2 listopada 2015

Zabawa w kotka i myszkę ("Diabelski walc" Jonathan Kellerman)

"Diabelski walc" Jonathan Kellerman
wyd. Harper Collins
rok: 2015
str. 560
Ocena: 4,5/6


Twoje dziecko choruje. Bardzo choruje, a ty nie wiesz, jak mu pomóc. Jak sprawić, by maluszek tak nie cierpiał? Jak odkryć, co dokładnie powoduje straszne i wyniszczające objawy, gdy nawet najlepsi lekarze nie są w stanie odkryć przyczyny?

Alex Delaware, psycholog dziecięcy, od lat nie był w Western Pediatrie Medical Center. Już jakiś czas temu rozpoczął pracę w prywatnej praktyce, mimo to wciąż znajdował się na liście pracowników szpitala. Dlatego też doktor Stephanie Eves nie ma większych problemów z wezwaniem go na konsultacje do prowadzonego przez siebie od miesięcy przypadku. Mała Cassie Brooks Jones chowała się dobrze do trzeciego miesiąca życia. To wtedy zaczęły się problemy zdrowotne maluszka. Objaw - utrata przytomności. Matka, posiadając przeszkolenie medyczne, reanimuje dziewczynkę, a następnie zawozi ją na ostry dyżur. W szpitalu przeprowadzają wszystkie niezbędne badania, niestety nic nie wskazuje na jakąkolwiek chorobę. Rodzina ma jednak za sobą straszną przeszłość - pierworodny syn zmarł - stwierdzono nagłą śmierć łóżeczkową. Zagrożenie takim rodzajem śmierci trwa do około roku, lekarze na wszelki wypadek postanowili obserwować dziewczynkę do piętnastego miesiąca życia. Było jeszcze kilka epizodów - za każdym razem w domu i za każdym razem kończyły się one tak samo - reanimacja i przyjazd do szpitala. A tam - brak jakichkolwiek objawów. W końcu okres zagrożenia minął, doktor Eves stwierdziła, że kolejne konsultacje nie powinny być potrzebne. Po kilku dniach dziecko trafiło do szpitala z objawami infekcji. Krwawa kupka - wysoka temperatura. I historia zaczęła się od początku. Lekarze wciąż nie byli w stanie nic stwierdzić, tym razem mieli jednak objaw somatyczny, który musieli leczyć - temperatura. I zaś - przyjazdy do szpitala, liczne badania, wypisy i kolejne powroty. Kontrole. I spokój. Kilka dni po ostatniej konsultacji rodzice przywieźli dziecko do szpitala z objawami padaczki. I ponownie - bardzo trudno o jakąkolwiek diagnozę. Poza jedną, nasuwającą się lekarzom, ale bardzo trudną do udowodnienia. To rodzice są winni. A dokładnie matka. Wszystko się zgadzało. Jej trudna przeszłość. Jej przeszkolenie medyczne. To, że objawy występowały tylko w jej towarzystwie. Münchausen w najgorszej postaci. Bo matka nie krzywdziła siebie, tylko swoje malutkie dziecko. Per procura. A wszystko po to, by zwrócić na siebie uwagę otoczenia. Jednak przy takiej diagnozie trudno dowód. Jeśli nie przyłapiesz na gorącym uczynku, to nie masz nic. Fakty są jednak faktami - to zawsze są matki i zwykle krzywdzą swoje córki. Dużo częściej, niż synów. Pewnie dlatego mały Chad tak szybko umarł. Nie było wcześniej żadnych niepokojących objawów. Śmierć i tyle. Alex zostaje więc wezwany, by pomóc Steph w udowodnieniu, że matka chce zrobić krzywdę dziecku. Zaczyna się więc mroczny taniec, w trakcie którego na jaw wyjdzie wiele brzydkich uczynków, nie tylko matki Cassie.

Z każdą kolejną przeczytaną stroną Diabelskiego walca czytelnik wie coraz mniej. Nie da się ukryć, że powieść wciąga i pasjonuje, bulwersuje i przeraża. Zaciekawia i oburza. Choć sprawa od początku wydaje się oczywista, to im dalej w ten ciemny las, tym trudniej określić, z czym tak w rzeczywistości mamy do czynienia. Czy na pewno chodzi o krzywdzenie dziecka? Jeśli ktoś faktycznie próbuje zaszkodzić Cassie, to czemu jej po prostu nie zabije? Może to wcale nie matka, może to szpitalna pielęgniarka? Albo sama doktor Eves? Alex już sam nie wie, o co w tym wszystkim chodzi, zwraca się więc o pomoc do przyjaciela policjanta. I choć początkowo wszystko jest zagmatwane, w końcu zaczyna się klarować. Obraz, który ostatecznie się pojawia, jest naprawdę przerażający i mroczny. I, niestety, niezwykle trudno wymazać go z pamięci.

Diabelski walc jest powieścią intrygującą, a miejscami wręcz powalającą czytelnika na kolana. Niestety, została przez autora odrobinę przegadana. Czytało mi się ją znakomicie gdzieś do około czterechsetnej strony. Potem, choć powieść wciąż była interesująca, odrobinę mniej przyciągała do siebie i byłam w stanie przeczytać tylko kilkanaście stron dziennie. Ostateczne rozwiązanie faktycznie zadziwia. Lektura mimo wszystko warta polecenia. Zachęcam.


Sil

Baza recenzji Syndykatu ZwB

1 komentarz:

  1. Janusz Głowacki na fotografiach Judyty Papp:
    http://www.judytapapp.com/glowacki.php

    OdpowiedzUsuń