„Teściową oddam od zaraz” Małgorzata J. Kursa
wyd. Prozami
rok: 2011
str. 216
Ocena: 4,5/6
Teściową oddam od zaraz jest trzecią z kolei powieścią Małgorzaty J.
Kursy. Przed jej opublikowaniem na rynku wydawniczym pojawiła się Babska misja
i Tajemnica Sosnowego Dworku. Wkrótce po ukazaniu się Teściowej… nakładem
wydawnictwa Prozami wydana została czwarta książka tej autorki, nosząca tytuł Najlepsze
jest najbliżej. Pani Małgorzata urodziła się i wychowała na Rzeszowszczyźnie.
Na życie patrzy z optymizmem i, tak mi się przynajmniej wydaje, chce by i inni
tak na nie spojrzeli. Myślę, że właśnie dlatego tworzy „humorystyczne czytadła”.
Czy ich przeczytanie przynosi spodziewane efekty? Przekonajmy się J.
Do książki Małgorzaty J. Kursy zabierałam się już od pewnego czasu. I
nie chodzi tu o żadną prozę życia, o brak czasu czy o niechęć. Po prostu
odczuwałam zew natury i czytałam jedynie kryminały w czystej formie. Aż do
teraz, bo nagle, bez wcześniejszych wyraźnych oznak, zachciało mi się lektury
lżejszej i zdecydowanie bardziej rozrywkowej. Już dłużej nie zwlekając,
sięgnęłam po Teściową oddam od zaraz i… wpadłam jak śliwka w kompot. W sumie
teraz jak o tym myślę, to wiem, że powinnam była tę pozycję przeczytać już
dawno temu. A później kilka razy to powtórzyć. Tak w sumie między każdym
czytanym kryminałem. Dlaczego? Bo kryminały, jakie wspaniałe by nie były, mają
jedną zasadniczą wadę – wprawiają człowieka w stany lekko depresyjne.
Przynajmniej mnie. Ich zgłębianie, poznawanie psychiki psychopaty, podążanie
tropem zbrodni i usilne starania mające na celu rozwiązanie piętrzących się
zagadek powodują, że mój mózg potrzebuje resetu. A nic tak dobrze nie resetuje
umysłu „czytacza” jak dobra, łatwa i przyjemna lektura, a taką właśnie jest powieść
Teściową oddam od zaraz.
Izabela Łęcka od roku jest szczęśliwą mężatką. Pawełek, jej ślubny,
gdyby mógł, nieustannie nosiłby ją na rękach. Na szczęście jest on również
zapalonym stolarzem, który na widok antycznych mebli dostaje drgawek i nie
mogąc się opanować od rana do wieczora usilnie je restauruje. W tym czasie Iza
może odpocząć od ogromu miłości, jaką małżonek na nią przelewa. Bo, bądźmy
szczerzy – kobiety uwielbiają być rozpieszczane i wielbione, ale z umiarem.
Pawłowi Łęckiemu odrobiny tego umiaru brakuje. Brakuje mu również asertywności
i czasami zdrowego rozsądku. Z tego też powodu nie jest w stanie odmówić
niczyim prośbom – nieważne czy prosi mama, kolega czy… poprzednia żona. Na całe
szczęście Iza jest dość pozbieraną kobietą i wie, z jakim typem mężczyzny się
związała. Nie przeszkadza jej więc wsparcie, jakie mąż okazuje otoczeniu. Przeszkadza
jej jednak ociupinkę własna teściowa. Czemu? Bo to czarownica, diabeł wcielony
i zło całego świata w jednym. Czy na pewno? No tak, w końcu… od czego by tu
zacząć? Skopała cały ogródek Izy nie pytając wcześniej o to, czy może. W tej
sposób Izabela została pozbawiona bardzo drogich cebulek. Co dalej? Ugotowała
obiad, od którego Izę rozbolał brzuch. No i jeszcze posoliła już posolone
ziemniaki. Ale szczyt szczytów osiągnęła nazywając Izę – Belunią. No bo, czy
Izabela zasłużyła sobie na takie straszne przezwisko? No raczej nie. Można więc
postawić tylko jedną diagnozę – Ada Łęcka to zły człowiek. Prawda? No nie, z
tym zgodzić nie może się nawet sama bohaterka. Bo Adą kierują tylko i wyłącznie
dobre pobudki. Jest życzliwa na wyrost, i tyle. Jednak nawet przeprowadzenie
tak szczegółowego rozpoznania nie sprawia, że Iza zmienia zdanie o teściowej.
Najchętniej by ją komuś sprzedała. Choć nie, nikt by pewnie nie chciał jej
kupić. To może… tak oddałaby ją z wielką chęcią. I jeszcze dopłaciła. Takie
postanowienie składa sobie nasza bohaterka podczas wieczoru spędzonego z
przyjaciółką. Jak się jednak okazuje… nie, tego zdradzić Wam nie mogę. O tym,
jak potoczą się losy Ady, czyli znienawidzonej teściowej, wspaniałomyślnego
Pawełka, będącej na skraju rozpaczy Izabeli i jej serdecznej przyjaciółki Amy,
która alergicznie reaguje na mężczyzn, będziecie musieli przekonać się sami.
Jedno jest jednak pewne, nie pożałujecie, że te perypetie poznaliście J.
Książka osadzona jest we współczesności, w jednym z podlubelskich
miasteczek. Życie toczy się tam swoim własnym torem, każdy zna swojego sąsiada
i wie co się dzieje w jego domu. Ludzie wtykają nos w nie swoje sprawy i
przychodzi im to całkiem naturalnie. Nikogo nie dziwi obcy człowiek radzący,
którą wodę mineralną powinno się zakupić. Okazuje się jednak, że nawet w takiej
mieścince dziać się mogą rzeczy, których nie powstydziłoby się żadne wielkie
miasto. Szaber, przemyt, ukrywanie łupów, morderstwa i szalone ucieczki stają
się codziennością, kiedy na jaw wychodzą machlojki jednej z bardziej znanych
rodzin w miasteczku. Jak potoczą się losy bohaterów? Kto przeżyje te wszystkie
perypetie i wyjdzie z nich obronną ręką? Komu nie będzie dane doczekać finału
tej historii? O tym przekonajcie się sami J.
Jedno jest pewne, pióro pani Małgorzaty J. Kursy jest wyjątkowo lekkie
i łatwo przyswajalne. Dzięki Teściowej… zyskałam kilka chwil wytchnienia i
zupełnie nowe spojrzenie na otaczającą mnie rzeczywistość. Koniec końców
okazało się oczywiście, że sięgnęłam po przezabawny kryminał. Przyznam
szczerze, że spodziewałam się po tej książce czegoś zupełnie innego. Sam tytuł
sugerował, że poznam teściową z piekła rodem. Otrzymałam zabawną historię z
morałem, którą śmiało mogę polecić każdej napotkanej osobie. Warto przeczytać.
Zdecydowanie.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Prozami