30 września 2011

Stosik wrześniowy - drugi i ostatni

"Kilka" dni pozbierałam, pociułałam i poskładałam i w końcu jest :)
30 września, koniec miesiąca, a ja pokazuję Wam kilka moich nowych nabytków :)
Oto on, mój stosik:
Od dołu:
1. "Strzeż się psa" Izabela Szolc - do recenzji od Zbrodni w Bibliotece i Wydawnictwa Oficynka :) Baaardzo dziękuję za miłą niespodziewankę :)
2. "Lód w żyłach" Yrsa Sigurdardóttir - w prezencie od ZwB :)
3. "Labirynt kłamstw" Tess Gerritsen - do recenzji od ZwB. Wielkie dzięki dla zawsze pamiętającego K. :)
4. "Rzecz zbłąkanej duszy tom 1" Siergiej Sadow - prezent od portalu nakanapie.pl w podzięce za współpracę :)
5. "Mroczny zakątek" Gillian Flynn - zakup własny na jednej z wyprzedaży :)
6. "Odłamek" Sebastian Fitzek - jak wyżej
7. "Ojciec" Karol Arentowicz - to największa niespodziewanka :) Prezent od Autora, do poczytania. Dzięęęęękuję bardzo, bardzo :)

To tyle, jeśli chodzi o nabytki książkowe we wrześniu. W październiku będzie.. jak będzie :) Zobaczymy :) Rusza ponownie Duże Ka więc pewnie nie będzie lekko :P

Dziś do północy czekam na Wasze głosy w konkursie. Zostało kilka godzin, może jeszcze ktoś się wypowie :) Wyniki w weekend :D

Ostatnie godziny - Konkursowo 5

Jak w temacie. Przypominam o toczącym się konkursie. Jeszcze tylko dziś, do północy, czekam na Wasze kreatywne odpowiedzi w Konkursie zorganizowanym wspólnie z Wydawnictwem mira, w którym do wygrania książka "Dotknąć prawdy". Liczę na to, że jeszcze dziś ktoś się odezwie, od poniedziałku rusza kolejny konkurs :)

Na odpowiedzi czekam tu :)

29 września 2011

Fioletowo mi („Lawendowe pola” Jennifer Greene)

Premiera 30.09.2011


„Lawendowe pola” Jennifer Greene
wyd. Mira
rok: 2011
str. 400
Ocena: 4/6



Wyjątkowo, bo nigdy nie udała mi się jeszcze ta sztuka, przedstawiam Wam powieść, która jeszcze nie miała swojej premiery. „Lawendowe pola”, bo o nich mowa, na rynku wydawniczym pojawią się 30 września. Czy warto sięgnąć po powieść Jennifer Greene? Przekonajcie się sami J.

Muszę zaraz na wstępie powiedzieć, że w książce przede wszystkim zauroczyła mnie jej okładka. Jej delikatność, estetyka i … fiolet. Bo uwielbiam ten kolor i nie potrafię się bez niego obejść w życiu codziennym. Tak więc „Lawendowe pola” nie leżały za długo na mojej półce i w kilka dni po ich otrzymaniu rozpoczęłam lekturę.

Powieść Jennifer Greener to zbiór, zawierający trzy opowieści, ściśle powiązane z lawendą i siostrami Campbell, które dorastały w miasteczku White Hills i do tego to miejsca powracają, jako dorosłe kobiety. Do domu najpierw przyjeżdża Violet, ale to nie od jej historii zaczyna się książka. Na pierwszy rzut idzie Camille, czyli najmłodsza pociecha państwa Campbell, która jest główną bohaterką części zatytułowanej „Kolor lawendy”. Złamana przez życie dziewczyna zamyka się w sobie zupełnie. Traci pracę, przestaje wychodzić z domu. Reaguje histerycznie na każdy niespodziewany dźwięk. Koniec końców, zdesperowana Violet zabiera ją z Bostonu i przywozi do rodzinnego domu. Wśród rodzącej się wiosny Camille ma okazję dojść do siebie i odnowić znajomość z przyjacielem z dzieciństwa, mieszkającym po sąsiedzku Petem MacDougal’em. Czy młodzieńcza fascynacja ma szansę się odrodzić i zakwitnąć na nowo? A może życie Cam już zawsze będzie jedną wielką porażką? Jeśli chcecie się o tym dowiedzieć, koniecznie musicie sięgnąć po niezwykły zbiór stworzony przez Jennifer Greener.

28 września 2011

Miesiąc z Mirą - przypominacz

Czy naprawdę muszę przypominać?
Na moim blogu trwa Konkursowo 5. Pytanie nie jest chyba za trudne, prawda czy fałsz? Oczywiście liczę na ciekawe interpretacje i uzasadnienia. Na wasze odpowiedzi czekam do 30 września. Więcej informacji i miejsce na Wasze odpowiedzi znajdziecie tutaj. Nie zawiedziecie mnie, prawda? Bo na Was zawsze można liczyć, no nie?

PRitelatura to jest to („Morderstwo niedoskonałe” Agnieszka Krawczyk)



„Morderstwo niedoskonałe” Agnieszka Krawczyk
wyd. Sol
rok: 2011
str. 288
Ocena: 4,5/5



Na wstępie, jeszcze przed rozpoczęciem jakichkolwiek moich wynurzeń pseudoartystycznych pragnę poinformować, iż książkę otrzymałam od Wydawcy, nie posiadam więc paragonu potwierdzającego zakup powieści „Morderstwo niedoskonałe”. To chyba oznacza, że jestem bezpieczna… Prawda?

Po wielu intrygujących chwilach, przeżytych z najnowszą książką Agnieszki Krawczyk, skończyłam ją czytać. Przypuszczalnie większości osób, które nie miały jeszcze okazji zapoznać się z tą powieścią informacje zawarte w pierwszym akapicie nic nie powiedzą. Wszystko stanie się jednak jasne wraz z ukończeniem tej pasjonującej lektury. Dodatkowo, tytułem wstępu, powiedzieć muszę, że po tej pozycji spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Nie oznacza to jednak, że dostałam coś gorszego, wręcz przeciwnie.

W pewny wydawnictwie, wydającym literaturę wszelakiego rodzaju, dochodzi do osobliwego incydentu. Jedna z odrzuconych przez redaktorów powieści otrzymuje dofinansowanie z ministerstwa, w związku z czym prezes (przez pracowników zwany preziem), podpisuje umowę z autorem wspomnianego, wiekopomnego dzieła. Jednak to nie nowy kontrakt stanowi clue problemu, który spadł na głowę Mareczka i Adeli. Prawdziwym problemem okazuje się brak wspomnianej wcześniej powieści, albowiem odrzucone przez wydawcę książki lądują w niszczarce. Tak też zakończył się żywot „Klanu księżyców Marsa” autorstwa Zenona Kusibaba. Redaktorzy poczytnego wydawnictwa rozpoczynają desperacką akcję mającą na celu odzyskanie dzieła. Nie jest to jednak sprawa prosta, ponieważ autor już kilka tygodni wcześniej dzwonił do wydawcy z prośbą o zwrot przesłanego egzemplarza, ponieważ był on ostatnim istniejącym. Tak się właśnie dzieje, gdy powieść tworzona jest na maszynie a pisarz rozdaje wszystkie posiadane kopie. Redakcji cudem udaje się uzyskać kilka pierwszych, oraz kilka ostatnich rozdziałów „Klanu…”. Nie ma jednak szans, by uzyskać całość. Tak właśnie rodzi się pomysł, by delikatnie podrasować dzieło Pana Kusibaba, czyli w wolnym przekładzie, napisać je od początku. To oczywiście dopiero początek akcji, która nabiera tempa z każdą przeczytaną stroną. Prawdziwy autor w niewyjaśnionych okolicznościach znika, rozpoczyna się jego rozpaczliwe poszukiwanie przez grupa redakcyjną, w składzie Mareczek, Adela, Marta i Mizera. Kusibab jednak ciągle umyka. Do akcji wkracza policja i wówczas zaczyna się… prawdziwy koszmar. Jeśli chcecie się dowiedzieć jaki, koniecznie musicie przeczytać powieść „Morderstwo niedoskonałe” autorstwa Agnieszki Krawczyk.

27 września 2011

Za wszelką cenę… („Zimna stal” Paul Carson)


„Zimna stal” Paul Carson
wyd. Książnica (Grupa Publicat)
rok: 2011
str. 421
Ocena: 4/6




Paul Carson to dubliński pediatra i alergolog, który od kilkunastu lat, prócz wymaganych w jego zawodzie publikacji naukowych, pisze powieści. Na szczególną uwagę, jak się dowiedziałam, zasługują jego thrillery medyczne, a w związku z tym, że to jeden z moich ulubionych tematów, nie mogłam się oprzeć i po prostu musiałam sięgnąć po wydaną niedawno powieść jego autorstwa pt. „Zimna stal”.

 Akcja książki rozgrywa się w Dublinie, gdzie pewnego dnia, w parku, odnalezione zostaje zmasakrowane ciało młodej dziewczyny. Niedługo później okazuje się, iż zamordowana była córką słynnego na całym świecie amerykańskiego kardiochirurga, który przeniósł się do Irlandii by stanąć na czele właśnie powstającej Fundacji Serca. Prócz niego, do Fundacji ściągniętych zostaje jeszcze dwóch światowej sławy specjalistów, co ma jej zapewnić pełen sukces, przez który rozumie się zdobycie unijnego grantu opiewającego na gigantyczną sumę pieniędzy. Sprawą zajmuje się detektyw Jim Clarke, który w ekspresowym tempie wpada na pewien trop. W tym samym czasie jeden z hematologów pracujących w Szpitalu Łaski Pańskiej, Frank Clancy, odkrywa u kilku zmarłych pacjentów bardzo rzadko występujące schorzenie. Rozpoczyna prywatne śledztwo, które wystawia jego osobę na spore niebezpieczeństwo, którego zupełnie się nie spodziewa. Czy obie sprawy coś łączy, a jeśli tak, to co? Czy nastolatka rzeczywiście była jedynie przypadkową ofiarą? Kto macza w tym wszystkim palce? To tylko kilka pytań, które nasuwają się podczas lektury „Zimnej stali”.

26 września 2011

Jak to się dawniej robiło i robić powinno (Randkowanie według Jane Austen” Lauren Henderson)


„Randkowanie według Jane Austen” Lauren Henderson
wyd. G+J
rok: 2011
str. 248
Ocena: 4/6



Jane Austen, XIX-wieczna angielska pisarka, ma w swym dorobku liczne powieści, wszystkie traktujące o trudach miłości współczesnych jej kobiet i mężczyzn. Autorkę tę zdecydowanie zaliczam do moich ulubionych, a utwory przez nią stworzone ukształtowały mnie, jako czytelnika. Zresztą, która mała dziewczynka nie lubiła słuchać opowieści o pięknych damach, cudownych strojach i przystojnych kawalerach? A jeszcze jeśli opowieść ta kończyła się happy endem, to niczego lepszego nie można już było sobie wyobrazić. Ja tak właśnie miałam, stąd też moja fascynacja tematyką okołoaustenową, jak to mam w zwyczaju nazywać. Kiedy więc na rynku pojawiła się powieść „Randkowanie według Jane Austen” zapragnęłam ją zgłębić. Tak też uczyniłam, a teraz spieszę by przekazać Wam moje odczucia.

Poradnik, bo tym właśnie jest książka „Randkowanie według Jane Austen”, składa się zasadniczo z trzech części. Pierwsza zawiera wstęp, w którym zaprezentowano amerykańskie oblicze randek, oraz wskazówki, jak korzystać z poradnika. Druga część książki to kompendium, składające się z 10 rad, po zastosowaniu których przeciętny zjadacz chleba powinien zakończyć randkowanie szczęśliwym związkiem. Każda rada zawiera wstęp, liczne przykłady z książek Austen (co najbardziej mi się podobało, bo odświeżyłam sobie wiedzę o bohaterach), informacje do zapamiętania odnośnie danej wskazówki oraz podsumowanie jak należy postępować, a jak nie. Na ostatnią, trzecią część poradnika, składają się testy, których zadaniem jest ujawnienie, do jakiego bohatera najbardziej podobny jest czytelnik. Część ta zawiera również skrót poradnika oraz opisy poszczególnych bohaterów powieści Austen.

Tak jak wspomniałam, mnie najbardziej przypadły do gustu liczne opisy burzliwych związków bohaterów Jane Austen oraz analiza ich postępowania. Oczywiście i pozostałe części napisane zostały w interesujący i wciągający sposób. Całość czyta się bardzo szybko, a wiedzę przyswaja się natychmiast. Niestety sama nie będę miała okazji zastosować rad autorki w życiu prywatnym, ponieważ już jestem szczęśliwą mężatką. Uważam jednak, że może on się przydać wielu kobietom, w szczególności tym, które z dnia na dzień zmieniają miejsce zamieszkania i pragną znaleźć swoją drugą połówkę jabłka.

25 września 2011

Najlepszy Blog Książkowy roku 2011 - głosowanie na ebuka

Witam wszystkich w dobiegającą końca niedzielę. 


Jakiś czas temu, chyba dość nieroztropnie, zgłosiłam na blogu Saloon Bluźnierców chęć przystąpienia do akcji, w której wyłoniony zostanie Najlepszy Blog Książkowy roku 2011. I tak oto, moje skromne Słowa duże i MAŁE znalazły się w gronie zakwalifikowanych blogów. Najlepszy Blog Książkowy wybrany zostanie przez szanowne jury czy coś w tym stylu... ale czytelnicy poszczególnych blogów mogą sprawić, że konkretny zakwalifikowany blog uzyska miano ebuka. Jak się dowiedziałam, powinno się zmobilizować swoich czytelników i poprosić ich o oddawanie na siebie głosów. Z gruntu rzeczy staram się być skromna, złajano mnie jednak i nakazano poinformować o akcji i poprosić o wsparcie. Tak więc informuję o akcji (więcej o niej tutaj) oraz o głosowaniu na E-buka, o którym przeczytacie w tym samym miejscu. Aby oddać swój głos na dany blog, należy się lekko wysilić i wysłać maila na adres konkursy@duzeka.pl. W temacie należy podać nazwę bloga na który oddaje się swój głos, a w treści swoje dane, ponieważ każdy głosujący weźmie udział w losowaniu nagród książkowych. Warto więc zagłosować na... kogokolwiek z listy. Listę zakwalifikowanych blogów znajdziecie również pod wskazanym wcześniej linkiem. 

Ekologicznie… („Długi weekend” Wiktor Hagen)



„Długi weekend” Wiktor Hagen
wyd. W.A.B.
rok: 2011
str. 460
Ocena: 5/6



„Długi weekend” to druga książka Wiktora Hagena traktująca o warszawskim komisarzu Robercie Nemhauserze. Niestety nie miałam przyjemności sięgnąć po część pierwszą opisującą prowadzone przez niego śledztwa, mianowicie „Granatową krew”, ale niewątpliwe będę musiała to uczynić. I to bynajmniej nie dlatego, że „Długi weekend” źle się czyta nie znając wcześniejszych losów bohatera. Najzwyczajniej w świecie, autor, Wiktor Hagen kupił mnie w całości i po prostu muszę zapoznać się z jego pozostałymi powieściami. Ale do rzeczy.

W stołecznej Warszawie, tak jak w niemal wszystkich większych miastach Polski, nastaje wielkie rozleniwienie. Nadchodzi wyczekiwany długi majowy weekend. Pustoszeją ulice, kawiarnie, parki. Pustoszeje stołeczna komenda. Na posterunku zostaje jednak niezastąpiony komisarz Robert Nemhauser. Jednak w jego planach na ten zwykle spokojny czas wcale nie ma pracy. W związku z próbą zdobycia wymarzonej pracy Paula, żona komisarza, wyjeżdża na kilka dni do Amsterdamu, w domu zostaje więc on i jego dwóch synów – Cyryl i Metody. To właśnie z nimi, stertą garnków i nie zawsze zdrową żywnością Robert planuje spędzić ten czas. Jego plany zostają jednak pokrzyżowane przez telefon, który wykonuje dawna koleżanka ze studiów Dorota, będąca aktualnie żoną, a raczej wdową po cenionym polskim archeologu. To właśnie śmierć męża, Wiktora Getza, jest powodem odnowienia starej znajomości. Niewiele wcześniej w Warszawie zostają znalezione zwłoki znanego ekologa, Tomasza Nerada. Robert wraz z przyjacielem Mario, również policjantem, zaczynają badać przeszłość obu zmarłych i niespodziewanie odkrywają, że ofiary miały ze sobą wiele wspólnego. Czego uda się dowiedzieć detektywom? Jak potoczy się śledztwo i gdzie ostatecznie zaprowadzi głównego bohatera? Czy znajdzie mordercę, a może morderców? O tym przekonacie się podczas lektury pasjonującego kryminału Wiktora Hagena „Długi weekend”.

Szczerze muszę przyznać, iż jestem pod wrażeniem powieści Pana Hagena i bardzo żałuję, że nie miałam jeszcze okazji przeczytać poprzedniej powieści tego autora. Postaram się jednak w miarę możliwości naprawić to niedociągnięcie.

Konkurs u Kaś - Zapraszam

Dziś mam przyjemność zaprosić Was do konkursu zorganizowanego przez jedną z moich najlepszych przyjaciółek - Kaś z Taki jest świat. Mam przyjemność zasiadać w jury. Zapraszam. Dodatkowe informacje po kliknięciu w obrazek:

24 września 2011

W sieci („Złodziej tożsamości” Erica Spindler)



„Złodziej tożsamości” Erica Spindler
wyd. G+J
rok: 2010 (wznowienie 2011)
str. 456
Ocena: 4,5/6



Erica Spindler znana jest z tego, iż tworzy wyśmienite kryminały utrzymane w stosunkowo mało agresywnym klimacie. Z wielką przyjemnością więc przyjęłam kilka jej książek w moje skromne progi. Niestety jak się okazało, nie byłam w stanie przyłożyć się do ich lekturze niezwłocznie po otrzymaniu oraz napisać recenzję zaraz po przeczytaniu. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło i koniec końców udało mi się przysiąść i zająć się recenzją „Złodzieja tożsamości”, o czym przekonać możecie się poniżej.

Główną bohaterką powieści jest trzydziestoletnia pani komisarz Mary Catherine Riggio, której partneruje jej najlepsza przyjaciółka, ponad pięćdziesięcioletnia Kitt Lundgren. 14 stycznia 2009 roku, na ich biurko trafia zupełnie nowa sprawa. Policja odnajduje zwłoki młodego informatyka, któremu nieznany sprawca skręcił kark oraz ukradł komputer. Niedługo po tym zdarzeniu, tuż po przyjęciu zaręczynowym, zastrzelony zostaje narzeczony komisarz Riggio, a wkrótce po nim ginie kuzyn pani komisarz. To oczywiście nie koniec zabójstw, które trudno wytłumaczyć i z czymkolwiek powiązać. Jest jednak jeden szczegół, który łączy wszystkie zbrodnie - znikające komputery ofiar. Czy wspaniałemu, żeńskiemu duetowi uda się rozwiązać zagadkę nim zginą kolejni ludzie? Czy panie komisarz znajdą trop, który doprowadzi je do zabójcy? Czy przy okazji prowadzonego przez siebie śledztwa nie wyjdą na jaw niespodziewane fakty, które załamią kobiety? Czy, w końcu, brawurowe i często niekonwencjonalne śledztwo, nie narazi M.C. i Kitt na niebezpieczeństwo? O tym przekonać musicie się sami a nie ma lepszego sposobu, niż sięgnięcie po powieść Erici Spindler „Złodziej tożsamości”.

Wbrew zasadom („Dziecioodporna” Emily Giffin)



„Dziecioodporna” Emily Giffin
wyd. Otwarte
rok: 2009
str. 392
Ocena: 4/6



„Dziecioodporna” Emily Giffin, to już trzecia powieść tej autorki, po którą sięgnęłam. Tym razem wiedziałam więc, czego mogę się spodziewa i to właśnie otrzymałam. Autorka upodobała sobie w swych powieściach poruszanie tematów tabu, bądź takich, które jeszcze niedawno stanowiły obszar zakazany w opinii publicznej. I tak w „Coś pożyczonego” bohaterka romansuje z narzeczonym najlepszej przyjaciółki, w „Coś niebieskiego” mamy pannę z dzieckiem, a w „Dziecioodpornej”, cóż… chyba po tytule można się domyślić, o czym traktować może ta powieść. Jeśli nie, to jej kulisy przybliżę Wam poniżej.

Claudia jest typową kobietą XXI wieku. Jej życie jest szybkie i zasadniczo bezproblemowe Jako trzydziestopięcioletnia atrakcyjna mieszkanka Nowego Jorku, będąca starszym redaktorem w znanym i cenionym na rynku wydawnictwie, odnosi same sukcesy. Jedynym problemem w jej życiu są związki damsko-męskie, które w jej wykonaniu zwykle kończą się absolutną katastrofą. Dlaczego? Bo każdy mężczyzna, wcześniej lub później, chce uwić z nią piękne gniazdko i rozmnożyć się w zastraszającym tempie. A dzieci to właśnie temat, który Claudia omija szerokim łukiem. Kiedy poznaje więc Bena, który zaraz na wstępie deklaruje, że nigdy w życiu nie będzie chciał mieć dzieci, bohaterka popada w przekonanie, że wygrała los na loterii i zaraz musi go zrealizować. Czy to posunięcie będzie jednak słuszne? Czy Ben faktycznie będzie trwał w swym przekonaniu, że bezdzietny związek, to najlepszy związek? Co jeśli zmieni zdanie? Czy raz zrealizowany „kupon” będzie można bez żadnych konsekwencji zwrócić i żyć dalej bez odczucia, że traci się coś naprawdę ważnego? By przekonać się, jak potoczą się losy nowojorskiej nowoczesnej kobiety, koniecznie musicie przeczytać powieść Emily Giffin „Dziecioodporna”.

22 września 2011

Miesiąc z Mirą - Konkursowo 5

Do tej pory to ja wysilałam mózgowinkę, teraz zaczyna się Wasz czas :)

Na pierwszy rzut idzie wiosenna premiera Miry, którą recenzowałam w maju :) Moją recenzję znaleźć możecie tutaj. Chodzi oczywiście o powieść "Dotknąć prawdy" Antoinette van Heugten. I to właśnie nowiutki egzemplarz tej książki będzie nagrodą w dzisiejszym konkursie.

Zasady jak zawsze, ja zadaję pytanie, wy odpowiadacie. Miło mi będzie, jeśli poinformujecie o konkursie na swoich blogach (o ile takowe posiadacie), ale nie jest to konieczne. Jeśli zechcecie wstawić informację, proszę o podpięcie baneru zamieszczonego poniżej :)

Konkurs trwa od dziś do 30.09.2011 do północy. Wyniki pojawią się w weekend do zakończeniu konkursu. 3.10.2011 rozpoczniemy kolejny konkurs.

A oto pytanie:
"Najgorsza prawda, czy najpiękniejsze kłamstwo" - odpowiedź uzasadnij.

Liczę na Waszą kreatywność, błyskotliwe i szczere odpowiedzi. Sama przyznam, że choć prawda jest dobra, często wolałabym usłyszeć kłamstwo. I właśnie na tak szczerą odpowiedź liczę.

W jury jak zawsze zasiądę Ja oraz moje przyjaciółki: Agi i Kaś :)
Pod odpowiedzią proszę podać adres e-mail oraz bloga, o ile takowy posiadacie :)

21 września 2011

Miesiąc z Mirą - czyli Konkursowa ciąg dalszy

Spieszę Was poinformować, iż najbliższy miesiąc zapisze się w historii Słów dużych i MAŁYCH pod znakiem Konkursowa z Mirą. W małych odstępach odbędą się trzy konkursy, w których do wygrania będą letnie propozycje Wydawnictwa Mira, które miałam przyjemność recenzować. Pierwszy konkurs pojawi się już jutro. Kolejne nastąpią... później, tak, że ostatni rozstrzygnięty zostanie 21 października :) Dziś kminię nad pytaniem, a wy szykujcie mózgowinki bo wkrótce będziecie musieli je wysilić i udzielić pięknych odpowiedzi. Na pierwszy rzut pójdzie.... a, nie zdradzę. Przekonacie się jutro. Liczę na to, że mnie nie zawiedziecie i licznie weźmiecie udział w szykowanych przeze mnie konkursach. W jury zasiądą jak zwykle: Ja (przewodnicząca :D) oraz moje wierne przyjaciółki Agnieszka i Kasia.

Poćwiczymy? („Domowy fitness. Zapomnij o siłowni” Scott Tudge)



„Domowy fitness. Zapomnij o siłowni” Scott Tudge
wyd. Muza
rok: 2011
str. 176
Ocena: 5/6



Ćwiczyć każdy może. Czasem lepiej, czasem gorzej. Taka zasada przyświeca każdemu człowiekowi, który pragnie utrzymać jako taką formę. Chyba nikomu nie są obce ćwiczenia. No może dla niektórych są nieco bardziej dalekie, niż dla innych. Dla mnie… ćwiczenia były zawsze jakimś tłem. Niekoniecznie codziennym, ale zawsze. Podstawówka, szkoła średnia, studia. Na każdym etapie wf. To przeżył chyba niemal każdy. W trakcie studiów rozpoczęłam zajęcia fitness, chodziłam na basen. Po studiach uznałam, że logiczniej wydawać środki na własny sprzęt, niż na zajęcia z trenerem. Zakupiłam sprzęt, zaczęłam ćwiczenia i… dość szybko sprzęt zaczął zarastać kurzem, a ja przysłowiowym „tłuszczykiem”. A potem już poleciało: dieta, ćwiczenia, zwątpienie i zarzucenie wysiłków. I tak w koło. Teraz jestem na etapie kolejnej diety, więc książkę Domowy fitness… przywitałam z wielką radością w moim domu.

Zgodnie z tytułem oraz informacjami zamieszczonymi na okładce, książka ma wspomóc czytelnika w stworzeniu własnej, domowej „siłowni”. Poradnik zawiera 48 ćwiczeń, które przedstawione zostały krok po kroku, oraz 120 programów treningowych. Co kryje się pod tymi zwrotami? Przekonajmy się.

Pierwsze co mi się rzuca w oczy to fakt, że książka posiada twardą oprawę a wewnątrz sztywne kartki. Dla mnie oznacza to przede wszystkim, że książka zostanie ze mną na lata i nie ulegnie szybkiej degradacji. To mnie cieszy. Poradnik składa się z trzech zasadniczych części. Pierwsza z nich zawiera informacje dotyczące podstawowej sprawności fizycznej. Dowiemy się z niej, czym jest i jak wyliczyć takie wskaźniki jak BMI czy BMR, co daje nam mierzenie ciśnienia krwi czy badanie poziomu cholesterolu. Autor prezentuje nam tu również sprzęt, jaki będzie konieczny do wykonania zaprezentowanych w książce ćwiczeń. I tu pojawia się pierwszy problem. Większości z tego sprzętu przeciętny człowiek nie posiada, a nawet jeśli posiada jego część, to zwykle nieznaczną. Ja posiadam… piłkę do fitnessu, matę i swego rodzaju odważniki. Co do pozostałego sprzętu, to cóż… w grę wchodzi jednie kreatywne wykorzystanie mebli J. Dość istotnym elementem części pierwszej poradnika jest Wybór celu treningowego. Dzięki niemu czytelnik dowiaduje się, jak podejść do problemu i co jest albo, co może być, w jego wykonaniu realne. Obieramy taki cel, który będzie dla nas najlepszy i do którego wykonania posiadamy wymagane oprzyrządowanie.
Druga część zawiera Ćwiczenia i programy. Trochę trudno jest się połapać w tym, jak skorzystać z tej części, jednak gdy się już zrozumie, jak została ona zbudowana, to dużo łatwiej z niej korzystać. Zaprezentowano tu osobno ćwiczenia i opisy poszczególnych programów. Ćwiczenia zostały odwzorowane na fotografiach oraz szczegółowo je opisano.
Część trzecia dotyczy zachowania zdrowia i kondycji. Autor pokrótce mówi tu o odpowiedniej diecie, uwodnieniu organizmu oraz kaloryczności poszczególnych produktów. Z części tej dowiemy się również jak będzie wyglądała proporcja tłuszczu w naszym organizmie podczas programu treningowego oraz jak unikać urazów.

Stosik wrześniowy - pierwszy

Dawno nic nie wstawiałam, a to z tego prostego faktu, że nie za bardzo miałam czym się chwalić. Wyszłam z założenia, że wpierw muszę po nadrabiać zaległości recenzenckie sprzed wakacji. Taaa, wówczas myślałam, że na urlopie przeczytam maaasę książek. Przeczytałam... bodajże trzy... i to nie całe. Jednym słowem masakra. Teraz byłam na niemal 2 tygodniowym chorobowym. Ponownie pomyślałam, że mam okazję "nadrobić" I ponownie "niestety" się nie udało. Tym razem zawiodło mnie własne ciało (nie potrafiłam się skupić), a gdy chwile skupienia się zwiększały, to poświęcałam je na... nadrabianie zaległości w pracy. No tak, troszkę popracowałam na tym chorobowym. Cóż. Tak właśnie bywa i po tym chorobowym mogę się pochwalić... jedną przeczytaną książką. Masakra. A tu już zaczęły napływać wrześniowe premiery (a jeszcze niektórymi sierpniowymi się nie pochwaliłam). Oto więc mój stosik :)
Tym razem od dołu:
1. "Domowy fitness. Zapomnij o siłowni" Scott Tudge  - do recenzji od Wydawnictwa Muza (recenzja ukaże się na dniach :)
2. "Noc w forcie Haggar" Stephane Heaume - do recenzji od Wydawnictwa Muza. Dziękuje Panie Arturze :)
3. "Willa" Magdalena Zimniak - efekt wymiany na LC :)
4. "Póki pies nas nie rozłączy" - Romuald Pawlak - do recenzji od Włóczykijki. Lena zawsze o mnie pamięta :)
5. "206 kości" Kathy Reichs - efekt wymiany na LC :)
6. "Bóg nosi dres" Piotr Sender - do recenzji do Wydawnictwa Replika. To tak na początek współpracy z Panią Martą :)
7. "Mroczny szept " Gena Showalter - do recenzji do Wydawnictwa Mira. Dziękuje Pani Moniko :)
8. "Lawendowe pola" Jennifer Greene - jak wyżej :)

Kolejne stosiki pewnie na koniec września lub już w październiku.
Czy ktoś zauważył, że nie zrobiłam podsumowania sierpnia? Cóż... jakoś się nie wyrobiłam, a teraz już chyba nieco na to za późno... hmm...

20 września 2011

Jakiś rodzaj choroby duszy… nie miłość… („Debiutantka” Kathleen Tessaro)


„Debiutantka” Kathleen Tessaro
wyd. Muza
rok: 2011
str. 343
Ocena: 4,5/6



Osiem dni. 190 godzin. Niewyobrażalna ilość minut i sekund. Nie będę się nawet zastanawiała ile czasu poświęciłam na zapoznanie się z każdą poszczególną stroną, akapitem… Czytanie „Debiutantki” mogę zaliczyć do osobistych porażek. Ostatni tydzień był … trudny. Ale nie z winy powieści. Przypuszczalnie, za jaką powieść bym nie chwyciła w tym czasie, finisz byłby taki sam. Jak się więc okazuje, choroba nie jest najlepszym czasem dla czytelnika. Był nawet moment, w który zwątpiłam w posiadaną przede mnie umiejętność czytania. Składałam literki. Porażka. Ale to już za mną. Drugą połowę przeczytałam dziś rano. To oznacza, że jest lepiej. Zdecydowanie lepiej. Nie nadrobię już niestety straconego czasu. Mogę się jednak cieszyć tym, który mam jeszcze przed sobą.

„Debiutantka” Kathleen Tessaro intrygowała mnie od bardzo dawna i dość długo na nią czekałam. Gdy w końcu do mnie dotarła musiała oczywiście odleżeć swoje w biblioteczce. Troszkę to trwało, ostatecznie jednak udało mi się do niej dobrać. Drogę do poznania rozwiązania zagadki już zaprezentowałam. Nie była fenomenalna. Jednak opowieść przedstawiona przez Kathleen Tessaro mnie zauroczyła i sprawiła, że mam ochotę na więcej i więcej.

Po kilku latach budowania artystycznej kariery w Nowym Jorku, Cate Albion wraca do rodzinnego Londynu. Jej przyjazd śmiało można nazwać powrotem z podkulonym ogonem. Dziewczyna, zupełnie odmieniona zewnętrznie, staje przed drzwiami swojej ciotki. Niewiele wyjaśniając prosi o „azyl” i chwilę na wytchnienie. Nie odbiera od nikogo telefonów, niszczy nadchodzącą do niej pocztę. Nic nie mówi, tłamsząc w sobie wydarzenia mające miejsce w Stanach Zjednoczonych. Rachel Deveraux, ciocia Cate, za wszelką cenę stara się wydobyć siostrzenicę z dołka psychicznego. Prosi ją o pomoc w swojej firmie, zajmującej się inwentaryzacją zawartości wystawionych na sprzedaż domostw. W ten właśnie sposób Cate oraz Jack Coates, partner biznesowy Rachel, udają się do Devon, by wspólnie wycenić posiadłość Endsleigh, należącą do niedawno zmarłej lady Irene Avondale z domu Blythe, jednej z najznamienitszych debiutantek dwudziestolecia międzywojennego. Sławę Irene w tamtym czasie przewyższała tylko jedna debiutantka, londyńczykom znana jako Diana „Niunia” Blythe, będąca młodszą siostrą Irene. Jakie tajemnice kryje w sobie posiadłość? Co wydarzyło się w trakcie wojny w Endsleigh? Co łączy Cate i Dianę? Co stało się z tą ostatnią? Jakie demony przeszłości ścigają Cate? Czy uda się jej od nich uwolnić? I, co chyba najważniejsze, czy będzie tego chciała? Na te i nie tylko na te pytania, odpowiedź znajdziecie podczas lektury powieści Kathleen Tessaro, zatytułowanej „Debiutantka”.

19 września 2011

Tym razem Włóczy się pewien psiak :)

Tak, tak... dawno nie miałam w domu takiego gościa. No ale w końcu coś się odblokowało, coś ruszyło i przybyła do mnie Włóczykijkowa przesyłka. Nieco więcej o jej wizycie, poniżej :)
Że tak powiem zawitał u mnie pewien pudel :)
W ramach Gliwickiej gościnności postanowiłam psinę wyprowadzić na spacer
Wpierw udaliśmy się na zwiedzanie Manhattanu

Po podlaniu wszystkich drzewek pudel udał się do Sydney

Nie mogliśmy również pominąć Londynu...

... Ani tym bardziej Paryża

Wyczerpani padliśmy na pobliskiej łące...

a wieczorem spędziliśmy słodką chwilę na kanapie :)
Troszkę to może potrwać, ale za jakiś czas dowiecie się, czy powieść Romualda Pawlaka "Póki pies nas nie rozłączy" przypadła mi do gustu :)

15 września 2011

Zakład o MIŁOŚĆ - rozpoczynamy odliczanie

Wszyscy już wiedzą? Nie??? To spieszę poinformować, iż 9 listopada na rynku, nakładem Wydawnictwa NovaeRes, ukaże się najnowsza powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej - Zakład o Miłość.

To będzie.... zupełnie inna książka. Tak przynajmniej mówi się na tym, wspomnianym wcześniej ... "rynku". Ja może i coś o tym wiem... a może nie, zdradzać jednak niczego nie będę :). Liczę, że zapoznacie się z książką sami. Na pewno w sieci pojawi się setka konkursów, ja jednak radzę sięgnąć po tę pozycję zaraz po premierze, jeszcze nim ktokolwiek cokolwiek powie. Bo jedno jest pewne - warto ją przeczytać!

Więcej o powieści znajdziecie tutaj

14 września 2011

Bóg jest moim sędzią („Czerwone gardło” Jo Nesbo)


„Czerwone gardło” Jo Nesbo
wyd. Dolnośląskie, grupa Publicat
seria: Trylogia Oslo
rok: 2000 (wznowienie 2011) + audiobook 2011
str. 424
Ocena: 5/6


Przed chwilą wyłączyłam płytę z audiobookiem „Czerwonego gardła”, zamknęłam również wersję książkową tej powieści i wciąż nie potrafię wyjść ze zdumienia, w jakie wprawiła mnie poznana właśnie historia.

Pierwszy raz miałam okazję zetknąć się z audiobookiem. Nigdy wcześniej nie korzystałam z takiej formy zapoznawania się z treścią powieści. Szczerze muszę przyznać, że byłam tym faktem zaniepokojona. Bałam się, że nie podołam, że nie dam rady skupić się na ustnym przekazie. Obawiałam się również, że głos lektora będzie irytujący i niepasujący do przekazywanej treści. Słowem, przerażało mnie niemal wszystko. Przede wszystkim z tego właśnie względu, zaopatrzyłam się również w wydanie książkowe powieści. Dzięki temu, gdyby wersja czytana mnie odrzuciła, mogłabym sięgnąć po sprawdzony „papier” i w spokoju zakończyć lekturę. Dodatkowym atutem posiadania samej książki było to, że mogłam, jak to mam w zwyczaju, zaznaczać istotne według mnie fragmenty powieści.

Zasiadłam na kanapie, umieściłam płytę w czytniku, uruchomiłam program, chwyciłam książkę, otworzyłam notes, naszykowałam pisaki i karteczki do zaznaczania tekstu, nałożyłam słuchawki i wcisnęłam play. Pół godziny później poczułam delikatne potrząsanie. Mój mąż postanowił zainterweniować i mnie obudzić. Monotonny i powolny głos Tadeusza Falany uśpił mnie niemal natychmiast. To mnie przeraziło. Zadałam sobie pytanie: to książka jest nudna czy audiobooki są nie dla mnie? Bo, szczerze powiedziawszy, nim lektor przeczytał jedną stronę, ja byłam już stronę dalej. Wówczas dowiedziałam się, że mogę zwiększyć tempo nagrania. Jeden ruch ręką i nagle wszystko zaczęło działać jak należy.

Sierżant Harry Hole, na co dzień zatrudniony w Wydziale Zabójstw Oslo, zostaje oddelegowany do ochrony trasy przejazdu prezydenta Stanów Zjednoczonych podczas wizyty w Norwegii. W trakcie wykonywania tego zadania odkrywa, iż w miejscu, w którym nikt nie powinien się znajdować stoi mężczyzna z bronią. Baza nie odpowiada, czas mija nieubłaganie, decyzję należy podjąć natychmiast. Harry strzela a w sekundę później dostaje informację o zmianie planów. W budce znajdował się agent Secret Service. Harry spodziewa się zawieszenia w obowiązkach służbowych, tymczasem otrzymuje awans. Dostaje posadę komisarza w Policyjnych Służbach Bezpieczeństwa. Tam otrzymuje sprawę przemyconego do Norwegii karabinu snajperskiego Marklin. W tym momencie powieść nabiera dodatkowego tempa. Autor prócz wydarzeń aktualnych relacjonuje zdarzenia mające miejsce w trakcie trwania II Wojny Światowej. Czytelnik poznaje środowisko norweskich neonazistów oraz umierającego starca opanowanego żądzą zemsty. Na kim? Tego niestety zdradzić Wam nie mogę. Harry próbuje dociec komu i do jakich celów może być potrzebna tak niebezpieczna i droga broń, odkrywa coraz więcej faktów, pozornie niepowiązanych ze sobą. Co przyniesie mu kolejny dzień? Czy uda mu się zrozumieć, co tak naprawdę dzieje się w jego mieście? Czy zaufa właściwym osobom? Czy rozwiąże zagadkę nim zaczną ginąć ludzie? Tego musicie dowiedzieć się sami.

12 września 2011

Kim jesteś Kolumbie? („Czekając na Kolumba” Thomas Trofimuk)


„Czekając na Kolumba” Thomas Trofimuk
wyd. Prozami
rok: 2011
str. 334
Ocena: 4/6



Czy ktoś z Was zastanawiał się kiedyś, czym dokładnie jest choroba psychiczna? Czym się odznacza? Po przekroczeniu jakiej granicy można stwierdzić, że to już, że jest się chorym i trzeba zacząć się leczyć? Co wywołuje takie zaburzenia? Dlaczego jednym przytrafia się zachorować, a innym nie? Przyznam szczerze, że mnie takie myśli nawiedziły dopiero przy okazji sięgania po książkę Thomasa Trofimuka. Czy gdybym jej nie przeczytała, nigdy nie zaczęłabym się nad tym zastanawiać? Raczej nie. Coraz więcej powieści porusza tego typu tematykę, więc pewnie, wcześniej czy później, naszłyby mnie tego typu rozważania. Ogarnęły mnie jednak teraz i dlatego o tym wspominam.

Definicyjnie, choroba psychiczna zwana inaczej psychozą, to głębokie zaburzenie kontaktu chorego z otoczeniem, które manifestuje się urojeniami, omamami, zaburzeniami świadomości, masywnymi zaburzeniami emocji i nastroju lub niektórymi z tych objawów.* Czy coś Wam to mówi? Czy czasem nie wpadacie w skrajne emocje, nie widzicie czegoś, czego wcale w danym miejscu nie było? Czy to znaczy, że każdy jest chory psychicznie? Niestety, na to pytanie odpowiedzieć nam może chyba jedynie psychiatra.

Głównym bohaterem powieści jest nowy pacjent szpitala psychiatrycznego w Sewilli. Od pierwszych chwili pobytu w tej placówce, podaje się on za Krzysztofa Kolumba, słynnego odkrywcę i nawigatora. Początkowo niczym nie różni się on od typowych „mieszkańców” tego typu placówek. Jego opowieść puszczana jest mimo uszu i traktowana z przymrużeniem oka.  Jednak, wraz z upływem czasu, coraz więcej osób zaczyna ulegać niezwykłemu urokowi Krzysztofa. Opiekę nad pacjentem sprawuje doktor Fuentes oraz pielęgniarka Consuela. Ta ostatnia, poznawszy historię Kolumba, stara się dociec prawdy na jego temat. Z czasem pacjenta i pielęgniarkę zaczyna łączyć coraz więcej, Consuela nie wie jednak, iż tropem Krzysztofa podąża Emile Germain, agent Interpolu. Czego może chcieć on od pacjenta szpitala psychiatrycznego? Co takiego ukrywa nasz bohater? Skąd pochodzi i kim jest? O tym musicie przekonać się sami a nie ma na to lepszego sposobu niż lektura powieści „Czekając na Kolumba”.

Powieść nie powaliła mnie na kolana, ale poważnie zaintrygowała. Autor ma bardzo interesujący styl, jednak ilość przydługich opisów i nieustanne odnośniki historyczne nieco mnie przytłoczyły. Z drugiej strony książka ta stanowi bardzo ciekawe studium ludzkiej duszy i pod tym względem przypadła mi do gustu. Zwrócić warto również uwagę na tajemniczość towarzyszącą całej przedstawionej historii oraz liczne zwroty akcji. Spodziewałam się jednak, iż wątek kryminalny będzie lepiej rozbudowany i wyraźniejszy. Po lekturze „Czekając na Kolumba” dojść można do wniosku, iż granica między człowiekiem zdrowym psychicznie a tym uznanym za chorego jest bardzo płynna i naprawdę niewiele trzeba, by uznano nas za szaleńców. Osobiście nie żałuję czasu poświęconego tej książce. Mam nadzieję, że i wy nie pożałujecie. Polecam.


11 września 2011

Wyniki - Konkursowo 4


Wczoraj zakończył się mój konkurs, zorganizowany z okazji 25 tysięcy odwiedzających. Wyniki dziś, kiedy już na liczniku ponad 26 tysięcy :)

Jak zwykle łatwo wybrać nie było, na szczęście dziś sama nie musiałam podejmować tej trudnej decyzji.

Uwaga, uwaga.... jednomyślnie uznano, że najlepszą odpowiedź udzieliła


Proszę o przesłanie do mnie na skrzynkę (sylwia.szymkiewicz@gmail.com) adresu na który mam przesłać przesyłkę. Oczywiście nie wiem jeszcze co to będzie :) Jak zwykle niespodziewanka :D

I żeby tradycji stało się zadość, lista wyróżnionych. Po 10-tym Konkursowie osoby z największą liczbą wyróżnień zostaną... extra wyróżnione :D

Oto wyróżnienia, w przypadkowej kolejności :)
pandora14@op.pl
mostly.marta@gmail.com
ewbar97@onet.pl


Gratuluje raz jeszcze, i dziękuje za tak liczny udział. Zasadniczo wszystkie odpowiedzi były wspaniałe. Byle tak dalej! :)

Pewnego razu w Montevedovie („Za oknem cukierni” Sarah-Kate Lynch)


„Za oknem cukierni” Sarah-Kate Lynch
wyd. Prószyński i S-ka
rok: 2011
str. 280
Ocena: 4/6



Do tej książki przyciągnęła mnie… okładka. Tak, wiem „nie ocenia się książki po okładce”. Ale czy nie na to liczą właśnie wydawcy? Że czytelnik, odwiedzając księgarnie, podejdzie do tej półki, na której stać będą pozycje z „interesującą obwolutą”? W tym miejscu można byłoby zacząć dywagację na temat tego, co rozumie się przez powyższe sformułowanie. Nie o tym jednak chcę powiedzieć. Okładka „Za oknem cukierni” naprawdę przyciągnęła mnie do tej książki i sprawiła, że z zainteresowaniem przeczytałam notę wydawcy. I tak, od szczegółu do ogółu, doszło do tego, że najnowsza powieść Sarah-Kate Lynch trafiła do mojej biblioteczki. Czy słusznie? Przekonajcie się sami.

Główną bohaterką powieści „Za oknem cukierni” jest czterdziestoletnia Lily Turner. Na co dzień jest zatwardziałą, świetnie zarabiającą pracoholiczką mieszkającą w Nowym Jorku. Gdy jako młodziutka kobieta przysięgała Danielowi miłość liczyła, że jej życie ułoży się nieco inaczej. Szesnaście lat później wiedziała już, czego w jej małżeństwie nigdy nie będzie. Dzieci. Zawiodły naturalne metody, leczenie, in-vitro. Po tylu latach starań mogli poszczycić się jedynie sześciodniowym stażem rodzicielskim. Adopcja, bo o tym mówię, skończyła się fiaskiem. Biologiczna matka zmieniła zdanie, w skutek czego Lily i jej mąż musieli oddać dziecko. Daniel, importer win z Włoch, częściej jest w słonecznej Italii niż w domu. Pewnego dnia Lily postanawia zrobić małżonkowi niespodziankę i z okazji zbliżających się urodzin kupić mu nowe buty. Sięga więc po starą parę, by sprawdzić jej rozmiar i… znajduje zdjęcie, które zmienia całej jej dotychczasowe życie. Okazuje się bowiem, że Daniel prowadzi podwójne życie. Jedno tu, na Manhattanie, z nią. I drugie, tam, w Toskanii, z inną kobietą i… dwójką dzieci. Czy Lily podniesie się po tym ciosie? Co zrobi z tym „fantem”? Jedno jest pewne, jej kolejne kroki będą niekonwencjonalne, co w gruncie rzeczy doprowadzi do… Nie, nie powiem Wam, jak zakończy się powieść, o tym przekonać musicie się na własnej skórze.

I w tym miejscu można się pokusić na stwierdzenie „Człowieku! Gdzie masz głowę?!”. Bo o czym myślał mąż głównej bohaterki, ukrywając zdjęcie swojej „drugiej” rodziny w bucie do golfa? „Tam na pewno nie będzie szukała?”. Jak można trzymać w domu jawne dowody zdrady i mieć nadzieję, że żona nigdy się nie zorientuje? Dywagacji na temat „jak można prowadzić podwójne życie” rozpoczynać nie będę, choć mam wielką ochotę. W każdym razie Daniel wygrywa u mnie w kategorii „Głupota ludzka nie zna granic”.

10 września 2011

Trudna rola ojca („Klub filmowy” David Gilmour)


„Klub filmowy” David Gilmour
wyd. Dobra Literatura
rok: 2011
str. 227
Ocena: 4/6



Otrzymanie „Klubu filmowego” było dla mnie zupełnym zaskoczeniem. Nie oznacza to jednak, że nie ucieszyłam się z tej pozycji. Od czasu, gdy Klub… zawitał u mnie w domu minęło już kilka miesięcy, więc aż wstyd się przyznać, że przez ten czas nie udało mi się sięgnąć po tę książkę. Teraz jednak doczekałam się paru wolnych dni i w końcu udało mi się rozpocząć lekturę powieści Davida Gilmour’a.

Autor książki „Klub filmowy” z zawodu jest nie tylko pisarzem, ale również telewizyjnym dziennikarzem. W powieści opisał prawdziwe wydarzenia, które miały miejsce na terenie jego domu i wśród członków jego rodziny. Jak mu to wyszło? Co chciał przekazać szerszemu odbiorcy? Przekonajcie się sami.

Gdy nastoletni syn Davida, Jesse zaczyna wchodzić w okres buntu nikogo to nie dziwi. Z czasem jednak chłopak robi się coraz bardziej uciążliwy i męczący. Matka przestaje sobie z nim radzić, decyduje się więc na ostateczny krok i wysyła chłopca do ojca. David zupełnie gubi się w nowej sytuacji i początkowo nie ma pojęcia, co począć z synem. Pewnego dnia, gdy ten informuje ojca, że nie chce chodzić do szkoły, ten niespodziewanie się zgadza. Nie jest to do końca przemyślana decyzja, niestety nie ma już od niej odwrotu. David ustala więc zasady, które mają sprawić, iż pobyt syna w domu ojca okaże się dla niego zbawienny. I tak oto kres szkoły okupiony zostaje jedynie koniecznością oglądania trzech filmów tygodniowo. Przy czym muszą być to filmy wskazane przez ojca i z nim obejrzane. Na dokładkę David ustala, że pojawienie się w domu jakichkolwiek narkotyków unieważni ich umowę. I to by było na tyle, jeśli chodzi o zasady, których przestrzegać musi się Jesse. Niby nic, niby jasno i zwięźle sformułowane reguły gry. Wszyscy uważają pomysł za absurdalny, wychodząc z założenia, że jedynie szkoła jest w stanie wykształcić dzisiejszą młodzież. Czy rzeczywiście? Czy te dość nietypowe lekcje życia, które daje ojciec synowi, przyniosą spodziewane efekty? Co wyniesie z nich chłopak? Jakim człowiekiem się stanie? O tym, i nie tylko o tym traktuje powieść Dafida Gilmora zatytułowana „Klub filmowy”.

Lektura powieści, szczególnie dla osoby, która nie jest zatwardziałym kinomaniakiem, może okazać się trudna a czasem nawet zbyt trudna. Ilość opisanych filmów, oraz precyzyjna analiza ich zawartości, niejednego czytelnika może przytłoczyć i zniechęcić. Brak znajomości opisywanych filmów niejednokrotnie utrudnia zrozumienie fabuły.

W labiryncie… („Wodny labirynt” Eric Frattini)


„Wodny labirynt” Eric Frattini
wyd. Prószyński i S-ka
rok: 2010
str. 416
Ocena: 3,5/6



Do powieści Erica Frattiniego przyciągnął mnie przede wszystkim jej tytuł. Za każdym razem, gdy czytałam go na ekranie laptopa, mój mózg zaczynał pracować na zdwojonych obrotach. Labirynty mnie intrygują i przerażają równocześnie. Do tego wszystkiego doszedł jeszcze opis. Niby niewiele mówiący, ale zawierający to, co przyciąga czytelnika do książki. Tajemnica z przeszłości. Skrywana przed ludźmi prawda. Poszukiwanie odpowiedzi. Intryga. Już wiedziałam, że muszę przeczytać książkę „Wodny labirynt”.

Eric Frattini niejednej pracy się w życiu imał. Publicysta, pisarz, korespondent wojenny, analityk polityczny, wykładowca scenarzysta. Zdecydowanie trudno opisać go przy pomocy jednego słowa, już łatwiej jednym sformułowaniem  – człowiek orkiestra. „Wodny labirynt” to jego druga powieść a od momentu jej wydania na rynku pojawiły się dwie kolejne. Często można spotkać się ze stwierdzeniem, że „co za dużo, to niezdrowo” oraz „jak ktoś jest od wszystkiego, to jest do niczego”. Jak się to ma do Erica Frattiniego? Przekonajcie się sami.

Główną bohaterką powieści jest Afdera Brooks, wnuczka założycielki sieci galerii Brooks Antique Gallery, Crescentii Brooks. Afdera z zawodu i powołania jest archeologiem i to właśnie praca pochłania ją w całości. Podczas prowadzonych przez nią wykopalisk w Jerozolimie otrzymuje alarmujący telefon od swojej siostry Assal. Okazuje się, że ich babcia jest umierająca i wyzywa ją na łoże śmierci. Afdi wyrusza więc w podróż do Wenecji, gdzie czeka na nią rodzina. Tam otrzymuje od babci wskazówki, dzięki którym rozpocznie się przygoda jej życia. Pani archeolog jedzie więc do Stanów Zjednoczonych, gdzie w jednej ze skrytek American Bank odnajduje przechowywany od lat przez starszą panią manuskrypt. Jaka potoczą się losy Afdery Brooks? Jak scheda po babce wpłynie na życie bohaterki i co przyniesie światu? O tym i nie tylko o tym, dowiecie się zagłębiając się w lekturę „Wodnego labiryntu”.

9 września 2011

Byłam, jestem, będę… jedynie przypisem ( „Zapomniałam, że cię kocham” Gabrielle Zevin)


„Zapomniałam, że cię kocham” Gabrielle Zevin
wyd. Initium
rok: 2011
str. 264
Ocena: 4,5/6



Wraz z narodzinami człowieka rodzi się również jego pamięć. Nie jest to jednak ten rodzaj pamięci, który nazwać by można pamięcią całkowitą. Zwykle jest to ona wyrywkowa, fragmentaryczna, przypomina bardziej zbiór przypadkowych zdjęć niż spójny, dobrze obrobiony i zmontowany film. Jest ulotna. I tak, jak można stracić album z fotografiami, tak samo można utracić i ją. Ludzki umysł to bardzo skomplikowany mechanizm, który działa perfekcyjnie, ale nie zawsze tak, jakby można się było tego spodziewać. Przypuszczalnie dlatego pojawiają się luki w pamięci, wyblakłe obrazy i jedynie echa przebrzmiałych dawno wydarzeń. Wystarczy jednak odrobina wysiłku i dobrej woli, by umysł zapamiętał to, na czym najbardziej nam zależy. Przechowuje on później te wspomnienia w szczelnie pozamykanych szufladkach, które tworzą jedyne i niepowtarzalne archiwum ludzkiej egzystencji. Wszystko jest więc idealnie, dopóki los nie spłata nam figla i na schodach naszego życia nie postawi kubka z gorącą kawą. Chwila nieuwagi, pośpiech, roztargnienie… i ścieżki do tego archiwum zostają wymazane. Na jak długo i do jak wielkich zasobów? Tego niestety nikt nie jest w stanie przewidzieć.

Naomi Porter, główna bohaterka powieści Gabreielle Zevin, przyszła na świat w dość nietypowy sposób – w walizce po starej maszynie do pisania. No może niezupełnie tak było, ale właśnie moment i sposób jej porzucenia przez biologicznych rodziców sprawił, że początek jej życia kojarzony jest właśnie z tym wydarzeniem. Dla jej przybranych rodziców, Cassandry i Granta Porterów, jej pojawienie się stanowiło cud, ponieważ starania o własne potomstwo zakończyły się niepowodzeniem. Po przejściu przez żmudne formalności, kilkumiesięczna Naomi w końcu trafiła do miejsca, które nazwać mogła swoim domem. Dzięki starannemu wychowaniu i głęboko zakorzenionemu przekonaniu państwa Porter, iż dziecko powinno od najmłodszych lat wiedzieć, kim jest, nigdy nie przeżyła szoku związanego z przyswojeniem informacji, że została adoptowana. Kochała i wierzyła przybranym rodzicom tak, jakby byli tymi biologicznymi. Pewnego dnia, tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego, Naomi wraz ze swym najlepszym przyjacielem Willem rozpoczęła grę, która miała zaważyć na jej dalszych losach. Jeden rzut monetą i jedna do bólu szczera wypowiedź sprawiły, że to Naomi musiała wrócić po aparat. Jedno potknięcie później uleciały z jej głowy wspomnienia ostatnich czterech lat życia. I tak, w ciągu jednej chwili, okazało się, że nie ma przy niej jej matki, ojciec ewidentnie coś ukrywa a najlepszy przyjaciel Will, chłopak Ace i ratujący jej życie James, to zupełnie obcy ludzie. Czy skutki upadku będą trwałe? Czy Naomi uda się odzyskać pamięć? Czy zrozumie co wokół niej się dzieje? I co najważniejsze, czy rozpozna tę osobę, którą się w ciągu tych czterech lat stała? By się o tym przekonać koniecznie musicie sięgnąć po powieść Gabrielle Zevin pod intrygującym tytułem „Zapomniałam, że cię kocham”.

8 września 2011

Konkursowo 4 - przypomnienie

Pamiętacie? Chyba nie :)

W zeszłym tygodniu zorganizowałam Konkursowo 4. Wciąż trwa :) Skromnie więc przypominam :)

Więcej informacji tutaj :) Tu też proszę o odpowiedzi na pytanie konkursowe :)

7 września 2011

„Zdrada to nasz własny wybór”* („Dogonić rozwiane marzenia” Elizabeth Flock)



„Dogonić rozwiane marzenia” Elizabeth Flock
wyd. Mira
rok: 2011
str. 320
Ocena: 5,5/6



„Staliśmy się jedną z tych par, które zawsze nudziły moje współczucie; parą ludzi, którzy nie mają sobie nic do powiedzenia”**

Będę modelką. Zostanę stewardesą. Sięgnę gwiazd. Będę wielka. Nikt mnie nie pokona. Spotkam księcia z bajki, który przyjedzie na białym rumaku i uwolni mnie z mojej wieży. Powalę świat na kolana. Wszyscy będą mnie znali. Będę kimś. Będę szczęśliwa.

Każdy ma jakieś marzenia. Jedni mniejsze, inni nieco większe. Ludzie od wieków zakładają sobie cele i mniej lub bardziej angażują się w dążenie do ich realizacji. Są tacy, którym udaje się zdobyć wyznaczony szczyt, są i tacy, którzy zatrzymują się w pół drogi i mówią sobie „dość, już dalej iść nie muszę/nie chcę”. Marzenia nas definiują. Kształtują nasze życie. Wyznaczają ścieżkę, którą podążamy. Co się jednak stanie, gdy zapomnimy o tym, co było dla nas takie ważne? Gdy utoniemy w marazmie codzienności? Co będzie, gdy odstawimy nasze własne pragnienia na górną półkę, obiecując sobie, że w wolnej chwili sięgniemy po nie i zaczniemy je realizować? Czy pojedyncze złożenie broni i pójście dalej już bez niej sprawia, że zapominamy o marzeniach? Czy poddając się raz, zaprzepaszczamy szansę na upragnioną przyszłość?

Samantha Friedman ostatnie dwadzieścia lat swojego życia spędziła u boku Boba. Para w swoim życiu doczekała się jednej adoptowanej córki – Cameron, oraz dwóch bliźniaczych synów  – Andrew i Jamiego. Z zewnątrz oboje przypominają piękną i szczęśliwą parę. Zawsze zainteresowaną tym, co dzieje się wokół nich, poświęcającą czas znajomym i przyjaciołom, nie ulegającą pokusom w miejscach publicznych. Dobrze czującą się wśród innych, nieco gorzej, jak się okazuje, we własnym towarzystwie. Już w trakcie podróży poślubnej Samantha uświadamia sobie, że ślub z Bobem był najgorszą z podjętych przez nią decyzji. Postanawia jednak wytrwać i zbudować związek w oparciu o przyjaźń i wzajemne zaufanie. Z czasem okazuje się, iż jest to niewykonalne. Para postanawia więc zacieśnić łączące ich więzy przy pomocy potomstwa. Niestety i na tej ścieżce spotyka ich porażka, stąd też decyzja o rozpoczęciu przygotowań do adopcji. Dzięki znajomościom już po kilku tygodniach przeglądają katalogi w poszukiwaniu „ich dziecka”. Decyzja o powiększeniu rodziny negatywnie wpływa na relacje pary, w związku z czym z każdym dniem ich stosunki ulegają załamaniu. Czy ostatecznie uda się im wyjść z impasu, w którym się znaleźli? Czy odnajdą w sobie dawno utraconą namiętność? Czy ich związek da się jeszcze uratować? Kto i w jaki sposób, przekaże Cammy informację o jej prawdziwym pochodzeniu? Czy dziewczyna pogodzi się z bolesną prawdą i będzie w stanie iść do przodu z podniesioną głową? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po powieść Elizabeth Flock „Dogonić rozwiane marzenia”.