wyd. W.A.B.
rok: 2011
str. 288
Ocena: 4/6
Rozpoczynając lekturę Ostatniego sprawiedliwego zupełnie nie wiedziałam
czego się spodziewać. Jakoś tak siłą rzeczy nastawiłam się na trzymający w
napięciu kryminał i… powiedzmy, że już po pierwszych przeczytanych zdaniach
byłam, delikatnie mówiąc, zdezorientowana. Ale… lubię takie niespodzianki J.
Jakich niespodzianek można się spodziewać po książce pani Ireny Matuszkiewicz?
Jeśli chcecie się dowiedzieć, powinniście zapoznać się z poniższym tekstem.
Gdy umarł Władysław Kurczyłło, cała jego rodzina odetchnęła z ulgą. No,
może nie cała, ale jej zdecydowana większość. Mężczyzna, jako pierworodny, przed
laty odziedziczył rodzinną willę wraz z wszystkimi pamiątkami i zabytkami,
które były gromadzone przez ród Kurczyłłów. Było to zdecydowanie nie w smak jego
rodzeństwu, choć rozumieli, że tak musi być. Jednak gdy zmarła pierwsza żona
Władysława, a on niezwłocznie znalazł na jej miejsce zastępstwo, rodzina się
zbuntowała. Syn wyjechał i przez prawie pół wieku nie odzywał się do ojca, a
pozostali Kurczyłłowie traktowali go jak zło konieczne. Panna młoda, choć w
chwili ślubu zdecydowanie do podlotków się nie zaliczała, nie pasowała nikomu,
w szczególności zaś siostrze Władysława – Barbarze. Powód był jeden, ale
prosty. Zofia Szarłat, dwadzieścia lat młodsza od męża, mogła uchodzić za dobrą
kobietę, dobrą gosposię, ba, może nawet dobrą żonę, ale zdecydowanie nie
uchodziła za dobrze urodzoną. Bolało to Barbarę Kurczyłło bardzo. W końcu
człowiek z wyższych sfer, majętny i dobrze wykształcony nie powinien bratać się
z pospólstwem. Siostra Władysława nigdy nie założyła własnej rodziny, w związku
z czym starszy brat zmuszony został do zadbania o nią. Zapewnił jej mieszkanie
tuż przy rodzinnej posesji, a gdy przestała sobie sama radzić opłacił jej
opiekunkę. Tak przynajmniej się wszystkim wydawało. Wkrótce po jego śmierci,
ponad dziewięćdziesięcioletnia Barbara, zdecydowała się zorganizować zjazd
rodzinny, na którym stawiło się jedynie najmłodsze pokolenie Kurczyłłów. Cel
spotkania był jeden – omówienie możliwości odzyskania rodzinnego majątku. Choć
zawczasu ustalono plan zjazdu, nie udało się go zrealizować. Wszystko przez
Barbarę, która niczym grom z jasnego nieba rzuciła zaraz na początku „Władysław
został zamordowany”. Czy to możliwe, by starsza pani miała rację? Jeśli tak, to
jakimi pobudkami kierował się potencjalny morderca? Jakie układy panują w
rodowej willi Kurczyłłów? Kto tak naprawdę trzyma tam władzę? Kim jest ostatni
sprawiedliwy? I co to za hałasy, które dobiegają zza płotu? Tego i naprawdę
wielu, wieeeelu innych rzeczy dowiecie się, jeśli zdecydujecie się sięgnąć po
powieść Ireny Matuszkiewicz.
Książka Ostatni sprawiedliwy jest dość dziwną lekturą. Zdecydowanie
odbiega od stereotypów i nie pozwala czytelnikowi na przewidzenie, co wydarzy
się na następnej stronie. Co więcej, nie jesteśmy w stanie nawet stwierdzić, o
kim w dalszych rozdziałach będziemy czytać i kto będzie przedstawiał kolejne
wydarzenia. Przez całą książkę przewija się bardzo wielu bohaterów i, jeśli
idzie o szczerość, były chwile w których nie miałam pewności o kim czytam, czy
ta postać już się wcześniej pojawiała i czy przez przypadek nie będzie kluczowa.
Naprawdę trudno było spamiętać kto jest kim, jakie są koligacje rodzinne i
czemu dana osoba postępuje tak a nie inaczej. Nie oznacza to jednak, że książka
była zła. Absolutnie nie. Była bardzo wciągająca i intrygująca, a do tego w
zasadzie do ostatnich jej stron nie miałam pojęcia, jak się skończy, a to
prawdziwa rzadkość. Autorka miała wyjątkowo dobry pomysł na samą fabułę i jej rozwinięcie
oraz na rozwiązanie zagadki. Dialogi są przemyślane i mimo tego, że mamy do
czynienia z kryminałem, bardzo zabawne. Bohaterowie natomiast są jak żywi i to
dzięki nim cała historia staje się bardzo prawdopodobna. Choć podczas lektury
trudno jest uwierzyć, że przedstawione wydarzenia mogą mieć logiczne
wytłumaczenie, to koniec końców okazuje się, że tak właśnie jest. Całość
bardziej przypomina farsę, niż trzymający w napięciu kryminał, i jeśli tak potraktujemy
tę książkę, i tego właśnie od niej będziemy oczekiwać, to się nie zawiedziemy. Zachęcam
do lektury każdego, kto lubi spojrzeć na poważne sprawy z przymrużeniem oka.
*str. 188
Za książkę dziękuję Wydawnictwu W.A.B.
Mmm... Zachęciłaś mnie, więc chętnie przeczytam, jeśli uda mi się na to natrafić :D
OdpowiedzUsuńMam małe problemy z Bloggerem i nowe notki na moim blogu nie pojawiają się na Waszym pasku bocznym. Jeśli wiesz co na to poradzić, będę ci wdzięczna, a na razie zapraszam cię na przeczytanie nowej recenzji:
papierowyazyl.blogspot.com
Wiem o co ci chodzi, bo zauważyłam że mnie to się też przytrafia, ale nie mam pojęcia co na to wpływa i od czego to zależy...
UsuńMyślę, że książka warta mojej uwagi :D
OdpowiedzUsuń