wychodzi mi pisanie o tym co przeczytałam, ale i do z czasem na pewno wróci do normy. Gdybym jeszcze czasu miała nieco więcej. "Miłość…" to opowieść o zmaganiach z samym sobą, o walce o to, na czym najbardziej nam zależy. O sile przyjaźni i mocy miłości. O pokonywaniu przeszkód i poddawaniu się, gdy brak już sił. To naprawdę dobra książka, po którą warto sięgnąć. Więc polecam ją wam z całego serca. Warto.

Sil


1 komentarz:

  1. Na pewno sięgnę po ten tytuł, bo już książka "P.S. I like you" przypadła mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń