"Diabelski walc" Jonathan Kellerman
wyd. Harper Collins
rok: 2015
str. 560
Ocena: 4,5/6
Twoje dziecko choruje. Bardzo choruje, a ty nie
wiesz, jak mu pomóc. Jak sprawić, by maluszek tak nie cierpiał? Jak odkryć, co
dokładnie powoduje straszne i wyniszczające objawy, gdy nawet najlepsi lekarze
nie są w stanie odkryć przyczyny?
Alex Delaware, psycholog dziecięcy, od lat nie był w
Western Pediatrie Medical Center. Już jakiś czas temu rozpoczął pracę w
prywatnej praktyce, mimo to wciąż znajdował się na liście pracowników szpitala.
Dlatego też doktor Stephanie Eves nie ma większych problemów z wezwaniem go na
konsultacje do prowadzonego przez siebie od miesięcy przypadku. Mała Cassie
Brooks Jones chowała się dobrze do trzeciego miesiąca życia. To wtedy zaczęły
się problemy zdrowotne maluszka. Objaw - utrata przytomności. Matka, posiadając
przeszkolenie medyczne, reanimuje dziewczynkę, a następnie zawozi ją na ostry
dyżur. W szpitalu przeprowadzają wszystkie niezbędne badania, niestety nic nie
wskazuje na jakąkolwiek chorobę. Rodzina ma jednak za sobą straszną przeszłość
- pierworodny syn zmarł - stwierdzono nagłą śmierć łóżeczkową. Zagrożenie takim
rodzajem śmierci trwa do około roku, lekarze na wszelki wypadek postanowili
obserwować dziewczynkę do piętnastego miesiąca życia. Było jeszcze kilka
epizodów - za każdym razem w domu i za każdym razem kończyły się one tak samo -
reanimacja i przyjazd do szpitala. A tam - brak jakichkolwiek objawów. W końcu
okres zagrożenia minął, doktor Eves stwierdziła, że kolejne konsultacje nie
powinny być potrzebne. Po kilku dniach dziecko trafiło do szpitala z objawami
infekcji. Krwawa kupka - wysoka temperatura. I historia zaczęła się od
początku. Lekarze wciąż nie byli w stanie nic stwierdzić, tym razem mieli
jednak objaw somatyczny, który musieli leczyć - temperatura. I zaś - przyjazdy
do szpitala, liczne badania, wypisy i kolejne powroty. Kontrole. I spokój.
Kilka dni po ostatniej konsultacji rodzice przywieźli dziecko do szpitala z
objawami padaczki. I ponownie - bardzo trudno o jakąkolwiek diagnozę. Poza
jedną, nasuwającą się lekarzom, ale bardzo trudną do udowodnienia. To rodzice
są winni. A dokładnie matka. Wszystko się zgadzało. Jej trudna przeszłość. Jej
przeszkolenie medyczne. To, że objawy występowały tylko w jej towarzystwie. Münchausen
w najgorszej postaci. Bo matka nie krzywdziła siebie, tylko swoje malutkie
dziecko. Per procura. A wszystko po to, by zwrócić na siebie uwagę otoczenia.
Jednak przy takiej diagnozie trudno dowód. Jeśli nie przyłapiesz na gorącym
uczynku, to nie masz nic. Fakty są jednak faktami - to zawsze są matki i zwykle
krzywdzą swoje córki. Dużo częściej, niż synów. Pewnie dlatego mały Chad tak
szybko umarł. Nie było wcześniej żadnych niepokojących objawów. Śmierć i tyle.
Alex zostaje więc wezwany, by pomóc Steph w udowodnieniu, że matka chce zrobić
krzywdę dziecku. Zaczyna się więc mroczny taniec, w trakcie którego na jaw
wyjdzie wiele brzydkich uczynków, nie tylko matki Cassie.
Z każdą kolejną przeczytaną stroną Diabelskiego walca
czytelnik wie coraz mniej. Nie da się ukryć, że powieść wciąga i pasjonuje,
bulwersuje i przeraża. Zaciekawia i oburza. Choć sprawa od początku wydaje się
oczywista, to im dalej w ten ciemny las, tym trudniej określić, z czym tak w
rzeczywistości mamy do czynienia. Czy na pewno chodzi o krzywdzenie dziecka?
Jeśli ktoś faktycznie próbuje zaszkodzić Cassie, to czemu jej po prostu nie
zabije? Może to wcale nie matka, może to szpitalna pielęgniarka? Albo sama
doktor Eves? Alex już sam nie wie, o co w tym wszystkim chodzi, zwraca się więc
o pomoc do przyjaciela policjanta. I choć początkowo wszystko jest zagmatwane,
w końcu zaczyna się klarować. Obraz, który ostatecznie się pojawia, jest
naprawdę przerażający i mroczny. I, niestety, niezwykle trudno wymazać go z
pamięci.
Diabelski walc jest powieścią intrygującą, a
miejscami wręcz powalającą czytelnika na kolana. Niestety, została przez autora
odrobinę przegadana. Czytało mi się ją znakomicie gdzieś do około
czterechsetnej strony. Potem, choć powieść wciąż była interesująca, odrobinę
mniej przyciągała do siebie i byłam w stanie przeczytać tylko kilkanaście stron
dziennie. Ostateczne rozwiązanie faktycznie zadziwia. Lektura mimo wszystko
warta polecenia. Zachęcam.
Sil
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Janusz Głowacki na fotografiach Judyty Papp:
OdpowiedzUsuńhttp://www.judytapapp.com/glowacki.php