29 lutego 2012

Zbawienie („Zaginiona księga z Salem” Katherine Howe)

„Zaginiona księga z Salem” Katherine Howe
wyd. Niebieska Studnia
rok: 2010
str. 416
Ocena: 4,5/6 



Czy zastanawialiście się kiedyś, czy czary istnieją? Czy są na świecie ludzie potrafiący wykorzystywać te części mózgu, które dla przeciętnego zjadacza chleba są niedostępne i niezbadane? Czy to możliwe, by przed wiekami, gdy nauka kulała, a jedynym sposobem przekazywania wiedzy była relacja z ust do ust i wykonywanie niewielkich notatek na skrawkach papieru, które następnie były kierowane do adresata, działo się coś więcej? Coś tak istotnego, tak przełomowego i tak nieprawdopodobnego, że ludzie uznali, iż jedyne, co można zrobić, to się tego pozbyć? Czy mieszkańcy Salem mieli podstawy, by posądzać kobiety o czarowanie? Ja nad tym wszystkim zastanawiałam się wielokrotnie i, szczerze powiedziawszy, nie doszłam do żadnego konsensusu. Jedno jest pewne, Zaginiona księga z Salem prezentuje czytelnikowi intrygujący punkt widzenia na sprawę magii. Może więc warto się z nim zapoznać? By ułatwić Wam decyzję poniżej moje przemyślenia na temat tej książki. Zapraszam do lektury.

Connie Goodwin od najmłodszych lat pragnęła zostać „kimś”. Wierzyła, że jeśli będzie dostatecznie mocno się starała, jeśli wszystkie posiadane siły skieruje na jeden cel, to osiągnie wymarzony sukces. Wielu ludzi, którzy tak jak Connie pragną coś osiągnąć, scharakteryzować można za pomocą jednego, wszystkim znanego, sformułowania tj.: po trupach do celu. Panny Goodwin nie można jednak do tego grona zaliczyć, chyba że tym trupem byłaby ona sama. Bo jakich celów by nie obierała, jak bardzo nie chciałaby dotrzeć do mety, która czai się tuż za rogiem, gdy tylko ktoś poprosi ją o pomoc, ta niezwłocznie wyciąga pomocną dłoń. Nie inaczej było i tym razem. Zaraz po wyśmienicie zdanym egzaminie, którego zaliczenie było ostatnią przeszkodą na drodze Connie do odgórnej zgody na rozpoczęcie pisania pracy doktorskiej, z naszą bohaterką kontaktuje się jej matka. Nie ma w tym nic dziwnego, Grace od przeprowadzki do Santa Fe dość regularnie kontaktowała się z córką. Ich rozmów nie można jednak było zaliczyć do ciepłych i rodzinnych. Podczas ich odbywania od Connie bił ewidentny chłód, a Grace notorycznie zapominała (lub wypierała) istotne według jej córki fakty z jej życia, takie jak na przykład wspomniany wcześniej egzamin. Kto w końcu przejmowałby się takimi nieistotnymi szczegółami, kiedy do zbadania czekają aury, a za drzwiami ustawia się kolejka ludzi pragnących poznać zawiłości własnej przyszłości. W przeciwieństwie jednak do poprzednich rozmów, tym razem Grace kontaktuje się z córką w konkretnej sprawie. I tak właśnie, zamiast siedzieć w bibliotece i żmudnie wynajdywać niewykorzystane jeszcze przez nikogo źródła, które można byłoby  uwzględnić w pracy doktorskiej, Connie jedzie do Marblehead. To tam właśnie, w jednej z maleńkich wioseczek stanu Massachusetts, urodziła i wychowała się Grace, która w chwili obecnej pragnie sprzedać swą spuściznę, tak by w spokoju móc na stałe osiąść w Santa Fe. Connie w tym wszystkim stanowi oczywiście konia pociągowego, który grzecznie, zaraz po poleceniu wydanym przez matkę, udaje się na miejsce zesłania z wyraźnymi wytycznymi: niezwłocznie zająć się porządkami i poszukiwaniem potencjalnego kupca domu. Na miejscu okazuje się jednak, że cała operacja nie będzie taka prosta, jak się tego spodziewała nasza bohaterka. Na swojej drodze, co i rusz napotykać będzie kłody uniemożliwiające jej właściwe zajęcie się domkiem. Do tego wszystkiego, podczas porządków, odnajdzie kartkę z zapisanym imieniem i nazwiskiem, które zupełnie nic jej nie mówią. Kim jest, lub była tajemnicza Deliverance Dane? Czy to możliwe, by kobieta ta miała coś wspólnego z procesami czarownic mającymi miejsce w Salem w XVII wieku? Jakimi ścieżkami podąży Connie by dowiedzieć się, co wydarzyło się w przeszłości? Dokąd ją one doprowadzą? Jakie będą skutki podejmowanych przez dziewczynę działań? Kogo jeszcze spotka na swej drodze? Kto ostatecznie okaże się tym złym, a kto czyniącym dobro? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po powieść autorstwa Katherine Howe, zatytułowaną Zaginiona księga z Salem.

Jak wszem i wobec dobrze wiadomo, lubuję się w paranormalnych lekturach. Tak więc gdy tylko się dowiedziałam, że Zaginiona księga z Salem trafi w moje ręce, niezmiernie się ucieszyłam. Szczerze powiedziawszy nawet nie wczytywałam się w noty wydawcy czy recenzje czytelników. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mi, że dobrze robię, decydując się na tę pozycję. I po raz kolejny moja intuicja mnie nie zawiodła. Jak się jednak okazało, trafiłam na powieść zupełnie innego typu, niż się spodziewałam. Sama nie wiem czemu, ale utkwiło we mnie przeświadczenie, że książka w zdecydowanej większości zawierać będzie opis tragicznych wydarzeń, jakie miały miejsce wieki temu w słynnym i chyba wszystkim znanym Salem. Nie mówię, że tego w tej powieści nie znalazłam. Bo znalazłam. Fakty te zostały jednak przedstawione w zupełnie nieznany mi do tej pory sposób. Było to jednak niesamowite przeżycie, dzięki któremu, tak mi się przynajmniej wydaje, zyskałam odrobinę wiedzy, do której inni nie mają na ogół dostępu.

Książka napisana została w interesujący i przyciągający czytelnika sposób. Część rozdziałów przedstawia wydarzenia mające miejsce w 1991 roku, kiedy to główna bohaterka powieści udaje się do domu swej babki w celu przygotowania go do sprzedaży. W pozostałych rozdziałach autorka zaprezentowała nam dzieje kobiet z rodziny Dane, których linię zapoczątkowała Deliverance. Czy to możliwe, by miały one jakiś wyjątkowy, wrodzony dar? A może zawarły pakt z diabłem, dzięki czemu posiadły moce piekielne, umożliwiające im robienie tego, na co tylko przyszła im ochota? A może to wszystko to jedynie wymysły ludzi, którym działa się krzywda, i którzy jedynej jej przyczyny poszukiwali poza murami własnego domostwa, najlepiej w czarnej magii? Jaka jest prawda? Co wydarzyło się przed wiekami w Salem? Kto może odpowiedzieć na te pytania? Jedno jest pewne, Katherine Howe znalazła sposób, by w ciekawy sposób zaprezentować czytelnikom swój własny punkt widzenia. Polecam gorąco wszystkim miłośnikom rozwiązywania epokowych zagadek, miłośnikom czarów oraz całej reszcie populacji czytelniczej. Naprawdę warto przeczytać tę książkę.

Za książkę dziękuję portalowi Duże Ka

1 komentarz:

  1. Okrutną mam ochotę na tę książkę, muszę ją dorwać!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń