wyd. Sonia Draga
rok: 2015
str. 368
Ocena: 4,5/6
Czasami lekturą nie trafiamy w odpowiedni nastrój czy
w odpowiedni czas. Czasami książka trafia po prostu na niewłaściwego odbiorcę.
Często recenzenci winę za małą płynność w czytaniu lektury zrzucają na autora,
nie biorąc pod uwagę, że może to oni przyczynili się do powolnego zapoznawania
się z książką.
Rozpoczynając przygodę z Dziećmi rewolucji wydawało
mi się, że coś jest nie tak z tą powieścią. Usypiałam po 1, góra dwóch
stronach. Do lektury nic mnie nie przyciągało. W pewnym momencie myślałam, że
wyrzucę ją przez okno. Naprawdę niewiele brakowało, a poddałabym się. A
przecież zwykle staram się wytrwale czytać, by poznać zakończenie danej
opowieści. Biłam się z myślami, wynajdowałam lepsze zadania niż czytanie. Kiedy
zauważyłam, że zabieram pracę do domu, by mieć coś do roboty, stwierdziłam, że
to lekka przesada. Przemyślałam gruntownie moją postawę i zrozumiałam, że to we
mnie leży problem. Chyba po prostu w tym okresie mojego życia z kryminałem nie
było mi po drodze. Powinnam była wybrać coś innego, mniej wymagającego,
bardziej rozluźniającego. Może nawet nie powinnam się teraz odrywać w ogóle od
dręczących mnie problemów, skupić się na ich rozwiązywaniu a nie na analizie
zagadek kreowanych przez Petera Robinsona? Tymczasem trafiła mi się lektura
kryminału, postanowiłam więc się nie poddawać. I w sumie dobrze zrobiłam, bo
gdy po kilku tygodniach w końcu załapałam jak mam podochodzić do tej książki,
zaczęło mi się ją czytać nad wyraz dobrze. W zasadzie jeden dzień, jeden
wieczór i… rankiem odłożyłam Dzieci rewolucji na półkę. Mąż był w szoku, bo
widywał mnie z tą powieścią już wszędzie. Odniósł pewnie wrażenie, że nie chce
jej skończyć nigdy, dlatego dawkuję sobie akcję po kilka stron.
Inspektor Alan Banks zostaje wezwany na miejsce
kolejnej zbrodni, która może wcale nie być zbrodnią. Mężczyzna żmudnie drepcze
ścieżką biegnącą wzdłuż torów kolejowych do kładki, która najpewniej powinna
umożliwiać przejście zwierzynie na drugą stronę. Tory od dawna nie są już wykorzystywane,
nawet dróżką niewiele osób chodzi. Dlatego ciało, do którego zmierza inspektor
nie od razu zostało odkryte. Mężczyzna spadł z kładki, czyli zaledwie kilka
metrów. Czyżby samobójstwo? Ale czy ktoś naprawdę zrzuciłby się z tak
niewielkiej wysokości? Do tego przy ofierze znaleziono sporą ilość gotówki, a w
domu niewielką ilość narkotyków. Może to porachunki dilerów? Może rabunek? Ale
dlaczego zostawiono zarówno pieniądze jak i narkotyki? Wokół sprawy zaczyna
narastać coraz większa liczba pytań: co, kto i dlaczego. Kiedy? Jak? Z powodu
czego? Banks dzieli więc sprawę na dwa zasadnicze wątki i angażując do pracy
całą swoją ekipę rozpoczyna próbę odnalezienia mordercy. To nie będzie prosta
zagadka do rozwiązania. Tropy są niewielkie i w zasadzie dość niejasne.
Podążanie jednym z nich denerwuje przełożonych inspektora. Drugi wątek jest tak
mętny i niejasny, że miejscami grupa dochodzeniowa Banksa ma ochotę porzucić
dalsze jego drążenie. Ostatecznie jednak obie ścieżki okazują się być dość
istotne, a jedna doprowadza inspektora do wielkiej tajemnicy, a co za tym idzie
– do mordercy. Czy inspektorowi uda się zatrzymać złoczyńcę? Czy jego grupa
stanie za niem murem? A może to on będzie musiał bronić swoich śledczych? Czy
przełożeni pozwolą Alanowi spokojnie pracować? Czy którykolwiek z podejrzanych
mówi prawdę? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po powieść Petera
Robinsona zatytułowaną Dzieci rewolucji.
Od początku nie potrafiłam zrozumieć tytułu tej
powieści. Nawet do wydawcy napisałam, że chętnie przeczytam Dzień rewolucji.
Jakoś nie potrafiłam się utożsamić z tym tytułem, a jego prawdziwe znacznie
odkryłam na jednej z ostatnich stron powieści. Wówczas to wiele rzeczy stało
się dla mnie jasnych i oczywistych. Zaczęłam się zastanawiać, czy gdybym
wcześniej więcej wysiłku poświęciła lekturze, to czy sama odkryłabym wszystkie
sekrety Dzieci rewolucji. Całkiem możliwe.
Nie będę was przekonywać, że książkę czyta się
wyśmienicie i ekspresowo. Mnie się jej tak nie czytało, ale wina nie leżała po
stronie lektury. Mam nadzieję, że zachęciłam was do sięgnięcia po tę pozycję i
przekonania się na własnej skórze, czy warto poznać bliżej inspektora Banksa.
Ja na pewno chciałabym przeczytać jego dalsze perypetie.
Sil
Baza recenzji Syndykatu ZwB
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz